menu

Chodząc wspólnie

O doświadczeniu pieszej wędrówki w znikającym palestyńskim krajobrazie pisze artystka i biolożka Krystyna Jędrzejewska-Szmek, podsumowując swój udział w międzynarodowym programie rezydencyjnym Codzienne formy oporu.

Wspinamy się po zboczu, opuszczając zielony jar Ein Farah, Zachodni Brzeg,
Autonomia Palestyńska, 2022, fot. Krystyna Jędrzejewska-Szmek

Idziemy przez zaspane, puste miasto w piątkowy poranek. W Ramallah to dzień wolny – sklepy są pozamykane, nie ma aut na zazwyczaj zatłoczonych ulicach. Szybkim krokiem wspinamy się stromymi uliczkami jedynie w towarzystwie krzyczących wron, kawek i majn brunatnych. Na niektóre elementy miasta zwracamy teraz uwagę po raz pierwszy, ponieważ ulice są gołe i odsłaniają swoje pobocza. Kiedy zbliżamy się do ronda Arafata, pierwszym sygnałem miejskiego życia są sprzedawcy słodkich sezamowych rogali i kawy. Zaraz potem spotykamy grupy, które powiększają się o kolejne osoby. Czuć ekscytację, ludzie są roześmiani i przejęci. Około godziny siódmej narasta zamieszanie. Tłum się budzi, podjeżdżają autobusy, a wsiadający do nich ludzie rozdzielają się na podgrupy – rodziny z dziećmi, młodzi i dorośli. Jesteśmy trochę zdezorientowani, ale w końcu udaje nam się trafić na nasz autobus grupy Go Hiking Pal. Wiemy tylko tyle, co udało się zrozumieć z automatycznego tłumaczenia z arabskiego opisu wydarzenia. Informacje są wypisane w siedmiu punktach, z czego trzeci wydaje się kluczowy: „Weź 2 litry wody i ciesz się”.

Rzeczywiście w autobusie panuje atmosfera imprezy – jest prawie pełny, na środku korytarza stoi głośniczek i leci muzyka, ludzie śpiewają. Jedziemy godzinę, mijając najpierw gęste, niekończące się zabudowania Ramallah, przechodzące płynnie w kolejną miejscowość – Quferacab, który przechodzi równie płynnie w Qalandia. Dojeżdżamy do Muru, który i tym razem robi przejmujące wrażenie – wysoka na 9 metrów betonowa ściana zwieńczona wieżyczkami strzelniczymi i drutem kolczastym. Mijamy militarne zasieki checkpointu, ale go nie przekraczamy – będziemy się poruszać w obrębie Zachodniego Brzegu. Kiedy kończy się strefa A, widok się zmienia, coraz bardziej pustoszeje, aż za oknem spotykamy zapierające dech w piersiach pustynne krajobrazy – szaro żółte wzgórza, gaje oliwne i beduińskie stada owiec wypasane przez chłopców na osiołkach. Na skrzyżowaniach mijamy drogowskazy po hebrajsku, kierujące do osiedli izraelskich osadników. Autobus zjeżdża w wąską drogę na pustkowie. Wysiadamy z chłodnego wnętrza prosto w żar. Powietrze z gorąca marszczy się nad horyzontem. Schodzimy ścieżką w stronę wąwozu porośniętego wysoką trzciną, w której rozpoznaję lasecznicę trzcinowatą. To jest jedna z tych roślin, które zyskały złą sławę jako groźne rośliny inwazyjne. Tutaj lasecznica jest w domu, w naturalnym zasięgu swojego występowania. Jest wysoka na kilka metrów i gęsto wypełnia jar. Kiedy patrzymy ze zbocza, wygląda jak zielone rozcięcie w niekończącej się pustyni. Szarozielone liście tworzą dywan, który szumi i faluje na wietrze. Na szczycie góry ponad nami widzimy pasące się stado gazel. Nasza ścieżka wije się przez odsłonięte zbocze pośród krzewów i kamieni. Tempo marszu jest spokojne, grupa układa się w kolorowy sznur postaci wędrujących w palącym słońcu. Schodzimy w głąb wąwozu, aż zagłębiamy się w chłodny, trzcinowy las. Nasza trasa przeplata się ze strumieniem. Przy spiętrzeniu robimy pierwszy z wielu postojów i ludzie wchodzą do zimnej, rześkiej wody. Jedna z dziewczyn w pełnym ubraniu powoli zanurza się w aż po szyję. Krańce jej seledynowej tuniki i hidżabu tańczą na powierzchni wody. Później mężczyźni tworzą krąg i głośno śpiewają, wyklaskując rytm. Czuję, że uczestniczę w ceremonii, w misterium. Od tego momentu dalsze wędrowanie zlewa mi się w jeden trans, z którego wyłaniają się przebłyski – wspólny posiłek w cieniu nawisu skalnego, skoki do wody ze szczytu skały, atmosfera beztroski, zielony arbuz chłodzący się w zatoczce, gigantyczne szerszenie pojące się w wilgotnym zagłębieniu i rozmowy prowadzone z osobami na szlaku.

Po tym doświadczeniu nie mogę spać spokojnie. Chodzenie od dawna traktuję z dużą uważnością, widząc w nim nie tylko ważną praktykę codzienności, ale też narzędzie poznawcze. Teraz zaczynam rozumieć je w szerszych kategoriach. Czym jest akt chodzenia na Zachodnim Brzegu? Jak wpływa on na percepcję krajobrazu, kiedy chodzą po nim Palestyńczycy? Percepcję, o której Lucius Burckhardt pisał, że jest czymś, czego się trzeba nauczyć – całościowo w każdej epoce historycznej, ale także każde z nas jako indywidualna osoba.

Najmniejsza interwencja w krajobraz wzmacnia zmianę w znaczeniu i zmianę w świadomości. Co, jeśli tą interwencją jest obecność i praktyka wspólnego chodzenia, która aktem przejścia zaznacza istnienie społeczności palestyńskiej? Z kolejnymi krokami buduje się zmiana świadomości, rozwija nauka własnej tożsamości i odbudowywania relacji z więcej-niż-ludzkim, z którym wspólnie zamieszkuje się pewien kawałek ziemi. Raja Shehadeh w Palestyńskich wędrówkach mówi o okrutnym paradoksie tego, że Palestyńczycy ukształtowali krajobraz tych ziem, a teraz muszą z niego zniknąć. Opowiada on również o losach swojej rodziny, która wraz z zaprzestaniem uprawy ziemi i przeniesieniem się do miasta utraciła bliskość z przyrodą. Otaczające wzgórza przestały być ważną częścią ich tożsamości. Ścieżki, głazy, rośliny i źródła wody, które kiedyś miały imiona, stają się bezimienne, a wraz z okupacją – także coraz trudniej dostępne. A raz zostawiona odłogiem ziemia jest tracona na zawsze, przechodzi w ręce izraelskich osadników. Architekt i antropolog Khaldun Bshara podkreśla, że większość zasobów i wiedzy znajduje się nie w ciasnych, rozpędzonych miastach, ale na wsi, które położone w obrębie strefy B i C poddane są jurysdykcji wojska izraelskiego. Współtworzona przez Bsharę organizacja Riwaq, stawiająca sobie za cel zachowanie dziedzictwa palestyńskiej architektury, zajmuje się nie tylko zabezpieczaniem zabytkowych domów, ale też rysowaniem map z trasami szlaków pieszych i dawnych tras karawan wielbłądzich. Przywiązuje dużą wagę do łączności zabytków z wiedzą ustną, która zachowała się w lokalnych społecznościach.

Ostatnia kąpiel przed wyruszeniem w drogę powrotną, Zachodni Brzeg,
Autonomia Palestyńska, 2022, fot. Krystyna Jędrzejewska-Szmek

 

Zbocza poprzecinane są siecią pasterskich ścieżek, Zachodni Brzeg, Autonomia Palestyńska,
2022, fot. Krystyna Jędrzejewska-Szmek

Piesze wędrówki Palestyńczyków są rosnącą w popularność praktyką kolektywną. Na innej wycieczce, do której dołączam, jedziemy do Axal z grupą Tijwal Safar. Opuszczamy Zachodni Brzeg i odwiedzamy palestyńską wieś u podnóża góry Jabal Khafza. Nie ma z nami wielu osób z głównego trzonu grupy działającej w Ramallah – nie mają pozwoleń na to, by przekroczyć checkpoint i wjechać na teren Izraela. W drodze poznaję mieszkającą w Jerozolimie Iklas, która jest informatyczką w Intelu. Mówi o tym, że wspólne wędrówki pozwalają jej czuć się Palestynką, są okazją, by porozmawiać po arabsku – w pracy używa wyłącznie hebrajskiego. Lubi wędrować z tą grupą, ponieważ jednym z założeń Tijwal Safar jest korzystanie z gościnności lokalnych przewodniczek i przewodników. Okupacja niszczy relacje międzyludzkie i wspólne chodzenie jest próbą ich odbudowywania, sposobem na poznanie ludzi z różnych regionów. Grupa działa od wielu lat. Inspiracją jest dla nich mujawara, tradycyjna forma nauki związana z wędrówką do Mekki i Medyny. Osoby gromadzące się wokół miejsc świętych wymieniały się wiedzą poprzez rozmowy i wspólnie spędzony czas. Wytworzona w ten sposób wiedza jest niehierarchiczna i subiektywna, co podkreśla Hamza Aqwarabi, jeden z założycieli Tijwal Safar. Siadamy w kręgu wokół najstarszego mieszkańca Axal. Nie rozumiejąc arabskiego, przysłuchuję się melodii języka i obserwuję dynamikę grupy. Osoby w różnym wieku zabierają głos, uderza mnie uważność słuchaczy względem siebie.

Widok na rozległą dolinę Ibn Amer, wycieczka z Tijawal Safar do Axal, Izrael, 2022,
fot. Krystyna Jędrzejewska-Szmek

Przy innej okazji o potrzebie bezpiecznej więzi mówi mi Osama. Siedząc na balkonie, z malutkich szklanek popijamy słodką herbatę z liśćmi mięty. Osama opowiada, że pochodzi ze wsi, gdzie społeczność rodzinno-sąsiedzka jest bardzo ważna. Od kiedy mieszka w Ramallah, pracuje na dwa etaty, próbując się utrzymać. Bardzo brakuje mu bliskości z innymi ludźmi i poczucia bycia częścią jakiejś społeczności. We wspólnotowym charakterze tych wędrówek jest także wymiar praktyczny. Rozmawiam o tym z Dżamilą na szlaku do źródeł Ein Farah – Palestyńczycy nie mają łatwości i bezpieczeństwa w poruszaniu się po własnym kraju. Wielu z nich nie ma samochodów, którymi mogliby dojechać do miejsc odległych. Przemieszczając się samodzielnie, narażonym się jest na niebezpieczeństwo konfrontacji z osadnikami bądź wojskiem. Zwykły mandat drogowy ma inny ciężar w zależności od tego, czy jesteś Żydem, czy Arabem. Izraelczycy (włączając w to osadników na terenie Zachodniego Brzegu) dostają mandat pisany po hebrajsku z informacją o możliwości odwołania się w sądzie oraz danymi kontaktowymi. Palestyńczycy dostają mandat bez tłumaczenia na arabski, bez podanych danych kontaktowych czy informacji o możliwości złożenia odwołania. Na każdym kroku zasady są różne w zależności od narodowości. Najważniejszy rozłam to podleganie różnym systemom prawnym – dla Izraelczyków jest to sąd cywilny, dla Palestyńczyków sąd wojskowy. Kara za przekroczoną prędkość albo rzucony kamień jest inna, w zależności od tego, kto dokonał wykroczenia. W raporcie Machsom Watch z 2022 r. przytoczona jest bardzo typowa historia rolnika Hafeza Huraniego. W czasie, kiedy uprawiał swoją ziemię, został otoczony i zaatakowany przez zamaskowanych osadników uzbrojonych w karabin M-16 i metalowe rury. Bronił się łopatą, został ciężko zraniony i złamano mu obie ręce. Karetka, która po niego przyjechała, była blokowana przez grupę osadników, a jej opony przebite. W efekcie tej konfrontacji policja z osadnikami tylko porozmawiała, a Hafez został aresztowany z zarzutem usiłowania morderstwa. Tłem do tych zdarzeń jest prawo międzynarodowe, nakazujące wojsku przebywającemu na terenach okupowanych ochronę okupowanej ludności cywilnej. Tymczasem izraelskie wojsko działa przeciwnie do tej zasady, traktując Palestyńczyków jak agresorów.

Haytham czeka z wyciągnięta dłonią, aż rybki zaczną skubać mu naskórek, Zachodni Brzeg,
Autonomia Palestyńska, 2022, fot. Krystyna Jędrzejewska-Szmek

Na wycieczce z grupą Right to Movement na wzgórze Amuriya na małej drodze między wsiami zatrzymani jesteśmy przez wojsko na prowizorycznie rozłożonej blokadzie zwanej tutaj „flying checkpointem”. W praktyce jest to łańcuch z kolcami rzucony w poprzek drogi i dwóch młodych żołnierzy w pełnym rynsztunku, kamizelkach kuloodpornych i karabinach w ręku. Takie mobilne stanowiska stawały się w przeszłości miejscem przypadkowych śmierci Palestyńczyków, kiedy coś poszło „nie tak”. Czekamy na możliwość przejazdu, a Basheer opowiada mi, że jako chłopiec uwielbiał rower, ale po tym, jak osadnicy śmiertelnie potrącili jego kuzyna, rodzina zabroniła mu jeździć. Zaczął znowu jako dorosły i teraz jeździ na wielogodzinne wyprawy. Podsumowuje to stwierdzeniem, że na drodze czuje się w miarę bezpiecznie, bo biorą go za Izraelczyka, zakładając, że Arabowie nie uprawiają cyklingu. Działalność grupy Right to Movement ma korzenie sportowe i wyrosła z pomysłu zorganizowania międzynarodowego maratonu w Bethlehem. Z tego wyłoniła się potrzeba utworzenia lokalnych grup, które wspólnie uprawiają sport i chodzą na wędrówki. Rasha, która jest od niedawna koordynatorką grupy z Ramallah, mówi o prawie kobiet do sportu i tym, jak jej rodzina, chcąc nie chcąc, musiała zaakceptować jej zaangażowanie. Grono to przyciąga wiele osób z zagranicy mieszkających w Ramallah czy Bethlehem, język angielski przeplata się z arabskim.

Grup skupionych na wędrowaniu jest bardzo dużo i mają różny charakter. Kiedy wypytuje o to kolejne osoby, zwykle traktują to bardzo zwyczajnie – jest to zjawisko powszechne we wszystkich regionach Zachodniego Brzegu. To charakterystyczne, że to, co jest w Palestynie powszednią, codzienną praktyką, jest jednocześnie aktem politycznym, aktem oporu. Ali Qleibo, antropolog z uniwersytetu Al-Quds, podkreśla, że organizatorzy wycieczek mogą być postrzegani jako przywódcy o określonej politycznej wizji, którzy gromadzą wokół siebie ludzi. Przykładem takiej osoby jest Bassek al-Araj, który spisywał wiedzę ustną z różnych miejsc i organizował piesze wycieczki, stając się jednocześnie aktywistą i liderem. Kiedy w 2017 roku zabiło go wojsko izraelskie, został jednym z symboli oporu wobec okupacji. Zakaz swobodnego przemieszczania się z miejsca na miejsce jest jednym z bardziej widocznych form naruszenia praw człowieka na Zachodnim Brzegu.

Palestyńskie wędrówki były pierwszą palestyńską książką, którą przeczytałam. Czułość i delikatność, z jaką Raja Shehadeh opisuje suche, kamieniste wzgórza wokół Ramallah, bardzo mnie poruszyły. Jeszcze zanim przyjechałam do Zachodniego Brzegu, zastanawiałam się, na ile takie wędrówki są wciąż możliwe w kurczącym się krajobrazie Palestyny. Po przyjeździe przekonałam się, że nie da się tak po prostu wyjść z miasta. Z kolejnymi tygodniami spędzonymi w Ramallah z coraz większą tęsknotą kierowałam spojrzenie ku wzgórzom. Dołączenie do wędrówek było dla mnie najpierw osobistą potrzebą, z czasem stało się ogromną nauką i głównym tematem mojego pobytu. Jak mi powiedział Hamza w rozmowie: chodzimy po to, by się uczyć.

Chciałabym bardzo podziękować organizatorom i uczestnikom wycieczek, którzy dzielili się ze mną swoimi historiami, emocjami i myślami. Udział w każdej z nich był dla mnie bardzo ważny. Szczególnie dziękuję osobom z Tijwal Safar, Right to Movement oraz Go Hiking Pal.

Rezydencja odbyła się w latem 2022 roku w ramach programu Codzienne formy oporu organizowanego przez CSW Zamek Ujazdowski oraz Urząd Miasta Ramallah.

Góry wydają się pustynne, ale w rzeczywistości pokryte są sucholubną, niską roślinnością,
Zachodni Brzeg, Autonomia Palestyńska, 2022, fot. Krystyna Jędrzejewska-Szmek

1. Raja Shehadeh, Palestyńskie wędrówki. Zapiski o znikającym krajobrazie, Karakter, 2011
2. Izraelskie stowarzyszenie kobiet monitorujących łamanie praw człowieka na Zachodnim Brzegu, https://machsomwatch.org/en/content/annual-report-2022

Krystyna Jędrzejewska-Szmek – artystka wizualna i biolożka. Osią jej zainteresowań są wzajemne powiązania i napięcia w relacjach międzygatunkowych. Jej praktyka jest oparta na badaniach, inspiruje się nauką, jednocześnie z nią polemizując. Członkini Grupy ZAKOLE, która skupia się na poszukiwaniu sposobów opowiadania i doświadczania terenów takich jak bagna oraz przybliżania perspektywy zamieszkujących je istot.

www.zakole.pl, www.krystynaszmek.cargo.site

 

 

 

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności