menu

Mówimy: szach-mat, sprawdzam

Rozmowa z Arkadiuszem Szwedem z kolektywu Glitch
Fot. Arkadiusz Szwed, 2021 rok, dzięki uprzejmości Glitch

Z Arkadiuszem Szwedem, tworzącym wraz z Martą Łempicką i Joanną Rymaszewską porcelanowo-streetartowy kolektyw Glitch, rozmawia Ola Litorowicz

Widzę, że zrobiłeś mi kawę w porcelanowej Glitchowej filiżance z napisem „antychryst”. O czym jest Glitch?

O błędzie, który jest wynikową bardzo skomplikowanego i wieloetapowego procesu wytwarzania porcelany. Celebrując ten błąd, oddajemy pokłon materiałowi, który jest żywy, porusza się, tańczy w piecu, kurczy się, szura po półce, reaguje na to, co się wokół niego dzieje, a czasem deformuje albo odkształca.

Glitch to też naczynia z trzeciego gatunku porcelany. A w mojej filiżance na pierwszy, a nawet drugi rzut oka nie widzę nic błędnego, choć uparcie szukam. Jak to jest z tymi gatunkami?

Fabryka produkuje filiżankę. Jeśli jest perfekcyjna, to znaczy ma idealny ciężar, równe krawędzie, nie ma na niej żadnej „muszki”, czyli paproszka zniekształcającego szkliwo, a szkliwo jest równo nałożone, to ta filiżanka jest ideałem. Trafia więc do najbogatszego, często złotego zdobienia i staje się obiektem drogim i kolekcjonerskim. Należy jednak zauważyć, że ta wizytówkowa dla fabryki porcelana to jedynie około 5% całej miesięcznej produkcji. Później są gatunki powszechne, czyli pierwszy i drugi, a różnice między nimi są prawie niezauważalne. Dochodzimy do trzeciego gatunku, czyli aż 10% produkcji, który najczęściej ląduje w outletach, sklepach czy namiotach z odpadami z fabryk. Często ze względu na bardzo niską cenę korzysta też z niego gastronomia. Jego wady są zwykle niezauważalne, a już na pewno nie wpływają na funkcjonalność przedmiotów. Na końcu jest złom, czyli odpad, który charakteryzuje się tak znacznymi pęknięciami czy deformacjami, że jest nieużytkowy. Pod fabrykami można zobaczyć wydmy potłuczonej ceramiki, po których można sobie pospacerować. Na podstawie danych zebranych w jednej z polskich fabryk wiemy, że to około 5,7% miesięcznej produkcji, czyli 10 939 kg porcelany.

Fot. Arkadiusz Szwed, 2021 rok, dzięki uprzejmości Glitch

Duża rozrzutność w czasach kurczących się zasobów, między innymi niezbędnych do produkcji porcelany złóż kaolinu.

Zdecydowanie, ale nie chcę jednocześnie, żebyśmy demonizowali fabryki, jako te, które dużo zużywają. To my jako konsumenci decydujemy, że wolimy kupić pierwszy gatunek, a nie trzeci. Czy poczujesz między nimi różnicę? Raczej nie. Pytanie, dlaczego chcesz mieć coś, co jest perfekcyjne. Albo po co potrzebujesz kolejnego kubka, tym razem pastelowego, czy z lejącym się szkliwem, czy chlapanego albo z terrazzo – już nawet nie mówimy lastryko. To mody cały czas nas kreują.

Co więc wymyśliliście?

Chcieliśmy zacząć o tym wszystkim rozmowę. No i zaczęliśmy opowiadać tę historię w streetartowy sposób, ozdabiając naczynia trzeciogatunkowe ulicznymi napisami typu „riot”, „baba jaga”, „fuck the porcelain” czy pirackimi czaszkami. Street art zawsze dużo mówił o społeczeństwie. A streetartowcy swoim działaniami potrafią nadać wartość zwykłemu kawałkowi muru.

„Fuck the porcelain”… Współczesny architekt i myśliciel Rem Koolhas powiedział słynne już „Fuck the context”, czyli odżegnajmy się od architektonicznych prawideł i tradycji – a może spójrzmy na nie szerzej.

My jesteśmy trochę między hasłami z murów i ulic, jak: „fuck the police”, „fuck the system”, „fuck the process”. „Fuck the porcelain” znaczy: pieprzyć to nakręcenie rynku, nie tędy droga. Zacznij się zastanawiać, doceniaj to, co masz.

Fot. Arkadiusz Szwed, 2021 rok, dzięki uprzejmości Glitch

Sygnujecie Glitchowe naczynia złotą koroną, co ma wyraźne odniesienia grafficiarskie. Ale korona jest też sygnaturą starych, często królewskich fabryk porcelany.

My tę koronę prześledziliśmy na wielu etapach i uznaliśmy, że z naszej perspektywy jest bardzo ważna. Jest trochę streetartowa, nawiązuje też do Basquiata i jego brudnego sposobu myślenia. Zazwyczaj pojawia się w sygnaturach produktów porcelanowych, ale nigdy tych trzeciego gatunku. To nas bardzo zaintrygowało – fabryka nie podpisuje części swoich wyrobów. To jak dobre i złe dzieci, którymi można się pochwalić albo ukryć w szafie i się do nich nie przyznawać. Oddaliśmy im więc koronę ze złota, a nawet ją wyeksponowaliśmy. Korona pokazuje, kto jest królem, ale też, że król jest nagi.

Środkowy palec, brzydkie wyrazy. Glitch jest wkurzony. I ma manifesty.

Mieliśmy trzy manifesty. Pierwszy to: „Uznaj trwałość!”. Drugi: „Nie odrzucaj wartości!”. Trzeci: „Doceń proces!”. Mówimy w nich, ile i jakie surowce się zużywa, jak się je przetwarza, mówimy o odpadzie, pytamy, czy możemy sobie na niego pozwolić, a także zastanawiamy się, czy poskromienie takiego materiału jak porcelana jest konieczne. Glitchowe naczynia stały się nośnikiem tych manifestów. Doceniamy to, że ze swoimi niewidocznymi skazami są wynikową procesu, a nie identycznymi, plastikowymi przedmiotami zrobionym w całości przez maszynę.

Podkręcacie także ich wartość, nie tylko symboliczną.

I trochę tym samym hakujemy system. Wszystkie rzeczy udało nam się zdobyć w cenach fabrycznych, na wagę. Nie patrzyliśmy na kształty, nie dokonywaliśmy żadnej selekcji, braliśmy po prostu trzeci gatunek. Rysując po nim farbą ze szkliwem, nadaliśmy mu wartość taką samą lub nierzadko wyższą niż gatunkowi sprzedawanemu w sklepie. Mówimy szach-mat, sprawdzam. Projekt Glitch. Fuck the Porcelain pokazaliśmy niedawno na Targach Rzeczy Ładnych, gdzie, jak sama nazwa wskazuje, jest bardzo dużo ładnych rzeczy. My pojawiliśmy się z myślą, że najlepszy gatunek, jaki kupisz, to trzeci gatunek fabryczny. Glitch jest też demokratyczny, bo mieliśmy i bardzo drogie, i bardzo tanie obiekty, i sprzedawaliśmy wszystko na wagę. Płacisz za kilogram i tak chwytasz wartość materiału. Ale i dobrze zaprojektowanego produktu. Bo porcelana jest produkowana w polskich fabrykach od dziesiątek lat. Wychowywaliśmy się w otoczeniu tych naczyń i kształtów. Nadal widzimy je w witrynach sklepowych, tylko młodzi ludzie najczęściej do tych sklepów nie wchodzą. Dzięki Glitchowi ta babcina porcelana, która była wyciągana z kredensów na najważniejsze okazje, staje się znowu ciekawym produktem. A do tego dobrze się z niego pije. Ma wygodne uszko. Fajny kształt. Tutaj rodzi się pytanie: czy my na pewno potrzebujemy tych produktów więcej?

Glitch na Targach Rzeczy Ładnych, 2021, fot. Arkadiusz Szwed, dzięki uprzejmości Glitch

Zawsze chcieliśmy więcej porcelany. Niewiele jest takich materiałów, które w historii były tak pożądane, ale też naładowane znaczeniami. Dziś jest po prostu bardziej dostępna i powszechna, ale chyba nie utraciła swojej magicznej mocy.

Porcelana jest teraz w inny sposób na tych salonach. Teraz większe znaczenie z perspektywy użytkowników będzie miała ta z małego studia ceramicznego, bo jest tzw. handmadem, czyli ma muśnięcie człowieka. A tak naprawdę w fabryce też ludzka ręka materiał zamywa, wyciąga, dokleja ręcznie robione uszka, szkliwi. To człowiek widzi szczegóły. Tego nie robią maszyny. Natomiast „handmade’owe” przedmioty z małych studiów, które tak lubimy przeciwstawiać mainstreamowi i fabryce, są limitowane i nas cieszy to, że ktoś inny tego nie ma. Chyba potrzebujemy w tych czasach unikatowości, mocno spersonalizowanego produktu, albo po prostu tego, co wypluł nam Instagram.

Dlaczego można iść na milion warsztatów z ceramiki i zrobić swój własny kubek, a z porcelany już nie?

Porcelana jest dużo bardziej wymagająca i przechodzi się z nią zupełnie inny proces, także techniczny. Używa się trudniejszych narzędzi, pracuje się w sposób rzeźbiarski. Przed wykonaniem naczynia trzeba odlać bryłę, tę bryłę trzeba pociąć, przyszlifować, dodać, odjąć jakieś elementy, zrobić z niej matrycę, a żeby to zrobić, trzeba rozumieć punkty minusowe, mieć wyobraźnię przestrzenną. No i ciągle się na coś czeka.

I trzeba bardzo dużo popsuć, żeby dojść do perfekcji. A może trzeba sobie odpuścić?

Modne jest teraz takie słowo wabi-sabi, beauty in imperfection. To japońska filozofia, która w Europie została zmutowana i bywa używana do krycia czyjegoś braku umiejętności. A w oryginalnym brzmieniu wabi-sabi jest zarezerwowane dla rzemieślników, którzy naprawdę osiągnęli poziom mistrzowski i oddają pole materiałowi, żeby pracował sam ze sobą i pokazał swój własny charakter. Takie odpuszczenie, oddanie pola materii, jak w przypadku każdej dziedziny, wymaga po prostu wiedzy i świadomości. Porcelana nie powinna być przypadkowa. Jestem odpowiedzialny za to, co wychodzi z moich rąk. Można z nią eksperymentować, dopiero jak się ją dobrze pozna i jest się w stanie ją scharakteryzować.

Fot. Arkadiusz Szwed, 2021 rok, dzięki uprzejmości Glitch

Oddanie sprawczości rzeczom jest w ogóle dość rzadkie. To więc nie tyle błąd, ile wynikowa dużego szacunku do materiału.

Jeśli ktoś nie potrafi wytoczyć modelu z gipsu i zrobić poprawnej formy, to według mnie – ostrzegam, jestem krytyczny – nie może jeszcze o sobie mówić, że jest ceramikiem. Oczywiście może powiedzieć, że zajmuje się produkcją naczyń, ale stąd jeszcze daleka droga. I to jest ta rzecz, o której warto mówić. Łatwo jest robić ceramikę, jeśli jest moda. Pytanie, czy taka ceramika będzie służyła nam przez lata, czy jest kupowana jedynie pod wpływem tymczasowej mody, a co za tym idzie, wkrótce stanie się kolejnym zbędnym przedmiotem na półce?

 

GLITCH LAB – trzyosobowy kolektyw twórczych osobowości, którym przeszkadza obojętność na ważkie dziś tematy. Zespół, wybierając tworzywo porcelanowe pochodzące z trzeciego gatunku jako melodie pod swoje protest songi, chce pokazać siłę materiału, skomplikowaną strukturę procesu oraz podważyć znaczenie tworzenia nowych produktów. Nazwa zespołu wywodzi się od angielskiego słowa glitch, które oznacza błąd systemu.

instagram: @gltch_lab; facebook: Glitch Lab

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności