Dlaczego nie było wielkich malarzy? (a teraz są)
Biała plama historii sztuki, czyli brak poważnej debaty o losach malarzy, już wkrótce zniknie. Losy artystów odmieniły się diametralnie. Oto tezy, które zostawiam pod rozwagę, pytając, dlaczego nie było wielkich malarzy, a teraz są.
Alinda Hudzik
Wielkich nie było
Byli znani malarze, ale nie było wielkich, wielkich malarzy, którzy mogli pozwolić sobie na bezkompromisowość. Malarze dźwigali na barkach ciężar świata, od nich zależało nie-mal-że-wszystko i właśnie to powodowało, że nie mogli malować w spokoju. Leonardo da Vinci – artysta świadomy, że gdyby nie on, to nie byłoby sfumato, a gdyby nie było sfumato (perspektywy powietrznej), to do dziś nie widzielibyśmy powietrza, ergo – nie rozumielibyśmy problemu zanieczyszczeń. Nasze zegarki nie wyświetlałyby powiadomień „UWAGA NIE WYCHODŹ Z DOMU”, a kryzys klimatyczny zabiłby nas niepostrzeżenie. I jak mógł malować, gdy taki ciężar dźwigał na ramionach? Albo Picasso. Gdyby nie jego Guernica, wojna trwałaby do dziś, nie byłoby też myślenia abstrakcyjnego, a bez abstrakcji w malarstwie (to chyba akurat nie Picasso, ale na pewno jakiś mężczyzna), wiadomo – nie da się w takich warunkach pracować. Dlatego nie było wielkich malarzy.
Teraz od mężczyzn nic już nie zależy
Nic, naprawdę nic. Nie trzeba już zajmować się zbawianiem świata, można sobie usiąść w domku, spokojnie, przy kominku sztalugę ustawić i nic od tego mężczyzny nie zależy. Nieskromnie artyści mogą czasem wyjść na ulice, pomalować po kamieniach, w jakimś zoo albo parku zabaw, ale czy to coś zmienia? Nie! No i o to chodzi. Sztuka mężczyzn wreszcie uwolniła się od prymatu zmiany. Gehenna awangardy spadła z ramion. Można sobie malować tysiąc razy to samo. I tak już wszystko było. Dziś wielkość to jest dukt pędzla, faktura malarska, rozstrzyganie, że tak powiem, kwestii obrazowych. I w tym jest wielkość. Małe rzeczy, wielka sztuka.
Koniec wstydu
Dziś malarze nie muszą się wstydzić. Są ciałopozytywni, rozerotyzowani, czego przykładem jest niedawna wystawa w galerii Zatęchła. Czas już na to, by panowie zakochali się w sobie. I dobrze im to idzie! Spójrzmy tylko na te nagie ciała, na te kutasy. Takiej benedyktyńskiej cierpliwości w pozostaniu przy temacie malowania nagiego modela, od czego zaczyna się nauczanie na ASP, nie miał do tej pory żaden ze znanych artystów. A wielcy artyści to mają. Jest to też sprawa zerwania z ejdżyzmem, bo czy męskość kończy się po pięćdziesiątce? Nikt tak już nie twierdzi. Teraz z wiekiem tylko wzrasta miłość własna.
Siła obrazu
Korzystając z wiedzy, którą dają prace Judith Butler, wiemy, że społeczeństwo narzuca nam niechciane standardy. Jak tłuste plamy po kebabie i jajkach sadzonych na stole Sary Lucas, odbija ono na nas różne formy i kształty. Ale dziś obraz wytwarzany przez mężczyznę – a zarazem ten, którym mężczyzna sam się staje – jest pozbawiony tłuszczu. Jest, powiedzielibyśmy, odtłuszczony. Nie zostawia śladów. Rola w społeczeństwie, którą sugerują współcześni artyści, jest jasna, a zarazem niewyraźna. Można by ją w skrócie opisać tak: „trzeba kochać-śmiać-się-i-płakać” (za ojczyznę, honor i dowolnie wybrany odział wojska). Ale dzięki temu nie trzeba zastanawiać się nad niczym innym. Bez problemów, bez podziałów, bez woli! Nirwana – tu zaczyna się i kończy wielkość sztuki współczesnych malarzy.
Dlaczego są wielcy malarze?
Bo sami tak uznali. Chwała im i ich kolegom!
Alek Hudzik
pisze o sztuce na FB i do różnych mediów. Z NN6T związany od numeru 61, czyli od wielu, wielu lat. Redaktor naczelny „MINT” – magazynu o kulturze