Czym żywią się policjanci?
Czasy niepewne, chcemy zatem, by nasi obrońcy byli w dobrej formie i nie chodzili głodni. Zapobiegliwy obywatel i obywatelka chcieliby (jak sądzę) zajrzeć funkcjonariuszowi w talerz i dosypać, zależnie od upodobań, pieprzu albo soli. Czym żywią się policjanci? Odczuwamy głód wiedzy w tej dziedzinie.
Niestety, policja nie zdradza takich rzeczy, innych zresztą też. Raporty na temat stanu policji są utajniane, a Komenda Główna blokuje badania naukowe (np. dotyczące wiedzy funkcjonariuszy na temat przeciwdziałania przemocy wobec kobiet). To z anegdot i przecieków wiemy, że stołeczny Wydział do Walki z Przestępczością Gospodarczą pracuje w kontenerach budowlanych bez klimatyzacji, a w komisariacie na poznańskiej Wildze miała miejsce inwazja kleszczy. Informacje o policyjnej diecie musimy zdobyć metodą białego wywiadu: przez zbieranie papierków po kebsie spod komisariatu.
Jeszcze w 2019 roku dzienna stawka żywieniowa dla funkcjonariusza patrolującego ulice wynosiła 2,41 zł. Można było sobie za to kupić jedną sajgonkę albo batonika, a i to nie wszędzie. Stąd epidemie „psiej grypy” (policjanci nie mogą strajkować, więc masowo biorą zwolnienia lekarskie), ale też kopalnie kryptowalut w Komendzie Głównej i centrum szkolenia w Legionowie. Człowiek chce zarobić na obiad, jest to zupełnie zrozumiałe.
Po protestach stawkę podniesiono do 12 zł. W kebabie Aroma przy parku Kościuszki w Radomiu można za to kupić kebab z kurczaka na cienkim. W barze Son Hao w Zielonej Górze funkcjonariusz może sobie pozwolić na smażone warzywa z ryżem i surówką albo trzy sajgonki i zostaną mu dwa złote. To jest już jakiś wybór i wgląd w możliwości gastronomiczne policjantów.
Wiemy też, że funkcjonariusz lubi zjeść. Badania Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii sprzed kilku lat ujawniły, że ponad połowa policjantów ma nadwagę i zadatki na problemy z krążeniem. Jest to zresztą trend globalny. Problemy żywieniowe są większe u funkcjonariuszy mężczyzn, bo kobiety jedzą mniej kiełbasy i piją mniej wódki. Tak czy inaczej, aby znaleźć odpowiednich kandydatów do służby, w zeszłym roku obniżono wymogi sprawnościowe: wystarczy 14 brzuszków w pół minuty, przebiec kilometr w sześć i pół minuty itd.
Może to dobrze? Głodny człowiek patrzy na świat nieprzychylnie, odbiera go jako wrogi i chętnie komuś przyjebie po drodze do kantyny. Pojedzony jest natomiast łagodny i akceptujący. Jaki z tego wniosek? Polska to okolica bezpieczna i spokojna (uważa tak 95% mieszkańców i mieszkanek). Myślę, że to zasługa tego, że ludzie (w tym policjanci) mają co jeść. Być może zamiast głodzenia funkcjonariuszy (defund the police, jak chcieliby niektórzy) należy ich suto dokarmiać. Czy tak będzie lepiej? Nie wiemy.
Piotr Puldzian Płucienniczak – socjolog i artysta. Prowadzi wydawnictwo Dar Dobryszyc, wykłada badania artystyczne na ASP w Warszawie.