menu

Pojęciownik przestrzenny na czas kryzysu

Fot. Biuro Chłonności Przestrzeni, 2021

W pandemii doświadczyliśmy zupełnie nowych wymiarów miejskości. Drastyczne zmiany w sposobach i rytmach naszego codziennego życia oraz funkcjonowania w przestrzeni wzmagały krytyczną refleksję nad definicją zasobów przestrzennych, a także miasta dobrego do życia, bezpiecznego i odpornego. Czas kryzysu może w tym ujęciu stać się momentem świadomej sprawczości – jeśli wirus zmienia nasze życie tak bardzo, być może ratunkiem jest wykształcenie nowych, mniej rozrzutnych – a tym samym lepszych dla nas i planety – nawyków i narracji? Przeczytajmy jeszcze raz stare nowe wyrazy z miejskiego pojęciownika, poszukajmy w nich szansy na trwałą i korzystną zmianę.

Bliskość/dystans
Covid zaburzył logikę tworzenia tego, co nazywaliśmy dobrą, a więc dospołeczną przestrzenią, zbliżającą do siebie ludzi i ich style życia, sprzyjającą interakcji, bezpośrednim kontaktom i wymianie. Dziś zinternalizowany lęk przed Innym i jego wirusem ściera się z naszą potrzebą bliskości, a co za tym idzie, zmieniają się nasze wymaganiami względem dzielonej przestrzeni. Rozwiązanie sprzeczności między potrzebą bliskości i dystansu jest kluczem do przyszłości miejskiej przestrzeni. Za wezwaniem WHO, powinniśmy utrzymywać dystans „fizyczny”, ale nie „społeczny”. Pomoże nam w tym uświadomienie sobie, że przestrzeń społeczna może działać w oderwaniu od terytorium, i być budowana na innych sposobach komunikowania się i interakcji – za pomocą troski, wyobraźni czy bezinteresownej pomocy. Może także przybierać bezpieczne, „zdystansowane” proksemicznie formy i realizować się przy pomocy np. miejskiej akupunktury na nowe czasy – parkletów, parków kieszonkowych, placów przed instytucjami, szkołami czy urzędami, a także nowego DNA infrastruktury miejskiej, w którym podstawową jednostką miary staje się 1,5 metra.

Praca
Rozwój pracy zdalnej jest sejsmicznym tąpnięciem w sposobie funkcjonowania miasta. Ograniczenie codziennej podróży do i z pracy podważa zasadność części infrastruktury transportowej i przemieszczania się w celu siedzenia przy komputerze w drugiej części miasta. Z drugiej strony marzymy, by nasze mieszkania spuchły, by pomieścić nowe funkcje. Niemożliwość wydzielenia przestrzeni do pracy w każdym mieszkaniu podważa przydatność istniejącego zasobu mieszkaniowego. I dalej – po co w mieście wysokie biurowe wieże, jeśli część pracowników wróciła w swoje rodzinne strony lub wyemigrowała na działkę? Adaptacja do zmiany sposobu pracy może być bardzo kosztowna i zająć dużo czasu, podobnie jak niegdyś likwidacja miejskiego przemysłu. Być może za parę dekad modne kawiarnie będą mieścić się w lokalach w stylu retro open space. Nowe scenariusze dla pracy w czasach pandemii odsłaniają jednak jeszcze jeden wymiar miejskiej układanki – dotyczy głównie tych uprzywilejowanych, którzy podczas społecznej izolacji mogą pozwolić sobie na pracę zdalną lub tą z przydomowego ogródka.

Handel
Pandemia nie sprzyja wynalezieniu remedium na martwe ulice handlowe pełne pustych lokali. Wręcz przeciwnie. Zamiast archetypicznego gwaru w handlowych podcieniach, na rynkach i lokalnych bazarach, zapełniła przestrzenie miast i miasteczek ślepymi ścianami paczkomatów. Nowym bohaterem i cichym zamachowcem na „tętniące życiem ulice” stały się też dark store’y, minimagazyny służące już tylko do obsługi handlu realizowanego przez aplikacje. Ten krajobraz nie jest wyłącznie efektem zmiany modelu konsumpcji na rzecz zakupów przez internet, ale też wynikiem braku długofalowej polityki władz miast w zakresie przestrzeni handlu i pomysłu na żywe, wielofunkcyjne ulice.

Liczby
Życie w mieście zamieniło się w teatr cyfr, począwszy od sprawdzania codziennej liczby zachorowań i zgonów, przez liczbę metrów określającą to, jak bardzo powinniśmy się od siebie trzymać z daleka, do procentów limitujących wypełnienie sal kinowych czy galeryjnych. To też kilometry oddanych od użytku pieszym i rowerzystom dróg w miastach (na świecie, ale nie w Polsce). Liczby czy związane z nimi wytyczne dyscyplinują nas, ale i frustrują – na chodnikach zaanektowanych przez samochody często nie jesteśmy w stanie minąć drugiej osoby w odpowiednim oddaleniu. Okazują się tak naprawdę relatywne, uznaniowe i kiepsko egzekwowane, co mogliśmy zobaczyć wchodząc do przypadkowego autobusu w czasach największych ograniczeń.

Fot. Biuro Chłonności Przestrzeni, 2021

Lokalność
Czy więc ratunkiem dla niepewności i braku komfortu będzie kolejna cyfra – 15? Kariera pojęcia miasta 15 minutowego, czyli miasta kompaktowego, miasta krótkich dystansów, nie jest niczym innym, niż chwytliwie nazwaną ideą dobrego sąsiedztwa, wygodnych usług i odwrotnością kosztochłonnej społecznie i ekonomicznie suburbanizacji. Nowa lokalność może być także odpowiedzią na inne, realizujące się na naszych oczach, kryzysy – zdrowia psychicznego i samotności.

Zieleń
Lasy, parki, zieleńce, ogródki działkowe, ogródki przydomowe stały się naszymi głównymi przestrzeniami relaksu i ładowania baterii zielonym napędem. Zyskały status infrastruktury społecznej, której niedostatki czy ograniczenie dostępu (jak przy okazji zamknięcia lasów w kwietniu 2020 r.) uniemożliwia pełnowartościowe i zdrowe życie w mieście pandemicznym. Jeszcze nigdy o zieleni nie mówiliśmy tak wiele, tak bardzo biofilnie jej nie czciliśmy, doceniając zielone przerywniki i rezerwuary w izolujących się czy zbyt gęstych miastach. Zieleń jest nie tylko tłem czy ozdobą, ale pełni pierwszoplanową rolę w budowaniu naszego dobrostanu psychicznego i fizycznego, a także kondycji planety i innych żyjącej obok nas stworzeń. Warto ją nie tylko chronić, ale i uspołeczniać.

Fot. Biuro Chłonności Przestrzeni, 2021

Sztuka
W czasie lockdownu, przestrzeń publiczna (prócz jej przedłużenia, czyli przestrzeni wirtualnej) zapewniała często jedyną sposobność obcowania ze sztuką. Być może podczas spacerów czulej spoglądaliśmy na otaczające nas rzeźby czy pomniki albo znaki oddolnych działań artystycznych. Streetowa partyzantka, napisy czy graffiti stały się kroniką czasu, anektując coraz większe i bardziej reprezentacyjne powierzchnie miejsc pozamykanych na cztery spusty, pustoszejących i pozbawionych regulującego „oka ulicy”. Podobnie z działaniami dla wspólnoty o performatywnym charakterze – wywieszaniem z okien znaków solidarności, balkonowych koncertów czy spektakularnych protestów. Mówienie i manifestowanie w tableau pustej przestrzeni było jeszcze bardziej wymowne, i jeszcze wymowniej tworzyło ramy dla spektaklu.

Zdziczenie
Miasta powinny dziczeć, a my robić wszystko, by wzmacniać ich bioróżnorodność. Kapibary odzyskujące swoje siedliska w Argentynie, grające na nosie deweloperowi? Dziki i listy hasające po pustych miastach? Lockdown w tych obiegających internet obrazkach pokazał to, o czym naukowcy mówią od dawna – światy ludzi i bytów nieludzkich zazębiają się coraz bardziej, a ich nowa definicja, oparta nie na poddaństwie czy eksploatacji, ale równości i szacunku, jest jednym z głównych gwarantów przetrwania naszej planety. Każdy skrawek „nieużytków” jest biologicznie użyteczny i dzieje się w nim życie, z korzyścią dla ludzi i planety. Wspierajmy dzikie i zadziczajmy przestrzenie miejskie, przekształcajmy je zapraszając do miast rośliny i zwierzęta, łączmy je ze sobą zielonymi korytarzami, a kiedy trzeba – zostawiajmy w spokoju. Z przyrodą po naszej stronie łatwiej będzie nam stworzyć miasto odporne.



Ulica

Miastom o rozbudowanej kulturze zrównoważonej mobilności łatwiej było troszczyć się o zdrowie swoich mieszkańców. Oddawały pasy ruchu pieszym i rowerzystom, wykorzystywały ulice w bardziej otwarty i wielofunkcyjny sposób, tym samym jeszcze wyraźniej podkreślając prymat pieszego nad samochodem osobowym. Ludzie przejęli swoje ulice, a świadome samorządy, prezydenci i burmistrzowie ich w tym wspierali. Ulice „na różne okazje” w Polsce występują niestety jedynie śladowo, ale miejmy nadzieję, że staną się pierwszą lekcją do odrobienia związaną z nową kulturą bezpiecznego współbycia i głębokiego oddechu – wolnego od zanieczyszczeń, które przecież powiązane są z wyższym ryzykiem powikłań covidowych.

Troska
Pandemia zbliżyła nas jako gatunek. Zbiorowa odpowiedzialność, zbiorowa odporność immunologiczna, zbiorowe życie, za którym tęsknimy. Choć przez chwilę wzmogła myślenie o drugim człowieku przez pryzmat wspólnoty globalnego doświadczenia, a nie protokołów rozbieżności. Kiedy wszystkich obowiązuje nakaz schowania się w domu, uderza proste pytanie – co jeśli się nie da? W końcu na świecie 1,8 miliardów ludzi nie ma domu lub żyje w nieodpowiednich warunkach. W miejskim słowniku coraz częściej pojawia się kategoria troski, rozumiana nie tylko jako wsparcie systemowe czy solidarność, ale i wymiar architektoniczny, przestrzenny. Architektura troski ma więcej zobowiązań społecznych – zapewnia schronienie, sprawia, że czujemy się bezpiecznie i nie zostawia w tyle bezbronnych i wykluczonych. Jej przykładem może być budynek, który jest przewiewny, otwarty na zewnętrze, elastyczny w reagowaniu na zmieniające się potrzeby, dostępny.

Aleksandra Litorowicz – kulturoznawczyni, prezeska Fundacji Puszka, badaczka street artu i sztuki w przestrzeni publicznej. Twórczyni i koordynatorka pierwszego w Polsce portalu digitalizującego, opisującego oraz prezentującego warszawski street art i sztukę w przestrzeni publicznej (puszka.waw.pl). Koordynatorka ogólnopolskiego badania malarstwa monumentalnego, a także projektu edukacyjnego o sztuce w przestrzeni publicznej (sztukapubliczna.pl) Pomysłodawczyni Międzynarodowego Konkursu FUTUWAWA na najlepsze pomysły dla Warszawy przyszłości, a także kierowniczka oraz ekspertka w trzyletnim projekcie „Place Warszawy (do odzyskania)” www.placewarszawy.pl. Autorka książki o subkulturze hipsterów. Współautorka wielu projektów badawczych. Wykłada na studiach podyplomowych „Miasta i metropolie. Studia miejskie” IBPP oraz w School of Ideas USWPS. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz m.st. Warszawy.

Tekst ukazał się w raporcie  podsumowującym projekt edukacyjny Biuro Chłonności Przestrzeni zrealizowany w 2021 r. przez BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności