Widzenie. 10 x warsztaty OSSA 2018
W 10 punktach o najważniejszym wydarzeniu architektonicznym w tym kraju, czyli dorocznych warsztatach Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Studentów Architektury, które w tym roku odbyło się w Łodzi, specjalnie dla czytelników NN6T pisze Piotr Sokołowski
1. KONTEKST: WIDZENIE AWANGARDĄ
Łódź jest po szyję zanurzona w swoim awangardowym dziedzictwie, wykorzystywanym w ostatnich latach, poniekąd słusznie, na najrozmaitsze sposoby. Nie da się ukryć, że Władysław Strzemiński to dla polskiej dwudziestowiecznej sztuki postać absolutnie kluczowa. Uwielbiany dydaktyk, artysta i teoretyk, twórca i pionier
między innymi malarskiego unizmu, ale też mnogich kompozycji architektoniczno-urbanistycznych, w tym radykalnego projektu Łodzi sfunkcjonalizowanej. Dzięki swoim znajomościom i pozycji zdołał zebrać imponującą kolekcję współczesnej sobie sztuki, która stanowi trzon obecnych zbiorów Muzeum Sztuki w Łodzi. Strzemiński jest również autorem Teorii widzenia, w której zawarł koncepcję świadomego postrzegania otoczenia, wywiedzionej z dogłębnych studiów nad historią malarstwa i percepcji, która to koncepcja stanowiła punkt wyjścia dla sformułowania merytorycznych ram tegorocznych warsztatów OSSA. Nie sposób przemilczeć przy tym wpływu Katarzyny Kobro, rzeźbiarki i żony Strzemińskiego, bez wsparcia której ten prawdopodobnie nigdy nie zostałby artystą. Istnieje podejrzenie, że jej mniejsza rozpoznawalność może być spowodowana tylko i aż niepełną zdolnością do wyrażania myśli w języku polskim. Grupa „a.r.”, której małżonkowie byli członkami, to jednak nie jedyna awangardowa grupa, która upodobała sobie Łódź. Warsztat Formy Filmowej, na czele z Józefem Robakowskim, Pawłem Kwiekiem, Wojciechem Bruszewskim i Ryszardem Waśką, eksperymentował z kamerą i filmem jako fizycznymi obiektami, odrzucając tradycyjne prawidła narracji filmowej, a o twórczych interwencjach grupy Łódź Kaliska regularnie lubi przypominać ona sama. Dla wielu uczestników warsztatów było to pierwsze zetknięcie się z działalnością wspomnianych kolektywów, czy to na wykładzie i w salach wystawowych w łódzkim ms2, czy w ramach projekcji w otwartym w 1907 roku kinie Tatry. Spojrzenie na Łódź poprzez doświadczenie awangardy, zaproponowanie nowego Widzenia – takiego, żeby faktycznie dało się zobaczyć to, co nowe – było jednym z głównych warsztatowych celów. Jeśli wierzyć uczestnikom – zrealizowanych.
2. NA ZEWNĄTRZ
Łódzka OSSA stanowiła kolejny milowy krok w stronę umiędzynarodowienia największych rodzimych warsztatów architektonicznych. Choć początkowo pojawiały się próby tłumaczenia wykładów zagranicznych gości na język polski, wkrótce zaniechano i tego, całkowicie oddając pole współczesnemu językowi światowemu. Anglojęzyczne były nie tylko warsztaty sensu stricto, ale też całe do nich przygotowanie: strona internetowa, wprowadzające uczestników w zagadnienie Widzenia booklety czy reklamowane na Facebooku wydarzenia. To jasny sygnał, że OSSA coraz szerzej rozwiera ramiona i coraz dalej wyciąga ręce, konsekwentnie chcąc przekraczać granice kraju. Zataczane przez warsztatowe działania kręgi na wodzie stają się coraz bardziej widoczne, co znajduje potwierdzenie w liczbie przesłanych zagranicznych wstępniaków, różnorodnym składzie i podejściu grup tutorskich oraz w obecności gości specjalnych, wśród których należy wyróżnić Toma Emersona, Ricarda
de Ostosa, Doriana Wiszniewskiego i Simona Jüttnera. W charakterystycznej dla OSS-y atmosferze partnerskiej wymiany nie sposób nabawić się kompleksów, można wyłącznie odnaleźć bodźce do dalszych poszukiwań. To wielka szansa na uzyskanie wglądu w metodologię pracy i rozumienie przestrzeni zupełnie dotąd obcych; zaobserwowanie tego, jak jest, i tego, jak może być.
3.PO PRZEMYŚLE
Przy okazji tegorocznych warsztatów Łódź mogła się zaprezentować, w pełni wykorzystując możliwości, które pojawiły się w mieście od roku 2010, a więc od ostatniej łódzkiej OSS-y. Zręcznie i często rotowano przestrzeniami użytkowanymi w ramach wydarzeń towarzyszących. Sala kultowego kina Tatry, eleganckie audytorium
siedziby Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, kameralne przestrzenie Łódzkiego Domu Kultury, imponujące EC1, zabytkowa zajezdnia tramwajowa czy stanowiący bazę działań warsztatowych postindustrialny Art_Inkubator, robiły i robią duże wrażenie, stanowiąc wizytówkę Łodzi takiej, jaką chciałaby być. Możliwie skondensowana dawka miejsca w mieście i miasta w miejscu znalazła swoje odbicie w efektach pracy warsztatowej. Abstrahując od tematu Widzenia, potraktowanego wyjątkowo rzetelnie jak na ossowe standardy, Łódź albo bezpośrednio, albo mieszcząc się gdzieś tuż pod powierzchnią skóry, była obecna w niemal każdym działaniu projektowym i w każdym z uczestników zostawiła swój indywidualny ślad. Tak silna inspiracja i uświadomienie rozległości pola do twórczej eksploracji to dobry prognostyk na przyszłość dla definiującego się wciąż na nowo miasta-chimery, które w dalszym ciągu szuka swojej poprzemysłowej tożsamości.
4. ZAKRES PRZESTRZENI
Merytoryczny kręgosłup działań warsztatowych, podobnie zresztą jak ich harmonogram, opierał się w znacznej mierze na możliwie zróżnicowanym podejściu do zagadnienia przestrzeni, zbioru zjawisk, które mieszczą się w jego ramach. Tym samym dni otrzymały swoje własne nazwy, patronujące im hasła przewodnie, wydzielone zostały: przestrzeń mentalna, urbanistyczna i architektoniczna. Tym trzem motywom
podporządkować mieli swoje wykłady poszczególni goście specjalni. Powiedzieć, że tak dokładnie się stało, byłoby sporym nadużyciem, jednak eksploatowana pojemność znaczeniowa pojęcia przestrzeni mogła zaszokować. Bo oto logiczna pętla referencji Doriana Wiszniewskiego interpretująca pojęcie gestu – zarówno w rozumieniu obsesyjnie przywiązanego do proporcji filozofa języka i matematyki Ludwiga Wittgensteina, jak i w plastycznym, ekspresyjnym szkicu Reima Pietili – zostaje skonfrontowana z wykładem Ricarda de Ostosa, rozpoczynającym się od cytatów z Raju utraconego Johna Miltona. Choć w zgiełku odniesień łatwo było się zagubić, w każdym przypadku spoiwo – architektura – pozostawało czytelne i obecne. Zakres możliwości interpretacyjnych, przedstawiony przez cenionych praktyków i dydaktyków zaangażowanych w nauczanie na największych światowych uniwersytetach, otworzył głowy na poszukiwanie własnej ścieżki. Jeśli w czymś faktycznie upatrywać najtrwalszych efektów tegorocznej OSS-y, to chyba właśnie w bardzo silnej zachęcie do próbowania. Po prostu. Pozostawania otwartym za wszelką cenę, nawet wbrew sztywnemu paradygmatowi uczelni.
5. SIATKA I PUSTKA
Codzienność zobojętnia, obojętność z kolei prowadzi do wybiórczej ślepoty. Mieszkańcy Łodzi, przyzwyczajeni do poprzemysłowej zabudowy bezszwowo wplecionej w urbanistyczną tkankę śródmieścia, zanurzeni w lokalnym kontekście, nie mogą i nie potrafią zauważyć tego samego, co turyści, ludzie dla danej przestrzeni obcy. Goście z kraju i spoza Polski pochylili się nad zagadnieniem miasta w sposób
zupełnie świeży, nienawykłym okiem analizując to, co zobaczyli w ramach spersonalizowanego miejskiego spaceru. Wyjątkowego w przypadku każdej grupy, bo z trasą zdefiniowaną przez wrażliwość i preferencje jej opiekuna. Rekontekstualizowana Łódź, obserwowana pod każdym kątem i umieszczona w nowych ramach, dała się poznać jako miasto siatki i pustki. Siatki bezlitosnej i sztywnej, dziewiętnastowiecznej, skupionej wokół miejskiego kręgosłupa – ulicy Piotrkowskiej. Zmierzyła się z nią nie tylko Centrala, proponując w ramach projektu Unfolding Space kwestionujący typologię deptaku manifest i symbolicznie zamykając ją w gipsowej obręczy, ale też grupa prowadzona przez Lukasa Hüssera i Korbiniana Kainza. Ich radykalna propozycja, Łódź Narrowway 2100, zakładała skonfrontowanie prostopadłego układu z czytelną geometrią okręgu. Na jego obwodzie wytyczona miałaby zostać kontrastowo wąska w porównaniu do łódzkich ulic ścieżka, rozcinająca zabudowę regularnych kwartałów i oferująca tym samym zupełnie nowe perspektywy widzenia i doświadczania miasta. Temat wszechobecnej pustki – czy to w postaci pokamienicznych wyrw w regularnej pierzei, czy powszechnego niezagospodarowania – stał się punktem wyjścia dla działań grupy prowadzonej przez Macieja Miłobędzkiego przy wsparciu Doriana Wiszniewskiego i Piotra Leśniaka. Konstruując w ramach Potencjału pustki imponujący wielowarstwowy model-metaforę, grupa demaskowała kolejne ukryte warstwy Łodzi, poczynając od zasięgu jej zapomnianych podziemnych rzek, a kończąc na bardzo namacalnych brakach w miejskiej strukturze. Choć na podniesione w ten sposób zagadnienia nie została udzielona żadna konkretna odpowiedź, zawieszone w niedopowiedzeniu pytania boleśnie dźwięczały w ciszy.
6. (NIE)MOC ARCHITEKTURY
Współcześnie architektura w coraz większym stopniu staje się profesją otwartą, zarówno w kontekście dopuszczania do siebie zewnętrznych wpływów, takich jak socjologia czy ekologia, jak i w rozumieniu wykraczania poza dotychczas obowiązującą definicję. W toku łódzkiej OSS-y uwidoczniło się to zwłaszcza w odniesieniu do dwóch grup warsztatowych, w obu przypadkach bazując na zupełnie innych podstawach.
Grupa prowadzona przez artystę dźwiękowego Gerrieta K. Sharmę i architekta skupionego na rzeczywistości wirtualnej Constantinosa Miltiadisa wykorzystała współczesne możliwości technologiczne do zbudowania quasi-architektonicznego doświadczenia VR, Beyond the visual – towards fluid virtual spatiotemporal environment. Na projekt złożyły się sekwencje skonstruowane przez poszczególnych członków grupy na bazie ich doświadczenia przestrzeni badanej pozawzrokowo – słuchem, wchodząc tym samym w szczególnie udany dialog z tematem przewodnim warsztatów. O wiele więcej kontrowersji, tak wśród uczestników, jak i innych tutorów, wzbudziła interwencja zaproponowana przez zespół pod przewodnictwem duetu A2P2 – Moniki Arczyńskiej i Łukasza Pancewicza. Inicjatywa o wiele mówiącej nazwie Widzieć nie znaczy wiedzieć przybrała formę happeningu, którego pointą okazało się przekazanie pieniędzy grupy przeznaczonych na działania warsztatowe na potrzeby mieszkańców łódzkiego Polesia. Zjawisko to można interpretować dwojako. Albo jako dojmującą porażkę profesji, która utraciła sprawczą moc i nie potrafi już naprawiać, a wyłącznie w najlepszym wypadku nie szkodzić, spychając odpowiedzialność, albo jako znak czasów, w których zacierają się granice, a eksperci kolektywnie pracują nad poprawą jakości życia, w razie potrzeby ustępując pola i chowając do kieszeni dumę razem z wizytówką demiurga.
7. INSTAGRAM NA PÓŁ SEKUNDY
Niejako nakreślając ramy dla zjawiska wyrastającego na nową warsztatową tradycję, półmetkowi łódzkiej OSS-y towarzyszyła wieczorna dyskusja. Jej temat nie mógłby być bardziej oczywisty: leitmotiv warsztatów, Widzenie, jednoznacznie konotuje
doświadczanie najbliższego otoczenia mędrca szkiełkiem i okiem. Choć w architekturze nie jest to temat nowy – żeby tylko wspomnieć Waltera Gropiusa – dopiero teraz wielopłaszczyznowa natura zjawisk ulega w tak znaczącym stopniu spłaszczeniu do ich wizualnej reprezentacji, zatrzymanych kadrów niosących za sobą siłą rzeczy szczątkową informację. Cierpi na tym zwłaszcza architektura, dziedzina najmocniej osadzona w trzech lub nawet czterech wymiarach, w świetle i cieniu, w zapachu i dotyku. Hegemonia percepcji wzrokowej próbuje wtłoczyć ją w wyjątkowo nieprzystające ramy, coraz częściej przyjmujące postać instagramowego kwadratu, podobno przyswajanego przeciętnie przez około pół sekundy. Mogąc skonfrontować zagadnienie z panelistami o czytelnie określonych preferencjach i sposobach obrazowania (blisko związanym z kolażem Fala Atelier, przetwarzającym na post-postmodernistyczną modłę renesansowe i barokowe referencje False Mirror Office i związanymi ze szwajcarskim ETH i londyńskim AA Lukasem Hüsserem i Korbinianem Kainzem) próbowano znaleźć metodę na wyznaczenie trawersu pomiędzy ryzykiem zobojętnienia na bodźce a potężnym potencjałem biznesowego narzędzia. Podczas gdy dyskusja coraz silniej skupiała się wokół internetowych portali społecznościowych, widownia coraz żywiej angażowała się w debatę. Czy udało się znaleźć jednoznaczną odpowiedź? Nie sądzę, choć intensywność dyskusji i żywe zaangażowanie ze strony zarówno panelistów, jak i uczestników, pozwoliły skonfrontować ze sobą skrajnie różne postawy, których echo przez długie godziny rezonowało w prowadzonych w kuluarach rozmowach.
8. ROLA TUTORA
Tegoroczne warsztaty w znacznym stopniu opierały się na nieprzerwanej wymianie informacji między organizatorami i opiekunami grup, a prowadzącymi je gośćmi. Zarówno zakulisowe rozmowy przy butelce piwa, jak i formalne walne zebrania pozwoliły spod warstwy kurzu wydobyć kwestię szczególnej wagi – pytanie o funkcję i rolę tutora. Łódzka OSSA stała się polem konfrontacji skrajnie różnych podejść do
prowadzenia warsztatów, od charakterystycznego dla zachodnich inicjatyw autorytarnego masterclass, poprzez klarowne określenie ramowego planu działań przy pomocy zadanej techniki i wykorzystywanej technologii, aż po całkowicie otwartą, horyzontalną strukturę, dzięki czemu grupa, pozostając pod czujnym okiem prowadzącego, demokratycznie nadaje swoim działaniom dowolny kierunek. Z każdym spotkaniem pytania zdawały się mnożyć. W jakim stopniu tutor powinien być przygotowany do warsztatów? Czy wystarczy, żeby znał ich temat i przeczytał przygotowany przez organizatorów pakiet informacyjny, czy też powinien przyjechać na miejsce z gotowym konceptem i garścią materiałów dla swoich podopiecznych pod pachą? Czy powinien poznać miasto, w którym przyjdzie mu działać, czy raczej chłonąć je na bieżąco, dając się prowadzić impulsowi i intuicji? Poszukiwanie odpowiedzi na te niezwykle ważne pytania to jedno z licznych zadań stojących przed organizatorami kolejnych edycji OSS-y. Jedyna trwała wytyczna to reaktywne i wrażliwe myślenie: szeroko otwarte oczy, uszy i – być może przede wszystkim – chętna i gotowa na tydzień intensywnej pracy głowa.
9. CARTE BLANCHE
Nie daje się nie zauważyć ożywienia, jakie w ostatnich latach zapanowało w Łodzi. Zaroiło się od festiwali światła i dizajnu, inicjatyw i inwestycji, przebudów i renowacji, zakotłowało się od walki o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury i o organizację małego EXPO. Dla pogrążonej przez długie lata w marazmie Łodzi pojawienie się przestrzeni
do swobodnego działania stanowi miód na serce i motor napędowy do dalszych starań, wystarczy jednak na moment ściągnąć z nosa różowe okulary, żeby zauważyć, że promocyjny tynk tu i ówdzie kruszeje. Wizyta tak wielu czułych na zagadnienie przestrzeni obcych to okazja dla stałych mieszkańców do krytycznego spojrzenia na to, co akceptują w swoim mieście na co dzień. Wystarczy zboczyć na moment z najbardziej oczywistych ścieżek, żeby zauważyć, że wyremontowane fronty śródmiejskich kamienic stanowią tak naprawdę potiomkinowskie fasady kryjące za sobą zdewastowane podwórka-studnie, a największe i najgłośniejsze łódzkie inwestycje budowlane ostatnich lat to nie więcej niż przeskalowana i niefunkcjonalna infrastruktura, nieudolne przełożenie portugalskiego dworca na lokalny grunt, bankrutująca imitacja fabryki i sportowy monolit pokryty tanią siatką budowlaną. W nakreśleniu przyszłościowej perspektywy nie pomaga również struktura społeczna i demograficzna, która po usunięciu zazwyczaj okresowo obecnych w mieście studentów okazuje się starzeć w zatrważającym tempie. Oczywiste wydaje się, że Łódź ciągle poszukuje swojej drogi. Właśnie powstaje jej nowe centrum, sugerowane już przed laty dawnym planem Roba Kriera, do miasta ściągane są głośne architektoniczne nazwiska. To wszystko obietnice, które mogą znaleźć piękne spełnienie. Kluczowym pozostaje jednak, żeby po siedmiu latach tłustych otrząsnąć się z chocholego tańca i zauważyć, że nowe nie zawsze znaczy dobre, a dobre niekoniecznie musi być nowe.
10. RODZINY SIĘ NIE WYBIERA
OSSA od dawna jest już czymś więcej niż zrzeszającą pasjonatów organizacją. To wielka, międzymiastowa rodzina, charakteryzująca się pełnym spektrum wad i zalet niekontrolowanej wielodzietności, gdzie ponad antagonizmami i różnicami stoi spajająca wszystko czułość. Szczególnie widoczne stało się to w łódzkim hotelu Polonia Palast, gdzie roiło się od odwiedzających warsztaty stałych bywalców,
służących dobrą radą przedstawicieli stowarzyszeniowego zarządu oraz oferujących wsparcie przedstawicieli organizatorskich i tutorskich rodzin w wieku od niemowlęcego do emerytalnego. Niektórzy pojawiali się tylko na kilka godzin, inni zostawali na noc, jeszcze kolejni dzielnie czuwali do samego rana przy warsztatowej drukarce. Po kilku dniach każdy był w stanie z blisko stuprocentową pewnością przewidzieć obowiązkowy skład śniadania osoby zajmującej miejsce naprzeciwko, a pan zmuszony obsługiwać windę o czwartej nad ranem zerkał już raczej z rozbawieniem niż złością. Wspólna pizza, wspólny śmiech i wspólne długie godziny spędzone na sali warsztatowej pozwoliły wydziergać ciepły i wyjątkowo długi szal, który zdołał otulić zarówno tych już znanych, jak i zupełnie nowych – w równym stopniu uczestników, co tutorów. Widząc roztańczonego Oskara Grąbczewskiego, Antoniego Domicza zamieniającego przy hotelowej ladzie pozdrowienia z pełniącym tutorskie obowiązki synem Janem czy zakochanego w Polsce Andy’ego Yu, dokumentującego łódzki finisaż nieodłącznym Instaxem, łatwo było poczuć się jak w domu. Tym trudniejsze okazały się więc pożegnania, mające miejsce w malowniczy niedzielny poranek. Nikt jednak nie zdawał się rozpaczać zbyt długo. Przecież wszyscy widzimy się za rok.