menu
data
2011-2021
miejsce
dawne Zakłady Ursus, Warszawa
autorzy
Jaśmina Wójcik i Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego

OPIS PROJEKTU
Cykl imprez, które odbyły się na terenie byłego Zakładu Produkcji Ciągników w Ursusie w dniach 13-15 czerwca 2014 r. W programie znalazły się m.in.: Kongres Rysowników w plenerze prowadzony przez Pawła Althamera, Parada Traktorów z placu Defilad do Ursusa, Spacer Akustyczny przygotowany przez Jaśminę Wójcik po terenach byłej fabryki traktorów, Pamiętnik Mówiony do nagrywania wspomnień i kino na świeżym powietrzu. Spotkanie na terenach dawnej fabryki Ursus zakończyła Kolacja Sąsiedzka zaaranżowana przez mieszkanki i mieszkańców Ursusa. Projekt zdobył w 2015 roku Warszawską Nagrodę Edukacji Kulturalnej za zachowanie dziedzictwa kulturowego,  rewitalizację marki poprzez działania społeczno-kulturalne oraz ocalanie pamięci tych, którzy tworzyli to miejsce.

Jak to się zaczęło?
Jaśmina Wójcik, autorka projektu:
– To był rok 2011. Przypadek. Pojechałam do Ursusa, na teren fabryki, na spacer ze znajomymi. Zobaczyłam te hale i się w nich totalnie zakochałam. Wysłałam zdjęcia mojemu tacie, który zawsze powtarza, że nie jest z Warszawy, tylko z Ursusa. Oddzwonił do mnie załamany stanem zakładu, bo nie był tam od kilkudziesięciu lat. Zaczął wspominać, jak ta fabryka wyglądała, że to właściwie było miasto w mieście. Że pracowały tam tysiące ludzi, rzeka pracowników wlewała się tam codziennie rano. Spotykali się też w czasie wolnym, dzieci jeździły razem na kolonie. I że to naprawdę było coś niesamowitego pracować w tym Ursusie. Pomyślałam: gdzie są ci ludzie w takim razie i co się z nimi teraz dzieje? Czy oni dalej tu mieszkają? Zaczęłam rozklejać ogłoszenia, że jestem artystką i poszukuję byłych pracowników i pracownic, którzy zechcieliby podzielić się swoją historią. Zostawiłam numer telefonu, email i tak się zaczęło.

Spotykaliśmy się przeważnie w ich mieszkaniach. Ja byłam tuż po studiach, pracowałam na umowę o dzieło na Akademii Sztuk Pięknych. I to był dla mnie kosmos słuchać, że oni przepracowali w jednym zakładzie po kilkadziesiąt lat, że była w nim zatrudniona mama, babcia, ciocia, wujek. Że mieli zakładowe mieszkanie. Oczy im się śmiały, gdy opowiadali, jak jeździli razem na grzybobranie, że był żłobek, przedszkole i jak się szło do pracy, to dzieci były zaopiekowane. Poczułam, że zmietliśmy to wszystko do jednego worka wstrętnej komuny, wstydzimy się tego, bo budujemy nową Polskę. Ale tak naprawdę jesteśmy w tym wszystkim bardzo samotni. Tego brakuje mojemu pokoleniu, takich więzi. Oni do dziś wszyscy się znają.

Pojawiał się w tych rozmowach też wątek „dobrej roboty”. Że musisz przyjść na swoje miejsce pracy wyspana, ogarnięta. Było też rozgoryczenie, że tego już nie ma: „po co to pani nagrywa, komu to potrzebne”. Przekonywałam ich, że mojemu pokoleniu to jest właśnie bardzo teraz potrzebne.
Czułam się w jakimś sensie odpowiedzialna za te historie, którymi się ze mną podzielili. Oni tę fabrykę ożywili w mojej głowie. Wtedy pomyślałam, że będę łącznikiem, który ich opowieści przekaże dalej.

Jak się za to zabrałaś?
– Zorganizowałam spacer akustyczny, który polegał na tym, że przeszliśmy wyznaczoną trasą przez zakłady. Chodziło o to, żeby na ten jeden raz znów pootwierać bramy, bo deweloperzy już grodzili te działki. Zaczęliśmy mapować teren, dociekać, jaki fragment do kogo należy. Spacer zorganizowałam własnym sumptem, bo nikogo to nie obchodziło. Może poza dziennikarzami lokalnych gazet, którzy wtedy bardzo mi pomogli podać wieść dalej. Liczyłam, że może przyjdą moi znajomi i kilku mieszkańców, a pojawiło się kilkaset osób. Najbardziej sceptyczny z pracowników – pan Henryk – podszedł do mnie i powiedział: „Jednak trochę ludzi przyszło”. Ale to była dla mnie radocha!

 Był tam jeszcze wątek zakładowego muzeum.
– Tak, półtora roku próbowałam zdobyć pozwolenie na wejście do niego. Pomieszczenia malutkiego muzeum razem z halą zostały kupione przez Bumar, czyli Polski Holding Obronny. A w jego zbiorach był na przykład najstarszy wyprodukowany ciągnik, były proporce, flagi zakładowe, ale też bardzo dużo pamiątek przekazanych przez pracowników. I oni mieli ogromne poczucie niesprawiedliwości, bo to było ich muzeum, oni je współtworzyli. Dlatego bardzo chciałam, żeby ten nasz spacer akustyczny skończył się w muzeum. Zajęło mi to półtora roku, ale się udało.

Jak w projekt zaangażowała się Krytyka Polityczna?
– Na spacerze byli Igor Stokfiszewski i Iza Jasińska i po prostu to poczuli. Znałam Igora, bo chodziłam na jego seminarium Sztuka jako narzędzie zmiany rzeczywistości, dlatego zaprosiłam go na to wydarzenie. Również Edwina Bendyka, który mieszkał w Ursusie. To są dla mnie ważne osoby, które były ze mną w tym od początku. Zaczęliśmy sobie marzyć. Ale powodzenie tego projektu zależało nie od tego, ile wydarzeń zorganizujemy w Ursusie, ale na ile uda nam się wsłuchać w potrzeby pracowników i wyjść im naprzeciw.
Dlatego Zakłady. Ursus 2014 były takim naszym szczególnym dzieckiem. Dostaliśmy sporą dotację i mogliśmy zrobić to po swojemu. Łatwiej było mi działać mając ze sobą Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego, powołane przez Krytykę.

Parada traktorów z placu Defilad była chyba właśnie ze sfery marzeń?
– O, właśnie! Mieliśmy odwagę zamarzyć o tym, że te stare traktory wracają do macierzy. Zrobiło się z tego trzydniowe wydarzenie. Poznaliśmy wspaniałych traktorzystów i kolekcjonerów tych maszyn z całej Polski. Oni je kochają, skupują, naprawiają, pucują. Odbył się Kongres Rysowników Pawła Althamera na kilometrach płócien wyłożonych na zewnątrz naszego ulubionego terenu elektrociepłowni, która już nie istnieje. Stoją tam bloki.

Udało nam się dzikim trafem na czas wydarzenia to miejsce zdobyć. Poszliśmy do syndyka, który zabezpieczał teren. Zastanawialiśmy się, jak zareaguje na te nasze opowieści o tym, że chcemy się tu spotkać z byłymi pracownikami; chcemy, żeby traktory wróciły, dzieci rysowały, że chcemy wyświetlać na halach archiwalne filmy, zrobić kolację z sąsiedzką. Rzeczywiście zapadła cisza, ale po niej: „Drodzy państwo, ja też jestem byłym pracownikiem Ursusa. Macie ten teren”. Z kolei w urzędzie dzielnicy, do którego poszliśmy po honorowy patronat, usłyszeliśmy: „Boże, znowu te rozpadające się hale! My jesteśmy prężną dzielnicą, Smart City, ekopark, nowe osiedla…” Wtedy to był dla nich wstydliwy rozdział Ursusa. I rzeczywiście doprowadzili do tego, że dziś już prawie nic po zakładach nie zostało.

A co z tą kolekcją?
– Nasza petycja była dużym sukcesem, w zbieranie podpisów zaangażowało się wiele warszawskich środowisk. Wiceprezydent Jarosław Jóźwiak nas przyjął i w blasku fleszy mediów ogłosił, że miasto te zbiory wykupi. Odtrąbiliśmy zwycięstwo, ale powiem ci, że dzisiaj nie wiem, gdzie one się znajdują. W zeszłym roku wyjechały z Ursusa. Miała się nimi zająć dzielnica, dostała na to fundusze, ale jest cisza.

Jak powstawał słynny dziś twój film „Symfonia Fabryki Ursus”?
– Kiedy robiłam pierwsze nagrania pracowników w 2000 roku, bardzo często wstawali i pokazywali mi różne czynności, które wykonywali w zakładzie. Ich ciała wciąż pamiętały. Pomyślałam, że to byłoby niesamowite móc ich teraz zobaczyć w tych miejscach, w których pracowali. Wróciłam do tego pomysłu, gdy zdobyłam nagrodę, umożliwiającą realizację filmu. 600 tysięcy złotych. Wreszcie historie pracowników mogły wybrzmieć tak, jak chcieliśmy.

Po 10 latach, zdecydowałaś się na wyjście z Ursusa. Dlaczego?
– Była akcja upamiętnienia 40-lecia strajków w Ursusie. Poprosiliśmy ludzi z całej Polski, żeby przysyłali do nas fragmenty swoich traktorów i zespawaliśmy taką sklejkę – traktor hybrydę – którą postawiliśmy przed dawnym budynkiem dyrekcyjnym, a obecnie Urzędu Dzielnicy. Można było na nim usiąść, kręcić kierownicą, poczuć się jak na prawdziwym Ursusie. I to oczywiście budziło ogromne kontrowersje wśród urzędników. No bo jak to?! Oficjalne uroczystości z Macierewiczem i wszystkimi świętymi, a tu taki „złom”?! Jak to wygląda? Może rzeczywiście słusznie fabryka upadła, skoro produkowała coś takiego? Więc my, w odpowiedzi na to, pomalowaliśmy nasz pomnik na złoto i srebrno.

Mieszkańcom się podobał, ale w 2021 roku dostaliśmy takie paskudne pismo, napisane suchym, urzędniczym językiem, że mamy usunąć „tego gruchota”, bo jest niebezpieczny dla dzieci. Wtedy poczułam, że to jest moment, w którym chcę to skończyć. Wiedziałam, że jest pan Stefan Sobczak, jeden z bohaterów Symfonii, który bardzo zaangażował się w nasze działania i że on je znakomicie pociągnie. Ja zrobiłam wszystko, co mogłam i nie miałam już siły. Musieliśmy zabrać spod urzędu ten traktor, który pojechał do prywatnego skansenu Ursusów. Zrobiliśmy pożegnalną stypę, podczas której symbolicznie przekazałam panu Stefanowi megafon.

Było więcej takich gorzkich momentów. W dniu światowej premiery Symfonii 30 października 2018 roku, zamknęli odlewnie aluminium, w której kręciliśmy. Starałam się przekonywać władze Ursusa, żeby napisali wniosek unijny, kupili tę halę i w niej zrobili muzeum. To zbyt frustrujące, żeby do tego wracać.

10 lat to kawał czasu. Niezwykle rzadko artyści tyle lat konsekwentnie działają z konkretną społecznością. Doszłaś do punktu, w którym poczułaś to co oni, gdy patrzyli na upadek ich fabryki.
– Nasze działania były zaczynem i widzę jak teraz pączkują. Ursus mnie totalnie ukształtował, moje myślenie o pracy ze społecznością. Bardzo ważna jest ta obecność. Że jesteś, przez lata jesteś. Dzięki temu, że ten film miał na świecie taki znakomity odbiór, oni jakby odzyskali jakąś część tej godności, którą im zabrano. Jest we mnie taki wkurw, niezgoda na to, że ludziom mówi się po tylu latach pracy, że są nic nie warci. Pan Jerzy, cudowny prawdziwy robotnik, płakał, jak zobaczył te traktory, które po prostu przyjechały do Ursusa. Dlatego chcę zostać w Polsce i dlatego tak angażuję się teraz w edukację.

IGOR STOKFISZEWSKI O PROJEKCIE:

„Przy animowaniu tego typu działań należy wyrobić w sobie umiejętność wychodzenia poza narzędzia sztuki i sięgania po repertuar aktywistyczny, zdolność płynnego przechodzenia od sztuki do zaangażowania w konkretne działania; sprawność prowadzenia kampanii społecznych i budowania koalicji na ich rzecz ze świadomością, że cele do osiągnięcia zawsze muszą być formułowane przez społeczność i że to ona jest ostatecznym sędzią oceniającym efektywność działań, nadaje im legitymację (także działaniom artystycznym, które w ten sposób przestają być więźniami ocen wystawianych przez świat sztuki czy władze publiczne). Na koniec zaś należy jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że niemożliwe jest wyizolowanie się ze świata władzy politycznej i działania kapitału. By osiągać cele korzystne dla społeczności, należy wchodzić z nimi w relacje. Pamiętajmy jednak, że to strona społeczna jest głównym, sprawczym podmiotem rzeczywistości i że artysta czy działacz musi zawsze optować za jej interesem, za wspólnym dobrem, działać na jej korzyść i przed nią odpowiadać za swe czyny i słowa.”
Igor Stokfiszewski, Projekt Ursus Zakłady – wokół „zwrotu demokratycznego” w sztuce, Kultura i rozwój, nr 2/2017

O ORGANIZACJI
Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego prowadzi instytut badawczy, wydawnictwo i portal krytykapolityczna.pl, a także 2 lokalne centra społeczno-kulturalne, sieciujące i wspierające inne organizacje i inicjatywy w Cieszynie i Warszawie. Stowarzyszenie od 20 lat działa w obszarze i na rzecz aktywizmu obywatelskiego: w 2002 roku wydało pierwszy numer pisma, a w 2008 roku stworzyło sieć klubów Krytyki Politycznej w kilkunastu miastach i miasteczkach w Polsce. Wydawnictwo Krytyki Politycznej publikuje rocznie 25–35 książek z zakresu myśli politycznej, społecznej i ekonomicznej, a także his/herstorii. Od 2012 roku organizacja prowadzi Instytut Krytyki Politycznej, realizujący badania dotyczące m.in. wyzwań w związku ze zmianami klimatu, ich konsekwencjami społecznymi i gospodarczymi, tendencji społecznych odnośnie świata wartości i ich politycznych konsekwencji, jak również współzależności między kulturą, gospodarką i demokracją w kontekście współczesnych wyzwań cywilizacyjnych dla Polski.

W PRASIE
Dzięki projektowi mieszkańcom Ursusa faktycznie udało się odzyskać głos w sprawach mających wpływ na ich zdrowie, życie i dzielnicę. Różnorodne programy w ramach projektu pokazały, że zachowywanie pamięci o fabryce i budowanie nowej, ale zakorzenionej w przeszłości tożsamości jest absolutnie kluczowe dla mieszkających tu osób. W fabryce znajdowała się kolekcja pamiątek – to przede wszystkim maszyny, ale i karty osobowe, dzienniki zespołów oraz dokumenty zakładowe. Mieszkańcy na próżno prosili gminę o zachowanie tego zbioru – wraz z terenem przeszedł on na własność inwestora, który kolekcji zatrzymywać nie chciał, za to chciał pieniędzy za jej odstąpienie. (…) Zespół musiał nauczyć się łączenia sztuki z aktywizmem – sprawnie przechodzić z jednego w drugie, stosownie do tego, czego akurat wymaga praca z lokalną społecznością.”
Anita Gócza, Projekt Ursus. Sztuka i aktywizm mierzą się z przeszłością, Magazyn Szum, 09.2017

WYBRANA BIBLIOGRAFIA
Sztuka ze społecznością, redakcja: Jaśmina Wójcik, Igor Stokfiszewski, Izabela Jasińska, wyd. Krytyki Politycznej, Warszawa 2018
Igor Stokfiszewski, Projekt Ursus Zakłady – wokół „zwrotu demokratycznego” w sztuce, Kultura i rozwój, nr 2/2017
Kamila Ferenc, Jak tworzyć, by stworzyć wspólnotę, Magazyn Kontakt, 10.2017

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności