Chodźcie na spacer!
Osobiście staram się patrzeć cały czas z perspektywy poruszającego się w przestrzeni człowieka. Bo my się cały czas poruszamy. No, pokaż mi kogoś, kto staje przed budynkiem z rękami założonymi do tyłu i analizuje jego formę. Nikt, poza garstką osób, tak nie robi – z architektem Łukaszem Wojciechowskim o jego książce Spacer przez architekturę. Pierwsze kroki z psychologią środowiskową rozmawia Bogna Świątkowska
Jesteś autorem wielu tekstów i publikacji poświęconych architekturze, które są przejawem twojej aktywności zawodowej, ale też ciekawości wychodzącej poza tę dyscyplinę. Najnowsza publikacja zatytułowana Spacer przez architekturę. Pierwsze kroki z psychologią środowiskową jest zaproszeniem skierowanym do wszystkich, którzy interesują się nie tylko architekturą, ale przede wszystkim jej oddziaływaniem na człowieka. Dlaczego akurat ten temat?
Kiedy piszę, staram się unikać perspektywy wszystkowiedzącego. Bliższa jest mi postawa kogoś, kto poszukuje i odkrywa, dlatego mam nadzieję, że czytelnicy tego eseju będą się czuli zainspirowani do tego, żeby po swojemu odkrywać przestrzeń. Psychologia środowiskowa zainteresowała mnie, ponieważ od lat korzystam na co dzień z pomocy psychologicznej. Podczas rozmów z panią psychoterapeutką – czy raczej powinienem powiedzieć: dzięki niej – przyszło mi na myśl, że architektura potrzebuje psychoterapii. Warto jej spróbować, poobserwować własną przestrzeń, tę, którą się otaczamy, przestrzeń, którą projektujemy. Dzięki psychologii można zacząć używać innych niż zazwyczaj słów do opisania architektury, odkryć nowe obszary pozornie całkowicie rozpoznane.
Spacer przez architekturę zaczyna się od rozdziału Psychoanaliza i płynnie przechodzi do psychologii środowiskowej i psychologii architektury. Czy w środowisku architektonicznym w Polsce rozmawia się na te tematy?
Z mojego doświadczenia wynika, że bardzo mało. Psychologia środowiskowa w Polsce raczkuje – to nie jest moje zdanie, ale usłyszane od specjalistki. Nie umniejszam tutaj badaczom, którzy od lat zajmują się tym tematem, ale na wydziałach architektury ciągle jest wykładana raczej oszczędnie, delikatnie mówiąc. Oczywiście w natłoku wszystkich umiejętności, które musi mieć architekt, psychologia, podobnie jak socjologia, są spychane na trzeci, czwarty plan na rzecz umiejętności bardziej inżynierskich. Zostało to jeszcze spotęgowane niedawnym podziałem edukacji architektonicznej na tryb dwustopniowy i magiczne słowo „inżynier” stało się powodem skierowania edukacji w kierunku profilu techników budowlanych. Sam jestem absolwentem takiego technikum, więc wiem, o czym mówię. Wydaje mi się, że architekci nawet na pierwszym stopniu studiów mogliby próbować rozumieć architekturę z perspektywy humanistycznej, także właśnie w oparciu o psychologię.
A co ona może dać? Może lepiej zapytać o to, co daje tobie?
Mnie daje ciekawe narzędzia, nowe słowa, nową wrażliwość. To istotne, żebyśmy patrzyli na architekturę w prosty sposób. Kiedy idziemy do psychologa, często dostajemy bardzo proste recepty na rozwiązanie naszych problemów. Dlatego w tym eseju staram się pokazać, jak ciekawym narzędziem do postrzegania przestrzeni, jest choćby psychoanaliza.
Jakie pytanie jest tu najważniejsze?
O to, jak się czujesz w danej przestrzeni? Co ta przestrzeń ci daje w sensie społecznym? Czy cię inspiruje do interakcji? Starałem się jednak skupić, odwrotnie niż w psychoterapii, na pozytywnych aspektach. Bo zwykle wiemy, czego się boimy – ja na przykład bałem się ciemnych korytarzy w mojej szkole podstawowej i wielu innych przestrzeni w późniejszym życiu. Jednak starałem się nie pisać o tym, a skupiłem się raczej na aspektach pozytywnych, na tym, co lubiłem, gdzie się czułem dobrze. Jako architekci jesteśmy uczeni witruwiańskiej triady: funkcja, forma, konstrukcja. Ostatnio czytałem książkę Design na co dzień Dona Normana (wyd. Karakter, 2018) o projektowaniu przedmiotów i urządzeń, i tam na pierwszych stronach, obok funkcji, formy, konstrukcji, zauważa się aspekt przyjemności z użytkowania. To klucz do Spaceru przez architekturę, chociaż nie chcę iść w kierunku zgłębiania problematyki poetyckiego odczuwania architektury czy jej intelektualnej analizy. Bardziej zależy mi na pierwiastku pierwotnym, wręcz – bez zabarwienia negatywnego – prymitywnym. My, ludzie, przez to, że jako gatunek 99% czasu naszego istnienia spędziliśmy na sawannie, mamy zaprogramowane coś w naszym biosie, więc to naturalne, że stresujemy się tym, że się zgubimy w budynku. To są takie naprawdę megaproste sprawy, które tylko musimy sobie uzmysłowić. Mnie chodzi o to, żebyśmy się na nie uwrażliwili.
Połączenie twojego osobistego doświadczenia z czasów jeszcze przed rozpoczęciem przez ciebie studiów architektonicznych z wiedzą, którą masz obecnie, uruchamia w twojej książce szereg sposobów oceniania architektury, które biorą się z innego porządku. Nie jest tu potrzebna duża wiedza fachowa, ale otwarcie się na emocje. To nie jest częsta postawa w środowisku architektonicznym! Z jakimi reakcjami na tę swoją propozycję się spotykasz?
Reakcje mogę obserwować w pracy ze studentami, w rozmowach z koleżankami i kolegami. Generalnie są pozytywne, bo każdy czuje, że to jest w jakiejś mierze potrzebne. Bardzo wielu architektów korzysta przecież z pomocy psychologicznej, bo ten zawód jest taki trudny. A w projektowaniu bardzo wiele osób posługuje się intuicją, która podpowiada im dobre rozwiązania. Mnie chodzi o to, żeby opisać jakoś tę intuicję, ale też wydobyć to, co wydaje mi się ważne, z wiedzy fachowej i znaleźć jakieś pole dialogu między nimi, obszar przenikania się projektowania i teorii. Zrzucam z siebie trochę odpowiedzialność w prowadzeniu realnych badań, bo trzeba zauważyć, że psychologowie środowiskowi są naukowcami i aby coś udowodnić, muszą zrobić prawdziwy research. Tu metodologia może ich trochę ograniczać, bo najlepiej – choć wcale nie uważam, że to łatwe – jest przebadać środowisko zamknięte, takie jak szpital czy więzienie albo stacja kolejowa. Na co dzień staram się stosować do tego, co powiedział jeden z mentorów Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej, Staszek Lose, architekt i autor między innymi książki Ku urbanologii (wyd. Unpubleashed, 2015): „Architektura jest prosta – wystarczy sobie wyobrazić, jak człowiek z niej korzysta”. Jeśli więc wypowiadam się na temat jakiegoś projektu, to zawsze ważna jest dla mnie spójność koncepcji, jej powiązanie z otoczeniem. Ale najbardziej emocjonującym elementem oceny jest– jak na mapach Google – „zrzucanie” człowieczka na poziom ulicy, przejście się wokół budynku i wejście do środka. Analizując w tym celu rzuty i przekroje, można sobie wyobrazić sekwencje przestrzeni. Ważne jest, aby próbować nie dać się zwieść pięknymi obrazkami, wizualizacjami, wystudiowanymi fotografiami, bo one pokazują tylko statyczną stronę architektury. Osobiście staram się patrzeć cały czas z perspektywy poruszającego się w przestrzeni człowieka. Bo my się cały czas poruszamy. No, pokaż mi kogoś, kto staje przed budynkiem z rękami założonymi do tyłu i analizuje jego formę. Nikt, poza garstką osób, tak nie robi. I znowu wrócę do tematu terapii, bo mógłbym się tu silić na jakieś teorie, ale pamiętam, jak mojej terapeutce mówiłem, o co mi chodzi w tym postrzeganiu architektury przez ruch, i łamałem sobie język. Użyłem nawet Corbusierowskiego terminu: promenade architecturale. A ona popatrzyła na mnie z lekkim politowaniem i powiedziała: „Spacer!”. I tak, tu chodzi o spacer, o przechadzkę, bo ważne w tej mojej książeczce jest to, że mówimy o architekturze codziennej, a nie o jakichś willach bogatych paryżan czy o gotyckich katedrach lub o barkowych ogrodach… Jeszcze mi to tak do końca nie wychodzi, jeszcze jakieś muzeum mi wpadnie, jakaś willa, ale chciałbym w przyszłości skupić się wyłącznie na najzwyczajniejszych Biedronkach. Bo w dyskusji o architekturze od wieków przerzucamy się coraz bardziej błyskotliwymi obserwacjami, manifestami, teoriami, historiami, prawdami, a potem idę do supermarketu, muszę przejść przez parking, wchodzę do budynku bez okien, a tam nie ma nic z architektury. Dla większość z nas nic z tych wszystkich teorii nie wynika poza tanimi produktami.
Twój esej ukazuje się w dobrym momencie, kiedy dyskusja dotycząca miasta jest już bardzo rozgrzana. Przyjazne miasto 15-minutowe może być liczone w zasięgu pieszej wędrówki. A więc twoje zaproszenie, żebyśmy zrobili audyt, jak nam się idzie spacerem przez architekturę, jest też zaproszeniem do skonfrontowania się z tym, czy nam się dobrze idzie w tych miastach, co odczujemy, kiedy się tam znajdziemy.
Poszerzyłaś znacznie perspektywę, a ja troszkę celowo zawężam do najbliższego otoczenia, do samego budynku. O mieście dużo napisano. Oczywiście zawsze niewystarczająco dużo, ale jako architekt próbuję skupić się na architekturze, którą chyba jednak lepiej rozumiem. Miasto jest takim organizmem, które się rodzi, rozwija, ewoluuje. Natomiast na architekturę – jako architekci, użytkownicy czy operatorzy budynków – możemy wpływać. Miasto trudno kontrolować, a architekturę jakoś jednak się da. Kiedy mamy do czynienia z takim codziennym życiem, możemy je w jakiś sposób poprawić. Na przykład dobrze zlokalizowane okno: ono może zasadniczo zmienić jakość życia kogoś, kto kupuje to swoje mieszkanie na 30-letni kredyt.
W książce wykorzystujesz podstawowe narzędzie wyobrażenia sobie przestrzeni – rysunek. To jest też twoje drugie życie, bo jesteś autorem komiksów. Twój esej jest nie tylko napisany, ale i narysowany.
Można powiedzieć, że są to notatki ze spacerów, wspomnienia z budynków. Rysunek pozwala mi uporządkować sobie pamięć, przypomnieć, jak przez ten budynek przechodziłem. Ale zdecydowałem się na użycie szkicu również dlatego, że chciałem uciec od oceny estetycznej budynków, która może być uruchomiona przez fotografie. Chodzi mi o pokazanie pewnej zasady kształtującej przestrzeń i jej podstawowe wartości. W tym celu buduję sekwencję obrazków, czyli zapis przechodzenia przez budynek. Są to różne ujęcia: czasem potrzebowałem perspektywy z góry z odciętym sufitem, czasem formuły komiksu, a czasem wybierałem przekrój. Każdy budynek jest trochę inny i mimo że na początku myślałem, że może uda się to przedstawić dla każdego obiektu w uniwersalny sposób, to jednak się okazało niewystarczające. Kiedy jeszcze miałem wykłady z projektowania, to rysowałem szybko na tablicy jedynie diagramy ukazujące główne cechy architektury, można powiedzieć pozaestetyczne, może dlatego, że nigdy nie umiałem tak pięknie rysować jak Wiktor Zin (śmiech). Bo teraz każdy jest w stanie sobie na telefonie sprawdzić, nawet podczas wykładu, jak dany budynek wygląda. Ale szkic, właśnie dlatego, że nie skupia się na detalu, estetyce architektury, pozwala chociaż na chwilę uciec od oceniania na podstawie wyglądu.
Jeżeli przyjmiemy, że lektura twojego eseju jest taką wizytą architektury na kozetce, to zostajemy z czymś na koniec?
Z zaproszeniem do przyglądania się budynkom. Chcę tu wspomnieć Język wzorców Christophera Alexandra. To książka fascynująca i dla mnie ważna. Jedyną jej wadą, moim zdaniem, jest może to, że przedstawia budynki przedmodernistyczne. Ale to są tylko wzorce. Możemy je wykorzystywać w projektowaniu w sposób współczesny. Ta książka, mimo że ma swoje lata, wciąż jest aktualna i wciąż nowe pokolenia ją odkrywają, ponieważ jest niezamknięta, daje nam pole do interpretacji. Zresztą Alexandra cytują psychologowie środowiskowi i psychologowie architektury jako jedno z najlepszych źródeł dotyczących psychologii w mieście czy w architekturze. Chciałem, żeby Spacer przez architekturę też był otwarty, żeby nie miał końca i żeby dało się do niego dopisać ciąg dalszy, znaleźć nowe przykłady i poprzez odejście od budynków luksusowych próbować znajdować jeszcze więcej przyjemności w codzienności. Chciałem pokazać pewne narzędzia obserwowania architektury, a proces uwrażliwiania na przestrzeń u każdego będzie przebiegał indywidualnie. Tak jak każdy, kto przychodzi na kozetkę, wynosi z terapii coś innego.
Łukasz Wojciechowski – architekt, adiunkt na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej, współautor projektów m.in. Muzeum Współczesnego Wrocław i Wrocławskiego Centrum Kongresowego, autor książek Architektura racjonalnej Europy (wyd. emg), Spacer przez architekturę. Pierwsze kroki z psychologią środowiskową (wyd. Fundacja Bęc Zmiana) oraz współautor monografii Jan Szpakowicz – przestrzeń elementarna (wyd. Muzeum Architektury we Wrocławiu). Jest także autorem komiksów Ville nouvelle, Soleil mécanique i Dum dum (wyd. çà et là).
Zamów książkę: www.beczmiana.pl/sklep