menu

Spotkałam go pierwszy raz wiele lat temu na przeglądzie prac studentów gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jego portfolio pod względem sumienności przygotowania odstawało od innych. Wrażenie wzmocniła ujmująca szczerością prezentacja, pozbawiona mizdrzenia się, ale też pełna pewności, że chodzi o to, o co właśnie chodzi. I ten wygląd jak młody Donald Sutherland, powiedzmy z czasów Klute’a, uwolniony ze schematycznych oczekiwań tego, kim lub czym miałby być mężczyzna, czy ma prawo się bać i czy ma prawo do okazywania wrażliwości. A może bardziej jeszcze delikatny jak Ptasiek, trzepocący się, zalękniony, ale świadomy, że tak być powinno. Dlaczego niby, zamiast odgrywania roli wypełnienia futerału mężczyzny standaryzowanego, nie można być sobą? Gdyby był pisarzem, bliżej by mu było do odtwarzającego rytualnie przeszłość Marcela Prousta niż udającego macho Ernesta Hemingwaya.

Patrzę na jego obrazy, a także wcześniejsze prace wideo jak na wołanie o prawo do wrażliwości, do lęku, do słabości. W jego działaniach nieoczywista, płynna męskość meandruje między skałami wzorców, oczekiwań i schematów. Patrzę też na jego obrazy jak na elementarz codzienności, w którym klasowy rozziew między pochodzeniem a środowiskiem przysposobionym jest wciąż przerabianym tematem.

Nic nie jest tu rozwiązane, zamknięte i wystylizowane, a Różycki z bolesną szczerością obnaża się, nieomal oskórowuje w tej szczerości, w tej idealistycznej wierze, że najważniejsza jest tak niedoceniona osobista prawda, a nie selfie, choć przecież na tych obrazach siebie portretuje. Środowisko domowe, wiejskie, obrazowane jest w sposób nawiązujący do twórczości samouków. Chropawe prace, zbliżone do ilustracji, których to charakter podbijają często rozbudowane tytuły nazywające „to, co widać”, choć to przecież całkiem spore obrazy, a nie obrazki w elementarzu.

Widzimy tu więc ćwiczenie ciała, testowanie jego ekspresji, sytuacje powszednie i fantazje rodzinnej bliskości, ale też uciekanie przed perfekcją, jakby były malowane w desperacji, choć przecież są tak bogate w detale. Wylewają się z nich napięcia, wspomnienia, rodzinne rytuały, sytuacje na obrzeżach krindżu, banały codzienności kształtujące nas być może bardziej od wielkich wydarzeń. Relacje z rodzicami, prawo do bycia na nowo dzieckiem, albo może nawet pozostanie nim do końca życia, nie tyle są problemem do rozwiązania, co sytuacją zastaną, w której się zanurza i zamieszkuje. Różycki pyta też, czym jest intymność, gdy nagła bliskość drugiego człowieka uświadamia nam naszą pojedynczość, gdy być może ścieżki pożądania poniosły nas drogą emocjonalnego obnażenia.

Wali więc w gębę wszystkie terapeutyczne patenty na dorosłość i równowagę. Walczy z emocjonalną korektą do „właściwej” męskości, cała jego twórczość przetrawia dzieciństwo i młodość jako labilny, mieszający ścieżki czas nieskończenie otwarty.

 

Patryk Różycki (ur. 1992)

Artysta interdyscyplinarny, malarz, pisarz, performer, podkaster, twórca wideo, edukator, aktywista, kurator. Absolwent malarstwa ze specjalizacją intermedia na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. W swoich pracach podejmuje wątki autobiograficzne i w pierwszoosobowej narracji opowiada o wypieranych często emocjach i doświadczeniach. Interesuje go jednostka próbująca odnaleźć się w relacjach, zdominowana przez kulturowe tabu, a także to, w jaki sposób pochodzenie i rodzina wpływają na nią i kształtują jej postrzeganie porządku społecznego. Wierzy w to, że każdy człowiek jest wrażliwy, a sztuka pozwala komunikować się z innymi w szczery i otwarty sposób. Uczestnik wystaw indywidualnych i zbiorowych, między innymi: Walka o ulice, 14 Warszawa w budowie, (Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa, 2022), Lepiej o tym zapomnij, Warsaw Gallery Weekend, (Polana Institute, Warszawa, 2022) Niepokój przychodzi o zmierzchu, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, Warszawa (2022); Boję się, że kiedyś będzie za późno, Galeria Miejska Arsenał, Poznań (2021); 9. Triennale Młodych, Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku (2020); Ciotka Kena, Lokal 30, Warszawa (2021); Unbinding, Stroboskop Art Space, Warszawa (2020); Jesteś przewrażliwiona!, Kolonia Artystów, Gdańsk (2019); 17. Przegląd Sztuki Survival, Wrocław (2019), i wiele innych. Mieszka i tworzy w Warszawie.

Patryk Różycki, Ja uciekający od pomnika samego siebie, olej na płótnie, 130 × 100 cm, 2022, widok wystawy Lepiej o tym zapomnij, Polana Institute, fot. Jędrzej Sokołowski Czasami mam wrażenie, że opowieści, które pojawiają się w moich obrazach lub podcastach, zaczynają bardziej mnie opowiadać niż ja sam poprzez to, jaką osobą jestem prywatnie. Każde działanie niejako buduje mój publiczny obraz, który nagle zestawiony z realnością, wydaje się kompletnie niepasujący do tego, co naprawdę dzieje się w moim życiu i jaki w nim jestem. Boję się, że może wszystko, co mówię o sobie, jest nieprawdą, jest kreowaniem siebie na atrakcyjnego i fajnego. Próbuję uciec od tej kreacji, szukając czegoś realnego, dobrać się do jakiejś prawdy o mnie, do czegoś autentycznego. Ten pomnik to ja: publiczny, wyobrażony przez siebie i innych, to wizerunek, z którym muszę dilować, który momentami więzi mnie w wykreowanej formie. Uciekam, rezygnuję, by w końcu być takim najbardziej prawdziwym sobą, skrytym i delikatnym.

Patryk Różycki, Moment śmierci mojego brata Rolanda w kontenerze pracowniczym, olej na płótnie, 100 × 130 cm, 2022
Noc, próbowałem zasnąć, ale nagle za ścianą dźwięk telefonu ojca. Odebrał, odpowiedział coś emocjonalnego, w jego głosie było słychać to, że jest w szoku. Leżałem na łóżku, nie wiedząc jeszcze wtedy, co się wydarzyło. Parę sekund później otworzyły się drzwi do mojego pokoju, stanął w nich ojciec, jego ciemna sylwetka widziana pod światło z korytarza. Powiedział: Roland nie żyje. Nie pamiętam, co wydarzyło się później. Płacz matki, rano poszedłem do szkoły. Mój brat miał zawał serca w kontenerze pracowniczym pod Grudziądzem, gdzie pracował przy budowie autostrady na Euro. Umarł na kolanach, z głową na łóżku, osieracając kilkuletniego synka. Stres, alkohol, śmierć. Rodzice pojechali ze szwagrem po jego ciało, to był grudzień. Przez długi czas nie rozumiałem, co właściwie się wydarzyło. Nawet nie potrafiłem zapłakać, dopiero jakieś dwa, trzy tygodnie później, leżąc na tym samym łóżku, na którym usłyszałem od ojca o śmierci brata, myśląc o tym, czego już nigdy mu nie opowiem, zapłakałem. Nie wiem, czy tamta sytuacja wyglądała tak, jak ją namalowałem, dla mnie jest to próba zajrzenia do wnętrza, w którym umarł. Uporczywe przyglądanie się tej sytuacji, w której nagle umiera, która mi go odbiera na zawsze. Próbuję znowu coś poczuć, znowu przeżyć tę traumę.

Patryk Różycki, Rodzice biorący kredyt na moje studia, olej na płótnie, 100 × 130 cm, 2022
Kiedy poszedłem na studia, moi rodzice wciąż utrzymywali się ze skromnych rent i pożyczek od innych. Wtedy nawet przez chwilkę nie zdawałem sobie sprawy z tego, że nie stać ich na utrzymywanie samych siebie i w dodatku mnie na studiach. Myślałem, jak część moich rówieśników, że rodzice mają pewnego rodzaju obowiązek wspierać mnie w tej drodze, zresztą całe życie czułem, że chcą mi pomóc, że chcą mnie dopingować w moich marzeniach i pomagać. Studia artystyczne były bardzo wymagające finansowo, ale ta inwestycja pozwalała na wiele, to znaczy dawała szansę osiągnięcia lepszego życia, awansu klasowego. Rodzice dołożyli wszelkich starań, bym miał niczym niezakłóconą edukację, bym mógł tylko rozwijać się, uczyć i doświadczać świata poza domem oraz dotrzeć do punktu, o którym sami marzyli, by być lub by były w nim ich dzieci. Tata wraz z mamą brali kredyt za kredytem, najczęściej proste chwilówki, w których jest najmniej formalności i nikt niczego szczegółowo nie sprawdza. Po jednym telefonie w domu zjawiał się jakiś Pan z pieniędzmi, spisywał dane z dowodów osobistych rodziców, dawał do podpisania papiery i zostawiał gotówkę. Nazajutrz dostawałem od taty przelew na konto. Kiedy malowałem ten obraz, zadzwoniłem do mamy i powiedziałem jej, nad czym teraz pracuję. Powiedziała: Jeju, nie maluj tego, wstydzę się, co te ludzie powiedzą, że co, że nie mieliśmy pieniędzy na twoje studia, że musieliśmy pożyczać? Rozumiałem jej wstyd, nie potrafiłem wytłumaczyć, dlaczego to takie ważne, żeby opowiedzieć tę historię. Później rozmawialiśmy o tej sytuacji ponownie, zrozumiała mnie, pozwoliła na tę opowieść, widząc, jak powszechne jest to działanie, jak wiele osób zmagało i zmaga się z podobnymi problemami.

Patryk Różycki, Ja płaczący na pierwszej randce z Tindera, olej na płótnie, 60 × 80 cm, 2022
W rzeczywistości było odwrotnie, to nie ja płakałem, lecz ona, nagle, po prostu, w trakcie rozmowy. Rozmawialiśmy później o tym, starając się zaopiekować całym zdarzeniem. Kilka dni później zastanawiałem się, jak by to wyglądało, gdybym to ja zapłakał na pierwszej randce, gdybym tak po prostu poczuł to i pozwolił sobie na łzy? Czy jako mężczyzna mogę płakać? Na pierwszej randce? Publicznie? O czym to mówi? Czy mogę pozwolić sobie na takie wyrażenie emocji? Czy obarczałbym tym drugą osobę? Czy byłbym wtedy atrakcyjny? Chciałbym płakać na randkach, tak jak płaczę na filmach, kiedy nikt nie patrzy. Tamto zdarzenie ujęło mnie bezpośredniością wyrazu wewnętrznego świata tej osoby. Wydało mi się tak niesamowicie piękne to, że można wobec kogoś odkryć się w taki sposób, że być może nic nieznaczące spotkanie, randka może być wyjątkowym zdarzeniem spotkania z czyjąś wrażliwością i emocjonalnością. Chciałbym płakać na randkach i nie tylko, chciałbym, żeby każda osoba mogła sobie na to pozwolić.

Patryk Różycki, Zawstydzony tym, że może chciałbym jej dotknąć, bojąc się to pokazać, staram się z jak największym dystansem i chłodem przykryć ją kocem, olej na płótnie, 100 × 80 cm, 2022
To była nasza druga randka, u niej w domu. Wyszliśmy na balkon zapalić papierosa. Zimno. Wróciłem do środka po koc leżący na kanapie. Te kilka kroków do środka i z powrotem były dla mnie obfite w myśli o tym, w jaki sposób podać jej ten koc albo ją nim przykryć. Chciałem być czuły, chciałem, żeby ten gest wyraził miłe uczucia wobec niej. Kiedy już stanąłem obok, rozłożyłem koc i pomyślałem, że może tak po prostu go na nią narzucę, starałem się tylko jej nie dotknąć, bo ten ciepły gest zdemaskowałby to, co czuję, to, że chciałbym się do niej zbliżyć, ale tak bardzo boję się odrzucenia, tego, że to zdemaskowanie moich chęci uczyni mnie słabym w jej oczach, że nagle wszystko stanie się niezręczne. Wolałem być chłodny, daleki, obojętny, jakby to miało mnie uchronić przed zranieniem. Byłem w tym niezręczny, koślawy, zawstydzony i nieśmiały. Tamtej nocy spaliśmy obok siebie, a ja starałem się całą noc pozostać w dystansie, w oddaleniu, które było bezpieczne.

Patryk Różycki, Z rodziną przytulamy grób mojej siostry i brata, olej na płótnie, 160 × 190 cm, 2022
Doświadczenie czyjejś śmierci jest bardzo bolesnym doświadczeniem, szczególnie w momencie, kiedy przydarza się nagle i niespodziewanie. Najpierw umarła moja siostra, kiedy miałem pięć lat, później brat, byłem wtedy siedemnastoletnim chłopakiem. O tym, co się wydarzyło naszej rodzinie, nigdy nie rozmawialiśmy, nie wiem, jak każde z nas przeżyło żałobę. Chciałbym, żebyśmy wrócili do tamtych chwil i wspólnie je przepracowali, mówiąc o tym, czego doświadczyliśmy i co nas też w pewien sposób łączy. Tworzę fantazję o przytulaniu wraz z całą rodziną grobu mojej siostry i brata, szukając kolejnego łączącego nas przeżycia, tym razem żałoby. Czuję nie tylko oddzielenie od rodziny, ale i pragnienie tego, by jednak usilnie starać się złączyć nas, stworzyć szansę bycia razem w momencie, kiedy tak naprawdę siebie potrzebujemy w procesie przepłakiwania straty najbliższych nam osób, i wskazać na łączące nas punkty. Zależy mi na tym, by znowu poczuć bliskość albo poczuć ją po raz pierwszy, dać nam szansę do bycia razem w tej chwili, chociażby w fantazji, jaką jest obraz. Być może dzięki temu nasza relacja pogłębi się lub odzyskamy wspólnotę, której nigdy realnie nie było?

Patryk Różycki, Ja pijany leżący pod Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, olej na płótnie, 130 × 100 cm, 2021
Pamiętam tamten wernisaż w Muzeum i emocje, które wówczas odczuwałem. To było dużo stresu, być może nieuzasadnionego lęku: przed innymi, przed nieumiejętnością nawiązania relacji, przed negatywną oceną mnie jako osoby. Moja sytuacja ekonomiczna była też wtedy strasznie trudna, ale nie chciałem rezygnować z życia towarzyskiego, choć wstydziłem się tego, że nie stać mnie na „zabawę”. Środowisko artystyczne powoduje we mnie niepokój, tak bardzo boję się, że zostanę odrzucony jako człowiek, że na to odrzucenie będzie wpływać to, jak oceniane są moje działania artystyczne albo bycie pozbawionym ważnej pozycji w środowisku. Alkohol często pozwalał mi poczuć ulgę, zapomnieć o dyskomforcie. Piłem i upijałem się, podobnie tamtego wieczoru, kiedy leżałem przed Muzeum. Chciałem namalować siebie w tej mało atrakcyjnej pozycji, by opowiedzieć o sobie człowieku, wobec środowiska, w którym często nie widzę miejsca na słabość, na wypowiedzenie własnych emocji. Albo jeśli już widzę, jeśli mogę to zrobić, to jestem świadomy przywileju, jaki mam, by powiedzieć o tym, by być słyszanym. Ile osób w tym środowisku, ale nie tylko, ma problemy z alkoholem. W taki sposób radzą sobie ze stresem albo boją się tego, że ich zbyt ludzka twarz wyda się odpychająca i wpłynie na ich wizerunek. Czy będąc takim, też zostanę zaakceptowany?

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności