menu

Po raz kolejny dzielny żeglarz uniknął pewnej śmierci

Z Bartkiem Buczkiem o złożonej strukturze podtrzymywania widzialności w świecie sztuki rozmawia Tomek Pawłowski-Jarmołajew

 

Tomek Pawłowski-Jarmołajew: Nagrywamy tę rozmowę kilka dni po otwarciu wystawy Zmiana ekspozycji, którą wspólnie robiliśmy w białostockim Arsenale. Nie udało nam się odbyć jej podczas montażu. Nie tylko dlatego, że montaż był krótki i intensywny, jak zwykle, i nie dlatego, że ja montowałem w tym samym czasie w drugim skrzydle galerii inną wystawę. Ty pracowałeś nad kilkoma innymi rzeczami. Bardzo dużo pracujesz. Mam wrażenie, że cały czas masz wiele tematów naraz. Jak sobie z tym radzisz?

Bartek Buczek podczas montażu wystawy Zmiana ekspozycji w Galerii Arsenał
w Białymstoku, 2023

Po prostu sobie nie radzę.

Przecież widzę, że jednak jakoś robisz te wszystkie rzeczy, a niektóre nawet ci wychodzą.

Tak naprawdę radzę sobie, ale dość dużym kosztem. Bardzo dużo pracuję, nie mam zbyt wiele wolnego czasu. Trwam w takim stanie bezustannej paniki. Niestety, to są negatywne aspekty tej intensywności pracy. Mimo wszystko staram się za dużo nie denerwować i odłożyć emocje na bok. Wtedy łatwiej jest mi przeskoczyć z jednego tematu do drugiego.

Czemu aż tak dużo na siebie bierzesz?

Po pierwsze, nigdy nie wiesz, kiedy praca się skończy. Po drugie, jak być może wiesz, jestem nieasertywny i nie za bardzo potrafię odmawiać. Poza tym bardzo lubię swoją pracę i bardzo lubię realizować te wszystkie projekty i pracować z fajnymi ludźmi. Dopóki czegoś spektakularnie nie spieprzę, dopóty wydaje mi się, że nadal mogę brać jeszcze więcej zadań na siebie. Mam nadzieję, że z dobrym skutkiem. Zobaczymy, jak to pójdzie na dłuższą metę.

Znam to poniekąd. Ja też łapię się czasem na nadmiernej wierze w swoje możliwości. Biorę jeszcze jedno zlecenie, a potem kolejne, aż zapominam, jak się nazywam. Robię tak, bo z tym wiążą się również fajne rzeczy. Nie tylko pieniądze, ale też ludzie, wyjazdy i często miła atmosfera. A co ciebie napędza? Wyciągasz cokolwiek dobrego z tego zapierdolu?

Duża część procesu współpracy jest satysfakcjonująca. Mam wielką przyjemność fizycznego wykonywania obiektów i rzeczy, które zaprojektuję albo które są mi zlecone. To daje poczucie sprawczości, kiedy widzę, że te wystawy i dzieła powstają. Lubię też ryzyko, niestety. Marta Lisok zwykła mówić w sytuacjach, kiedy udawało mi się zrobić coś, co się nie powinno udać: „Po raz kolejny dzielny żeglarz Sindbad uniknął pewnej śmierci”. Bardzo lubię to uczucie, to się nazywa chyba…

Uzależnienie od adrenaliny?

Do diabła, tak. Z tego, czego słuchałem w podcastach, to jest niezdrowe, bo potem nie możesz przeskoczyć na normalny tryb pracy i prędzej czy później pojawią się jakieś koszty dostarczania sobie dopaminy w ten sposób. Ale jak mówisz, że rozumiesz, to czuję się prawie rozgrzeszony.

Montaż wystawy Zmiana ekspozycji w Galerii Arsenał w Białymstoku, 2023,
fot. M. Zaniewski

Montaż wystawy Zmiana ekspozycji w Galerii Arsenał w Białymstoku, 2023,
fot. M. Zaniewski

Disclaimer! Absolutnie nie popieram takiego zajeżdżania się, choć faktycznie zdarza mi się i wielu moim znajomym pracującym w kulturze, a zwłaszcza na freelansie, to robić. Przede wszystkim dlatego, że – jak wspomniałeś – nie wiadomo, kiedy się skończy okres bycia na fali, projekty, zasoby i zaproszenia. Sam nie znalazłem jeszcze na to dobrego sposobu albo nie umiem go jakoś realnie rozwiązać. Czy ty widzisz jakieś zdrowsze rozwiązanie tej sytuacji? Co masz na myśli, mówiąc „normalny tryb pracy” w twoim przypadku?

Ten normalnym tryb byłby taki, że roboty jest tak samo dużo, ale lepiej sobie z nią radzę. Bardzo lubię, kiedy udaje mi się dowieźć skomplikowane albo liczne projekty na czas, ale nie lubię, kiedy ich liczba czy komplikacje mnie przytłaczają i paraliżują. W wymarzonej sytuacji byłoby tak, że więcej prac polegałoby na zaskakiwaniu osób, z którymi pracuję, pozytywnymi efektami. Z drugiej strony, fajnie byłoby mieć taki radar, który wykrywa odpowiednio wcześnie osoby i instytucje, które spodziewają się niemożliwych efektów, jeśli chodzi o czas, budżet, warunki albo ograniczenia komunikacyjne.

To byłby wówczas radar na sytuacje pewnej śmierci, a takie przecież lubisz.

Tak, ale kiedy sam się na nie porywam, nie kiedy ktoś mnie w takie wrzuca.

Pracujesz nad aranżacjami i wieszasz wystawy, czasem robisz skrzynie, postumenty, czasem dzieła, teraz prowadzisz swoją galerię, a zdarza ci się występować również jako artysta. Czym się różnią te poszczególne aktywności?

Na pewno różnią się skalą zaangażowania. Pod koniec zeszłego roku na mojej tablicy w warsztacie napisałem sobie, że nie biorę nowych zleceń do końca roku, bo byłem tak zarobiony. Potem pojawiła się gwiazdka: „poza montażami wystaw i skrzyniami”, bo te rzeczy są dość proste. Więc montaże i produkcje skrzyń o podstawowym charakterze, to są rzeczy, które można robić bez większego zaangażowania emocjonalnego. Jest praca, trzeba ją wykonać, znam schemat działania, wystarczy tylko stawić się w danym miejscu na daną ilość czasu oraz wykonać znany układ ruchów i gestów. To najprostsza część mojej pracy. Na drugim biegunie jest wytwarzanie dzieł innych artystów. To jest najtrudniejsze, bo wiąże się ze ścisłą współpracą z inną osobą i wejściem w dość intymną relację.

Aranżacje i architektury wystaw są gdzieś pośrodku?

Jeśli chodzi o aranżacje, to mam taką wadę, że nie obsługuję programów 3D. Więc dopóki robię aranżację, w której nie muszę wykonywać zbyt wielu wizualizacji, dopóty ta praca jest dość prosta i bardzo przyjemna. Jeżeli muszę pracować nad wizualizacjami, to zapraszam do współpracy mojego kolegę Michała Srokę, który oprócz tego, że jest malarzem, ma również fach architekta. Wtedy na tej skali przesuwa się to na wyższy biegun trudności. Obok tego gdzieś jest jeszcze robienie własnych wystaw. I z tym jest tak, że zazwyczaj brakuje na to czasu. Potem takim momentem twórczym jest dopiero montaż. Tak jak w Białymstoku, kiedy mogłem wykonać pracę w postaci tej aranżacji malarskiej. To był taki najbardziej twórczy okres pracy nad własną wystawą.

Montaż wystawy Zmiana ekspozycji w Galerii Arsenał w Białymstoku, 2023,
fot. M. Zaniewski

Właściwie tak! Sam się właśnie zorientowałem, że ten mural to jedyna nowa praca, która powstała z myślą o tym projekcie.

Możemy doliczyć jeszcze nowe postumenty odrzucone przez artystę z mojej galerii. One też były nowe. Poza tym faktycznie wystawa została zbudowana z rzeczy, które już istniały, ale część z nich nie była pokazywana wcześniej. Do tego oczywiście doszły realizacje chłopaków z działu technicznego Arsenału i materiały z ich archiwum.

Dlaczego artysta odrzucił postumenty, które zrobiłeś? 

Były zbyt odważne w formie. Więc powstały nowe, skromniejsze.

Bo te twoje postumenty mają taki artystyczny sznyt. 

Artystyczny sznyt? Bardzo śliskie sformułowanie, ale poniekąd zgodne z prawdą. W efekcie postumenty czy gabloty, które robię, czasami są odrzucane jako zbyt znaczące albo ingerujące w czyjeś prace. Jeżeli dochodzi do udanej współpracy z artystą lub artystką, to można dojść do porozumienia i oboje sobie pozwalamy na mocne ingerencje w swoje prace.

Gdzie w tym wszystkim plasuje się twoja „praktyka artystyczna”? Czy ona nadal jest dla ciebie ważna? 

Można sobie zadać pytanie, co to jest praktyka artystyczna. Na podstawie własnych doświadczeń myślę, że dużą jej częścią jest bycie obecnym w środowisku i praca nad widzialnością, która z kolei jest efektem ubocznym pracy, jaką wykonuję. Kiedy zacząłem robić mniej własnych projektów, mniej siedzieć w pracowni, a więcej pracować dla innych, pokazywać się na montażach i poznawać większą liczbę ludzi z naszego środowiska, nigdy nie udzieliłem tylu wywiadów co ostatnio, za co bardzo dziękuję. Dostaję też więcej fajnych zaproszeń do udziału w wystawach jako artysta, choć nigdy nie robiłem tak mało prac jak teraz.

To myślisz o swojej „praktyce artystycznej” właśnie jako o wytwarzaniu obiektów?

Do tej pory tak było. Teraz wszystkie te role i aktywności, o których rozmawialiśmy: technicznego, skrzyniarza, montażysty, autora aranżacji, współpracownika i artysty, łączą się w całość. Staram się ich nie hierarchizować i przykładać się do każdej pracy, jaką wykonuję, czy to dla siebie, czy dla kogoś innego.

Bartek Buczek, ANTIVIBE, mdf, lakier, 90 x 150 cm, 2022, dzięki uprzejmości artysty

Jak to się ma do artystycznego ego, które pielęgnowane jest na akademiach? Realizujesz się w tym twórczo?

Ja się czuję całkiem zrealizowany. Nawet jak realizuję czyjeś wystawy, jeżeli mogę wpłynąć na ich kształt i doprowadzić do tego, że wystawa wygląda dobrze, jeżeli uda mi się przemycić jakieś rozwiązanie, którego ktoś inny nie wymyślił albo bał się zastosować wcześniej, to ja się czuję w pełni zaspokojony wtedy, również jako artysta. Nie wiem, czy to się nazywa fałszywa skromność, czy to jest coś innego. Faktycznie, jak kiedyś próbowałem sobie ułożyć swoją piramidę potrzeb, to okazało się, że ta potrzeba kreatywnego działania została zaspokojona przez pracę dla innych. W dużej mierze, bo nie odrzucam robienia swoich rzeczy, bo to też daje dużą przyjemność. Tylko rzadko jej zażywam.

Bartek Buczek urodził się w 1987 roku. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Katowicach na kierunku malarstwo; dyplom obronił w pracowni Andrzeja Tobisa. Artysta malarz, twórca wideo-art, instalacji, a także autor tekstów, w tym książki Za drogie, za słabe, zbyt trudne, znajdującej się w kolekcji krakowskiego Bunkra Sztuki. Pracownik galerii o szerokich kompetencjach zawodowych (techniczny, wystawiennik, artysta, aranżer i kurator). W jego twórczości, także tej wykraczającej poza ramy obrazów, odnaleźć można melancholijną atmosferę zakorzenioną w głęboko egzystencjalnej refleksji. Założyciel galerii Art Industry Standard. Mieszka w Krakowie.

Tomek Pawłowski-Jarmołajew – kuratorx, kucharx, performerx. Robi wystawy, organizuje eventy, pubikuje rozmowy, gotuje, udziela ślubów i śpiewa karaoke. Współpracuje z artystkami, kolektywami, instytucjami i redakcjami w całej Europie, m.in. Galerią Arsenał w Białymstoku, DOMIE w Poznaniu, MeetFactory w Pradze, czy Dutch Art Institute. Mieszka i pracuje w Białymstoku, Poznaniu i Pradze.

ROZMOWY W TOMKU Talk-show bez publiczności, w którym Tomek Pawłowski-Jarmołajew zaprasza gości do swojego wnętrza. W toku kuratorskiego przesłuchania zaproszone przez Tomka osoby artystyczne stają się jednym z licznych głosów w jego wewnętrznym monologu o sztuce, pracy, przyjaźni i zdrowiu.

Montaż wystawy Zmiana ekspozycji w Galerii Arsenał w Białymstoku, 2023, fot. M. Zaniewski

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności