menu

CZEGO NIE WIEMY: Czy urzędnik jest dobrem wspólnym?

Wiele rzeczy, o których można pomyśleć, jest możliwych albo nawet prawdziwych. Inne są niemożliwe i nieprawdziwe, a jednak o nich myślimy. Jaki jest sens, żeby mózg myślał o rzeczach niepotrzebnych? Kto i ile mu za to płaci?

Zacznijmy od faktów. Ile może zarabiać mózg? Płaca minimalna w Polsce to 3600 złotych brutto, co daje na rękę 2700 złotych. Niezgorszy pieniądz, który można w całości przeznaczyć na wynajem kawalerki w stolicy. Płaca minimalna rośnie obecnie trzy razy szybciej niż wynagrodzenia w sektorze publicznym. W konsekwencji coraz więcej osób pracujących w budżetówce pracuje za płacę minimalną. Dla przykładu: w jednej z największych uczelni artystycznych w kraju minimalne legalne wynagrodzenie w przyszłym roku będzie otrzymywać połowa wszystkich zatrudnionych osób. Nie jest to wcale najgorsza wiadomość.

Realistycznie rzecz ujmując, jest większa szansa, że premier podniesie płacę minimalną, niż że rektor podniesie wynagrodzenia, więc osoba na minimalnej ma szansę na wzrost pensji. Sprawa nie wygląda tak dobrze dla osób, które zarabiają więcej. Osoby pracujące za pensję wyższą niż minimalna dostaną podwyżkę dopiero wtedy, kiedy płaca minimalna zrówna się z ich płacą, która odtąd będzie wzrastać zgodnie z rozporządzeniami rządu. Czekanie na taką „podwyżkę” nie poprawia pracownikom nastrojów. Nastrój to rzecz ulotna, a księgowość – wieczna. W przyszłym roku cztery miliony pracownic i pracowników w Polsce – czyli jedna czwarta wszystkich pracujących – będą zarabiać pensję minimalną. Nadchodząca fala podnosi wszystkie łodzie, które leżały na dnie pośród wodorostów. To nie jest przecież zła wiadomość. Różnie można o tym myśleć, ostatecznie najważniejsza jest kwota na koncie.

Piotr Puldzian Płucienniczak, Czy urzędnik jest dobrem wspólnym?,
z cyklu Czego nie wiemy, 2023

Trudno oczekiwać odpowiedzialnego podejścia do pracy w państwowej instytucji, którą państwo wycenia najniżej, jak tylko może. Nawet organizacje pracodawców – zwykle wrogie podnoszeniu płac – sugerują, by podnieść płace w budżetówce. Czy istnieje świat, w którym przedsiębiorcy chcą płacić więcej pracownikom? Tak, to właśnie nasz świat – jeśli chodzi o płace w przedsiębiorstwach innych niż własne. Czytamy u Marksa, że w interesie właściciela firmy jest płacić jak najmniej swoim pracownikom (aby zachować więcej zysku dla siebie), ale wszystkie inne firmy powinny płacić więcej (aby ich pracowników było stać na jak największe zakupy u nas). Brzmi to rozsądnie, ale nigdy nie wiadomo, czy pracujemy akurat w tej firmie, w której płaci się jak najmniej, czy w tej, w której jak najwięcej. Trudno to pojąć, ale jeśli się postarać, może się udać przy wsparciu odpowiednich lektur i poświęceniu nieco czasu wolnego. Ostatecznie najlepszym sposobem na podwyżkę pensji jest zmiana miejsca pracy – zarówno konkretnego zakładu pracy, jak i konkretnego kraju. Badania sugerują, by nie czekać na dobrą wolę przedsiębiorcy, bo niewiele z tego będzie dobrego.

Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym jej obywatelek i obywateli. Pomyślmy o sytuacji, w której państwo – wraz z pobocznymi instytucjami, typu szkoły, remizy i szpitale – jest dobrem wspólnym. A zatem praca w tych instytucjach jest pracą dla wspólnego dobra (wolności, równości i solidarności). Czy sytuacja, którą możemy sobie wyobrazić, istnieje? Oto pytanie.

Czy obiekty, które pojawiają się w naszym umyśle, muszą zostać uprzednio postrzeżone? Czy można wymyślić jednorożca bez uprzedniej wiedzy o koniu i narwalu? Czy możliwe jest wyobrażenie sobie nosorożca bez uprzedniej wiedzy o tej groźnej istocie? Przez większość czasu mózg zajmuje się zupełnie prozaicznymi i niezbyt interesującymi tematami. Wymyślanie nowych spraw nie jest jego podstawowym zadaniem, a nawet jeśli to robi, to często w sposób pokrętny i trudny do wyjaśnienia, nie mówiąc już o realizacji. Mózg powstał wiele milionów lat przed językiem i rękami, przyzwyczaił się zatem, że myśli zachowuje dla siebie i nic z nimi nie robi. Niewielki pożytek jest z wymyślenia nowej rzeczy, jeśli nie ma jak o niej opowiedzieć ani nie ma co z nią zrobić. Jaki zatem pożytek z myślenia o rzeczach, których nie ma? Kto na tym zyskuje?

Czy umysł jest pustą kartką, na której nie jest nic napisane? A może formularzem, w którym, owszem, też nie jest nic wpisane, ale nadrukowano rubryki do wypełnienia? Wygląda na to, że raczej ta druga opcja. W umysł może być wbudowana skłonność do życia społecznego i rozumienia dobra wspólnego, choć ich konkretne realizacje są w gestii wypełniającego formularz. Niegdyś opinię na temat formularzy wydawanych do powszechnego użycia wydawała Komisja Racjonalizacji Druków, ale już jej nie ma. Trudno oczekiwać, by umysł był racjonalny. I choć nawet można sobie to wyobrazić, to w rzeczywistości zdarza się nad wyraz rzadko, a osoby rzekomo racjonalne zwykle wcale takie nie są.

Czy jeśli urzędnik pracuje na rzecz dobra wspólnego, to czy sam jest dobrem wspólnym? Czy dobro wspólne jest cechą, która przechodzi z miejsca pracy na pracownika – jak w przypadku człowieka, którego prowadzenie apteki uczyniło „aptekarzem” albo rzeźnia „rzeźnikiem”? Czy zakład pracy czyni pracownika? Czy potencjał pracowniczy istnieje przed wejściem na rynek pracy? Instytucje szkolnictwa wyższego kształtują potencjał pracowniczy swoich studentek i studentów, zatem możemy przyjąć, że w każdej młodej osobie istnieje potencjał wartości pracowniczej, być może nawet potencjał bycia dobrem wspólnym.

Ile jest warte dobro wspólne? Tyle, ile da się z niego zabrać. Ktoś zabrał siedziska z ławek w parku na Błoniach Kamionkowskich. Moje podejrzenie padło na robotników, którzy remontują chodnik (dobra wiara: zabrali je do renowacji), ale starszy pan stwierdził, że zabrali działkowcy (zła wiara: na opał). Noce już chłodniejsze. Tragedia dobra wspólnego jest taka, że jeśli każdy weźmie sobie siedzisko z ławki, to nikt nie będzie mógł siedzieć w parku. Jeśli natomiast każdy ławkę do parku przyniesie, będzie tam tyle miejsca do siedzenia, że nie zmieszczą się ludzie, którzy wolą spacery od pikników. Rzecz jasna, większa szansa, że ktoś zabierze ławkę, niż że przyniesie, i taki przypadek opisuje klasyczne studium tragedii dobra wspólnego autorstwa Garretta Hardina. Skoro każdemu opłaca się raczej zabrać towar, niż do niego dołożyć albo przynajmniej nie zabierać – nie wróży to parkowi na Błoniach Kamionkowskich najlepiej. Mimo tego park jakoś się trzyma. Elinor Ostrom udowodniła, że dobro wspólne nie musi być koniecznie zużyte, jeśli ludzie mają powody, żeby o nie zadbać.

W miejscach, gdzie mało jest zasobów do podziału, takich jak instytucje publiczne (parki, szkoły wyższe), natura kształtuje postawy wspólnotowe. Na straty generowane przez konkurencję zwyczajnie nie można sobie pozwolić. Gdy nie ma o co walczyć, lepiej odpocząć albo skupić się na hobby. Nie robić nic to najlepszy sposób na uniknięcie tragedii dobra wspólnego: przyjść, wypić kawę albo herbatę, pójść do domu. Nadmierna gorliwość w wykonywaniu obowiązków zawodowych przyciąga uwagę kadry zarządzającej i skłania ją do przydzielania nowych obowiązków.

Dobrego urzędnika może zatem spotkać osobista tragedia dobra wspólnego, kiedy niedofinansowany i nadmiernie eksploatowany będzie potrzebował poratowania zdrowia i wyższego wynagrodzenia. Można sobie jednak wyobrazić sytuację, w której odpowiednio kultywowany urzędnik stanie się narodowym powodem do chwały na podobieństwo Turnickiego Parku Narodowego. Turnicki Park Narodowy nie jest jeszcze parkiem narodowym, ale mógłby być. Mózg działa na sposoby nieznane nawet sobie: z elementów zastanych w rzeczywistości składa nowe, nieistniejące, a później niektórym ludziom przychodzi do głowy ich realizacja.

Czy urzędnik może być dobrem wspólnym? Nie wiadomo.

 

Piotr Puldzian Płucienniczak – socjolog i artysta. Prowadzi wydawnictwo Dar Dobryszyc, pracuje w państwowej instytucji artystycznego szkolnictwa wyższego.

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności