Po co robić, jeśli można od razu nic nie robić
Tytuł do tego tekstu znalazłam w zgłoszeniu jednego z uczestników open calla, na który można było nadesłać pracę, której się nie zrobi. Organizatorzy wystawy miejskiej Wolelibyśmy nie – czy łatwo jest nam odmówić pracy?, będącej częścią tegorocznej edycji Festiwalu Myśli Abstrakcyjnej, czekali na: „koncepcje i opowieści o „nierobieniu”, „robieniu zamiast”, „robieniu tego, czego się chce”. O tym co z tego wynikło pisze Agnieszka Szostakiewicz.
Odrzucenie dotychczasowych praktyk open calli wymagających od uczestników włożenia wysiłku koncepcyjnego w projekt, który chcieliby stworzyć, pozostawiało nadzieję, że pomysłowość i trud zgłaszających się zostaną docenione. Co tutaj mieliśmy w zamian? Zamiast wyboru prac pod kątem ich jakości, czy adekwatności, kuratorzy zdali się na czysty przypadek. Prace na wystawę wybierało nie jury, a „myśląca dłoń”. Docenienie wymyślania, kreatywności czy tworzenia, miała zastąpić afirmacja nierobienia. Ta kusząca obietnica obejmowała nie tylko samych uczestników, ale także zmęczonych kuratorów.
Wszystko pięknie, gdyby nie jeden haczyk. Jaką pracę, której się nie zrobi, zgłosić na open call, nie wpadając jednocześnie w pułapkę… robienia? Prób podejścia do tego tematu było kilka. Od wysłania pustych maili, w których, jak widać, forma równać się miała treści, po takie o krótkiej treści: „zgłaszam się”[1]. Czy wysłanie jakiejkolwiek wiadomości nie było już sprzeniewierzeniem się idei nierobienia? A, więc, czy, jedyną możliwą, a zarazem niemożliwą strategią, była ta totalna… czyli niewzięcie udziału w open callu, przez brak wysłania do niego swojego zgłoszenia? Chciałabym się dowiedzieć, ilu było takich cichych bohaterów w walce o nic nie robienie. Pozdrawiam Was ciepło.
Na open call przyszła, również, praca, która najbardziej podzieliła samych organizatorów, a jednocześnie ujawniła, że wpadli oni we własne sidła. Praca ta, jak się wydawało, nie miała nic wspólnego z zaproponowanym tematem. Ale kto powiedział, że musiała, skoro motywem przewodnim była afirmacja „nierobienia”? Wyciągnięta z tego logika, jakkolwiek wydawałaby się słuszna, w łatwy sposób mogła, jednak, wywołać uczucie dojścia do ściany. Czy odmowa włożenia jakiegokolwiek wysiłku, manifestująca się wysłaniem niezwiązanego z tematem open calla projektu, może być tak samo wartościowa, jak przemyślane działanie wchodzące głęboko w zaproponowany temat? Gdyby tak było, nie tylko w organizatorach, widzach, ale i w uczestnikach, którzy zdecydowali się włożyć jakąś pracę w zgłoszenie się, wywołałoby to uczucie porażki. Aż dziwne, że nie było więcej takich przypadków, ale, też, i całe szczęście.
A więc, co w zamian? Jak napisał, cytowany już w tytule uczestnik: „po co robić”. Nawet jeśli nierobienie jest kuszące, a spełnienie marzenia o tym, żeby nic nie robić, wydaje się rozwiązaniem naszych problemów, zwłaszcza kiedy czujemy się zmęczeni. Wielu z nas, ostatecznie, wybiera działanie, właśnie w imię tego „po coś”. To „po coś” ujawniło się, również i u mnie i doprowadziło mnie do sytuacji, w której zapragnęłam włożyć wysiłek w napisanie tego tekstu, ponieważ to, co znalazłam w wysłanych zgłoszeniach wydało mi symptomatyczne, ważne i znaczące. Spodobała mi się, również, możliwość stworzenie z tych indywidualnych gestów, czegoś większego. Wielogłosu, manifestu[2], a może listy metod oporu.
Jesteśmy zmęczeni
To co, z pewnością, pojawiło się w wielu zgłoszeniach, to wyznanie tego, jak bardzo jesteśmy dziś zmęczeni:
Jestem zmęczona presją, oczekiwaniami, własnymi obawami, bodźcami, FOMO. Mam dość deadlinów, presji, kreatywności na siłę, działania na akord. Jestem zmęczona. Jestem wyczerpana. Jestem ignorowana. Mam na koncie sporo odrzuconych projektów i przegranych open calli. Mój czas to walka o każdą chwilę, w której zamiast rodzinnych obowiązków i zmartwień, mogę być artystką. W zeszłym roku miałam tyle wolnych dni, że mogę policzyć ich na palcach. Zmęczona jestem. Jeszcze mam tyle do zrobienia. „Jesteśmy zmęczeni”? Ba! Zmęczenie to temat, w którym zapewne wielu z nas czuje, że ma spore doświadczenie i mnóstwo historii do opowiedzenia. Nie mamy czasu i siły, jesteśmy zwyczajnie zmęczeni ciągłą presją na partycypację. Straciłam pracę. Nie przedłużyli mi umowy na mojej Alma Mater, bo nie byłam WYSTARCZAJĄCO PRODUKTYWNA. […] Liczba obowiązków za to wynagrodzenie (teoretycznie w wymiarze połowy etatu) jest przytłaczająca i szczerze mówiąc nawet nie mam siły ich wymieniać. Od czasów najmłodszych budowano we mnie przekonanie, że odpoczynek to przejaw lenistwa, a lenistwo to ciężki grzech. Może nie krzyczałabym przez megafon na manifestacjach, może nie okupowałabym lasów, może nie czułabym się mniej wartościowa, bo moje rysunki nie podobają się nawet mojej mamie. Z zażenowaniem i niewiarą klikam „wyślij”. Pisanie nie przychodzi mi łatwo, niewiele rzeczy przychodzi mi łatwo. Poszukiwanie pieniędzy na chleb skutecznie zabija kreatywność. Umysł brzęczy: „Musisz osiągnąć w tym życiu pełnię potencjału””[3].
To mógłby być wstęp do manifestu opartego na doświadczeniach osób biorących udział w open callu. Odpowiedź na pytanie, czy mają powody do tego, żeby czuć się zmęczonymi. Dalszą jego część stanowić będą przykłady strategii oporu wobec źródeł zmęczenia.
Strategie oporu:
Oto pierwsza z nich – wysłanie zgłoszenia tuż przed deadlinem oraz napisanie o tym w sposób otwarty. Tak, jakby uczestnicy uznali, że tym razem jest to raczej powód do dumy, niż do wstydu. Czy przeczuwali, że znajdą zrozumienie wśród organizatorów, wręcz, ich aprobatę? Jedna z uczestniczek odnosząc się do tego, położyła, również, nacisk na kolektywność tego gestu. Napisała: Bardzo proszę, dajcie znać, ile osób przesłało Wam swoje propozycje dzisiaj w nocy. Odczytuję w tym pytaniu tęsknotę za wspólnotą, manifestujące się, również, w zakończeniu jej maila: odpocznijmy, dobranoc oczywiście w liczbie mnogiej.
Tekst pisany na ostatnie.minuty, z Władysławowa, z ciasnego pokoiku w piwnicy, na całkiem okej łóżku, z ciasnego ciała. Piszę tego maila jak zawsze na ostatnią chwilę parę minut przed północą, ponieważ nie miałem na to wcześniej czasu. Od tygodnia pisałam obiecujący projekt, który pochłonął mnie aż do dzisiaj. Deadline był o kilka godzin wcześniej, zagraniczny. Wysłałam. Potem z premedytacją nalałam wody do wanny i zrobiłam sobie relaksującą kąpiel z solami i olejkami. […] Ta kąpiel była manifestem. Nie chciałam bez odpoczynku poświęcić się projektowi „Jesteśmy zmęczeni” – byłoby to zbyt absurdalne. Co świadczy to o moim uwikłaniu w ciągłą produkcję, jeśli nie śpię i próbuję zdążyć przed 24 by wysłać pracę na open call o antyprodukcji[4].
Drugi przykład oporu, który ujawnił się już w powyższych cytatach to luz i swoboda językowa odrzucająca „jarzmo” gramatyki, interpunkcji, składni czy ortografii. W końcu skoro walczymy o każdą minutę naszego życia, czy naprawdę chcemy poświęcać je na czytanie raz za razem, tego, co napisaliśmy, w imię kontroli jakości? Czy przekaz, który zawarliśmy już za pierwszym razem, nie jest wystarczająco czytelny? W jednej ze zwycięskich prac pojawia się taka historia: „Moja była przyjaciółka straciła umiejętność swobodnej artystycznej ekspresji. […] Napisała coś jednego dnia, a za tydzień, dwa – okazywało się, że to gówno. Musiała więc poprawiać. Poprawiała zatem, i tak przez całe lata, bo to, co napisała, zawsze było w stanie niesatysfakcjonującym, a każde kolejne przeczytanie i każda kolejna redakcja skutkowały dziesiątkami zmian związanymi ze zmianami w niej samej. Bolało ją to pisanie. Po jakimś czasie nie było w nim już nic przyjemnego”.
Jeśli więc, nie obsesja skończonej pracy i perfekcjonizmu, to co w zamian? Trzeci przykład oporu nazwałabym „kulturą draftu”. Draftu zamiast dzieła, draftu zamiast skończonej propozycji wykonania dzieła, draftu zdania zamiast wycyzelowanego i poprawnego zdania. Draftu, który pozwala przelać coś „na papier”, bo tego potrzebujemy. Jak skomentowała to jedna z uczestniczek: Wysyłam swoje zgłoszenie w formie zupełnego draftu 🙂 cieszę się ze mogłem to z siebie wyrzucić.
bec_zmiana · Bęc Radio: Jesteśmy zmęczeni —> Gaik, Śmigiel
Problem draftu skojarzył mi się z przywołaną, również, przez innego uczestnika teorią interpasywności[5]. Polegać by miała na delegowaniu działań, nie tylko związanych z pracą, ale, także tych przynoszących szczęście i satysfakcję. Bo samo delegowanie również daje przyjemność. Delegowanie na kartkę papieru, na zgłoszenie w open callu. Zdejmuje z ciebie przymus wykonania danej pracy i jej materializacji. Mamy więc i czwartą strategię – rezygnacja z działania i przyjemność z oddelegowania.
Piątą strategią oporu jest związana z niebraniem na siebie odpowiedzialności za wymyślony projekt, w duchu tego, że przecież, wcale, nie chcieliśmy go zrealizować. Wszystko, dzięki open callowi, na którym można było zgłosić pracę, której się nie zrobi. Płynie z tego, dodatkowa, przyjemność wymyślanie takich projektów, które jak najmniej pasują do autorów, lub są, jedynie, intelektualną zabawą. Jak pisze jedna z uczestniczek: Na początek chciałabym Wam bardzo podziękować za ten open call. Co prawda do niego też ciężko było się zebrać, ale pomyślałam, że taka okazja (naprawdę) może się nie powtórzyć – jeszcze nikt nie pytał mnie o rzeczy, których nie zrobię.
Pracą, której mógłbym nie wykonać, mogłoby być wyłuskanie spomiędzy słów Thoreau […] „kodeksu pracy”. Pierwsza z wystaw, których nie zrobię z pewnością byłaby performancem połączonym z tworzeniem obiektów na żywo z pomocą publiczności. Nie napisałbym wyczekiwanej przez krytykę literacką wielkiej powieści okresu transformacji. […] Gdybym był reżyserem teatralnym, żaden samorząd nie ujrzałby prośby o dorzucenie się do projektu „Lupa dzieciom”. Co bym chciała, a czego nie zrobię: zestaw haiku o niezrobieniu. Coś w stylu: Ka wa wy sty gła Pi szę zgło sze nie póź no Znów bez o bia du[6].
Prawdziwe propozycje
W duchu tego, że na open call można było, również, wysłać koncepcje i opowieści o „robieniu tego, czego się chce”, lub „robieniu zamiast” część z uczestników przesłała mniej lub bardziej poważne propozycje.
Możemy zacząć od medytacji o odpuszczaniu z wizualizacją taśmy bagażowej, którą posyłamy w świat nasze mentalne toboły. Zdzieranie, wydzieranie – jak w rozrywaniu, nie krzyku – to dobry gest, pomaga pozbyć się kumulowanego w ciele napięcia. Spektakl teatru tańca i teatru światła / świat przyszłości z perspektywy dziecka. Jako propozycję dzieła na rzecz wystawy daję performance, w ramach którego zinterpretuję kosmogram dziecka, którego nigdy nie będę miał. Moje zgłoszenie do tego open calla to zgłoszenie o czas, za który mogę opłacić rodzinne zobowiązania i przez chwilę o nich zapomnieć. W ramach open callu proponuję formułę post-festiwalu muzycznego, który, jeśli miałby się wydarzyć […] przybrałby formę spacerów dźwiękowych po miejscach, w których puszcza się wyłącznie muzak: okolicznych Biedronkach, Lidlach, McDonaldach czy hotelowych lobby. Do współnicnierobienia mam zamiar zaprosić innych artystów, którzy będą mogli pozwolić sobie rozkosz tworzenia dla własnej frajdy. Zrobię wegańskie żelki z melisą, które rozdam osobom na festiwalu. Jeśli będą warunki, możemy zrobić je wspólnie. Zaprojektowałyśmy pomieszczenie, które minimalizuje dostarczane bodźce, co sprzyja wprowadzeniu się w stan nudy. Chciałabym siedzieć w galerii w zimne dni, a w ciepłe przed galerią i golić ludziom ubrania. Wystawa miałaby formę facebookowego eventu dla wszystkich, którzy nie mogą, nie mają czasu lub zwyczajnie im się nie chce wziąć udziału w 6. edycji Festiwalu Myśli Abstrakcyjnej[7].
wolałabym nie
Hasło „wolałbym nie” zmienione przez organizatorów na neutralne genderowo „wolelibyśmy nie”, to z jednej strony treść zgłoszenia wysłana przez jedną z uczestniczek, z drugiej nawiązanie do powieści Kopista Bartleby Hermana Melville’a z połowy XIX wieku, w którym zdanie „I would prefer not to” stanowi powtarzający się motyw dotyczący generalnie odmowy działania, pracy i wszelkiej aktywności.
Odmowa pracy? A może działań zgodnych z porządkiem kapitalistycznym, które jest jednym z głównych źródeł naszego zmęczenia? Motyw kapitalistycznego wyzysku oraz potraktowanie jego narzędzi w sposób subwersywny to powtarzający się refren wielu zgłoszeń. Ostatnimi, więc, strategiami oporu, będą te skierowane przeciwko systemowi. W tym kontekście jedna z uczestniczek przywołuje w swoim zgłoszeniu strategię oporu stosowaną w czasach komunizmu na Węgrzech nazwaną „fusi time”, która polegać miała na tym, że pracownicy celowo używali maszyn i materiałów w celach rozrywkowych lub bez związku z przeznaczeniem, by nie dokładać się do budowania opresyjnego systemu, jak dalej zauważa uczestniczka: Clement Carat dokumentował podobne działania, ale w kapitalizmie. Marnowanie czasu. […] Marnowanie zasobów pracodawcy jako sabotaż systemu.
Oczekiwania wobec siebie to zinternalizowany kapitalizm. Autowyzysk w naszym społeczeństwie zakorzeniony jest niewyobrażalnie głęboko. Uzyskawszy dyplom […] uświadomiłem sobie, że nie potrafię produkować dzieł sztuki i tekstów filozoficznych w takiej ilości, żeby móc z tego żyć. Dlatego zacząłem pracować jako astrolog. Niesamowite jak bardzo szukanie pracy jest czaso- (i pracochłonne!). Naprawdę, za porządne szukanie pracy powinni dawać normalne wynagrodzenie. Oferuję z zamian za wynagrodzenie 1000 zł przespać się adekwatnie do stawki niecałe 5 godzin. Nie jest tak, że chciałabym dostać 1000 zł i nie zrealizować projektu. Bardzo chciałabym go w końcu zrealizować, ale chujowo. Najgorzej jak umiem. Obrażając każdą instytucję w tym kraju, a szczególnie tę, do której wnioskuję. Stwórzmy wspólną przestrzeń, gdzie każda osoba będzie mogła leżeć i pachnieć manifestując swój sprzeciw wobec przemocowego systemu. Niech ten safe space wypełni się muzyką oraz zapachem maseczek nawilżających do twarzy. Warsztat na którym przerobimy listy „to do” w „to do not”. Żyjemy w świcie nieustannej cyfrowej stymulacji, gdzie wydarzeń, wystaw, konferencji, jest więcej niż fizycznie jesteśmy wstanie uczestniczyć. Wybór zawsze oznacza rezygnację: brak zawsze jest w naszym życiu odczuwalny. Co wtedy: może powinniśmy po prostu regularnie zmieniać braki. Brak czasu na brak celowości na brak przygód na brak stabilności – czy to rozwiązanie? Niekomercyjne, niepolityczne, niewspółczesne, niezrozumiałe, nikomu niepotrzebne dzieło artystyczne[8].
Jedną ze strategii z pewnością jest dostanie 1000 złotych i oddanie ich osobie bardziej potrzebującej. Taki gest, sprzeczny z indywidualistyczną i kapitalistyczną logiką, miał miejsce tu i teraz. To gest jednej z osób wybranych przez „myślącą dłoń”, która zrzekła się swojej nagrody finansowej, po to, aby móc mieć możliwość przyczynienia się do dobra w życiu innych ludzi. Ten gest to świadectwo bezinteresownej troski. Czy nie jest to gest o sile, która pozwala wyjść poza porządek „ja” ku myśleniu o wspólnocie?
Na koniec
Nie napisałam tego tekstu dla pieniędzy, chociaż je za niego dostanę. Nie napisałam tego tekstu dlatego, że ktoś mnie o to poprosił, bo wprosiłam się do napisania go sama. Nie napisałam tego tekstu dlatego, że nie szanuję możliwości nic nie robienie w swoim życiu. Ostatnio praktykuję odmawianie i rezygnację z podbudowania swojego ego kolejnymi projektami. Osiągam w tym coraz większą biegłość. Napisałam ten tekst, bo koniec końców, tak samo jak uczestnicy open calla, tak samo jak organizatorzy Festiwalu, pomimo zmęczenia i tego jak kuszące jest nic nie robienie, uznałam, że ten temat jest dla mnie ważny. Zgadzam się, również, z jednym z uczestników, że radykalna bezczynność / radical inactivity wydaje się nieosiągalną i wręcz metafizyczna jak marzenia awangardy. Zakończyć chciałabym pozytywnym akcentem w formie przytoczonej przez jedną z uczestniczek anegdoty: Kiedy Marcel Duchamp ogłosił, że przestaje być artystą i zaczyna grać w szachy, to czy rzeczywiście przestał tym artystą być? Oraz: „Każdy z nas jest artyst.k.ą: tylko jak zgłosić egzystencję na open call? (Niezwykle się cieszę, że chociaż raz nie muszę wymyślać na to sposobu).
Przed wysłaniem tego tekstu wzięłam ciepłą kąpiel.
Agnieszka Szostakiewicz – historyczka sztuki, edukatorka, performerka, wykładowczyni, trenerka, twórczyni „własnej przestrzeni”, której misją jest zachęcanie innych do odnajdywania w swoim życiu więcej miejsca na odpoczynek, zabawę i lekkość. Na co dzień prowadzi warsztaty i wykłady. Jej ulubionym festiwalem jest Festiwal Myśli Abstrakcyjnej oraz Kolonie dla Dorosłych.
Tekst towarzyszył wystawie Wolelibyśmy nie – czy łatwo jest nam odmówić pracy? i był eksponowany w listopadzie 2021, w ramach 6. Festiwalu Myśli Abstrakcyjnej wraz z ponad 40 mailami zgłoszeniowymi do open calla. Ukazuje się na łamach NN6T jako przedruk dzięki uprzejmości FMA.
[1] Maile te nie zostały przyjęte przez organizatorów jako zgłoszenia. W odpowiedzi przychodziła do uczestników prośba o to, żeby napisali coś więcej.
[2] Zestawiając ze sobą zdania z różnych przysłanych zgłoszeń stworzyłam coś w rodzaju manifestu w świecie, w którym już się ich nie pisze, w którym wiara w utopie zastąpiona została lękiem przed dystopią.
[3] Ten tekst zawiera cytaty z 13 zgłoszeń na open call.
[4] Ten tekst zawiera cytaty z 4 zgłoszeń na open call.
[5] A tu cytaty ze wspomnianego zgłoszenia: Teorie interpasywności rozwinęli w latach 90. Slavoj Žižek oraz Robert Pfaller. Jej początek ma źródło w prostej obserwacji Žižka, który dociekał: czemu, gdy chce obejrzeć film, to starannie zaprogramowuję nagrywarkę na odpowiednią godzinę, załatwiam w międzyczasie swoje sprawy, po czym po powrocie z satysfakcją odkładam kasetę na półkę i już nigdy filmu nie oglądam.
Interpasywność – w przeciwieństwie do interaktywności, która daje satysfakcję z czynnego udziału w tworzeniu dzieła – polega na celowym oddelegowaniu przyjemności.
Interpasywność nie ma spójnej retoryki. To raczej zbiór alarmujących obserwacji, dociekań i pytań. Dlaczego wolimy by w sitcomach śmiał się za nas „śmiech z taśmy”? Dlaczego prosimy by ktoś wypił piwo w naszym imieniu? Dlaczego tybetańscy mnisi wyręczają się młynkiem modlitewnym zamiast oddać się modlitwie?.
[6] Ten tekst zawiera cytaty z 4 zgłoszeń na open call.
[7] Ten tekst zawiera cytaty z 11 zgłoszeń na open call.
[8] Ten tekst zawiera cytaty z 11 zgłoszeń na open call.