Zegarmistrz
Krój Zegarmistrz jeszcze do niedawna można było zauważyć w szyldzie zakładu naprawiającego zegarki u zbiegu ulic Jasnej i Moniuszki. Litery wykreślone były w charakterystycznym dla przełomu lat 50. i 60. stylu, niczym z klasycznej pozycji Techniki liternictwa Jana Wojeńskiego, a ta wydana była w roku 1969 (to może być pomocna wskazówka w datowaniu szyldu). Litery są zwężone, także tam gdzie jest to czysto dekoracyjny zabieg (zbyt wąskie O i M), mają podwyższone poprzeczki i spłaszczone brzuszki. Ale o kroju nie wiemy więcej, nie wiemy nawet czy szyld miał lat 50 czy ledwie 20. Może to autorski projekt stworzony ręką rzemieślnika w jednym egzemplarzu, a może darmowy krój zaprojektowany anonimowo gdzieś w Azji lat 90. Ale na to się nie obrażamy, to też pasowałoby do koncepcji magazynu WAW do którego krój był zdigitalizowany i użyty.
Edgar Bąk – zajmuje się projektowaniem tożsamości wizualnych, znaków, opakowań i przestrzeni. Angażuje się w projekty społeczne, jest autorem wydawanych w Polsce i zagranicą książek dla dzieci poruszających tematy równości. Poza działalnością komercyjną projektuje kilimy dla Splot Kilim. Prowadził warsztaty w Japonii, Izraelu, Estonii oraz we Włoszech a w School of Form prowadził kurs projektowania identyfikacji wizualnych. Z Charlotte West przygotował Projekt: The Polish Journal of Visual Art and Design, dla wydawnictwa Unit Editions. Wielokrotnie nagradzany: KTR, Łódź Design Festival, STGU oraz Książka Roku.
Na potrzeby magazynu kulturalnego WAW stworzyłeś dwa kroje: CEMENT, z którego powstał tytuł i ZEGARMISTRZ, który wykorzystywałeś do składania magazynu. Pamiętasz, jak powstawały?
EDGAR BĄK: Bardziej się poczuwam do tego pierwszego. Zegarmistrz był dziełem zbiorowym: ktoś dał inspirację, ktoś miał komputer w danej chwili odpalony. Ale rozumiem, że ZEGARMISTRZ stał się bardziej rozpoznawalny przez to, że miał ten swój odpowiednik w postaci charakterystycznego szyldu zakładu zegarmistrzowskiego.
Gdy uczy się nas projektowania w szkole, to mówi się o kontraście, jako najbardziej użytecznej figurze. Gdy chcesz pokazać dwa elementy, to zrób jeden mniejszy, a drugi większy, wtedy percepcja stanie się łatwiejsza. A ja byłem ciekaw, co by było gdyby właśnie obok siebie zostawić elementy, które są w małym kontraście i przez to takie trochę nie wiadomo jakie. Pomyślałem sobie: to tak jak Warszawa, która jest taka właśnie w dużej mierze momentami niedorobiona, niedokończona, nieprzemyślana. Chciałem zrobić coś mojego i warszawskiego jednocześnie.
Pamiętasz ten czas robienia magazynu?
Bardzo dobrze, robiliśmy go razem. Z Mikiem Urbaniakiem, naczelnym magazynu, dużo było śmiechu, pamiętasz? Zresztą dziś też, jak się widzimy, to mamy takie same głupawki.
W tamtych czasach bardzo konceptualnie podchodziłem do projektowania i do tego tematu też oczywiście. Zacząłem myśleć o historii tego miasta. Nie wychowywałem się w Warszawie, ale to burzenie i budowanie od nowa wiele razy wydawało mi się bardzo ciekawe. Również ta warstwa lat 90. XX wieku.
Gdy Warszawa wyzwoliła się po rozbiorach ze strefy rosyjskich wpływów, to Polacy sami burzyli wiele architektonicznych symboli tego czasu, na przykład wielką cerkiew. Potem przyszedł modernizm, bo tak bardzo chcieliśmy pokazać, że teraz już przynależymy do Zachodu. W latach 90. było sporo typopolo. I możesz się albo zbuntować przeciwko temu jak ta rzeczywistość wygląda, albo możesz starać się to jakoś zrozumieć i wyciągnąć z tego mądrość. Zadać sobie pytanie, co mogę z tego wziąć i jak to dalej przetransformować.
Pomyślałem, że warto pokazać, że z tych kilkuset lat historii Warszawy wyszedł taki palimpsest, który ktoś nadpisywał wiele razy. Brutalistyczny CEMENT jest Warszawą bardziej powojenną. I jest zastawiony z fontem, który został zaobserwowany na ulicy.
ZEGARMISTRZ ma czwórkę autorów?
Tak, pamiętam, że kiedy szukałem fontu wernakularnego Olek Modzelewski, który siedział obok mnie, powiedział mi o projektantce Rafaeli Dražić, która będąc w Polsce przerobiła jeden z szyldów na kilka liter, którymi zaprojektowała okładkę książki.
Napisaliśmy do niej. Nie mieszkała już w Polsce, ale udostępniła nam te litery. No ale trzeba było dorobić całą resztę i tym zajął się już Jurek Gruchot. Wypuścił z tego taki font, którym można było napisać już kilka nagłówków. Bardzo prosty, może jeszcze niedokończony, ale funkcjonalny krój, którym zrobiliśmy już wszystkie tytuły artykułów w magazynie.
Wspominałeś mi kiedyś, że gdy opowiadasz o miejskich inspiracjach w kontekście magazynu WAW, to pokazujesz ciąg ilustracji.
Tak, mam je tutaj. Najpierw pokazuję kontrast, że on jest taką naturalną metodą pracy projektanta, takim zabiegiem, którego się uczysz na ASP. Potem pokazuję coś, co mnie drażni i ciekawi, czyli zmniejszenie tego kontrastu, z czego powstają formy, które są w jakimś sensie niewygodne. I to jest ten punkt styczny z Warszawą, która bywa niewygodnym miastem.
Zaprojektowałem dwa rodzaje siatki, które się ze sobą nie pokrywają i nie mają żadnych punktów stycznych. Jeżeli je nałożyć na siebie to można budować kolumny według kompletnego anarchizmu planowego. Powstają layouty, w których logika jest trochę zaburzona, ale jednak da się przeczytać. To jest taka warszawska przestrzeń.
A tu już pokazuję jak to działa w praktyce:
Na jakie fonty inspirowane Warszawą zwróciłbyś naszą uwagę?
Sprawdźcie krój, który nazywa się URSA i jest zaprojektowany przez Janka Estradę Osmyckiego, który czerpie inspiracje z logotypu zakładu Ursus. Świetny system i wygląda bardzo nowocześnie. Bierze dziedzictwo ostatnich dziesięcioleci i docenia to, co w nim najlepsze.
Czy litery Twoim zdaniem mogą zmieniać miasto?
Zdecydowanie! Projektowanie może zmieniać miasto i projektanci powinni w tym procesie aktywnie uczestniczyć. Niestety – mówię tu o projektowaniu graficznym – to się u nas nie dzieje. Dam przykład z zachodniego miasta. Siedzę na długiej i szerokiej miejskiej plaży, a tam co kilkanaście metrów stoi słup z prostą ikoną: motyl, rower, jabłko. Dzięki temu wiesz, w którym miejscu na plaży jesteś. Możesz powiedzieć kumplom: spotykamy się przy jabłku, albo pokazać dziecku: siedzimy przy motylku. Nic w tych ilustracjach nie ma awangardowego, a działają. Prosty, fajny pomysł. Polsce pewnie ktoś w tym miejscu wstawiłby cyfry.
Drugi przykład: bardzo długa ławka miejska otaczająca zejście do podziemnego tramwaju. Żeby nie zalegał w niej deszcz, perforowana w bardzo ciekawy wzór. Jakaś osoba graficzna ewidentnie tam została zaproszona, żeby przemyślała jak to ma wyglądać. Jest to bardzo ładne po prostu. Brakuje mi tej ładności w szczegółach. Można coś wyciąć w standardowy wzór laserem albo zapisać jakimś defoltowym fontem z pakietu Microsoft Word. Albo można poprosić osobę, którą i tak się wcześniej w ramach publicznego systemu wykształciło, a która nagle w Polsce jest zostawiona sama sobie. Mam wrażenie, że ta osoba na Zachodzie jest wciągana z powrotem w obieg pracy na rzecz przestrzeni publicznej.
WYBRANA BIBLIOGRAFIA:
Mateusz Pacewicz, Jest nowy magazyn. Cały o warszawskiej kulturze, Gazeta Wyborcza, 22.11.2010
Rzemieślnicy kultury. Edgar Bąk – podcast Ninateki, 2012
Olga Święcicka, Edgar Bąk: Podoba mi się logo Faktu,wywiad dla Natemat.pl, 20.07, 2012
Edgar Bąk na Culture.pl
Boris Groys, Logic of the Collection, proj. Rafaela Dražić, wyd. Sternberg Press, 2021