menu

Inspiracją do powstania kroju Tagger były warszawskie tagi – nielegalne napisy, szybko pisane flamastrem. Krój Tagger to nowoczesna pisanka o dynamicznym charakterze i swobodnych kształtach. Projekt może mieć zastosowanie w identyfikacji wizualnej restauracji, barów i sklepów do tworzenia ogłoszeń, cenówek czy etykiet.

Specimen fontu

ZUZA ROGATTY – projektantka graficzna specjalizująca się w identyfikacjach wizualnych oraz liternictwie i typografii. Absolwentka Wydziału Grafiki i Komunikacji Wizualnej na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Pracowała w Mamastudio i Pentagramie. W 2020 roku nagrodzona w prestiżowym konkursie Young Guns. Obecnie pracuje w Nowym Jorku, w studiu projektowym COLLINS.

www.rogatty.com

Specimen fontu

Tagger to był 2016 rok. Nie aż tak strasznie dawno, ale dla ciebie to już pewnie cała epoka. Pamiętasz jeszcze ten czas?

ZUZA ROGATTY: Jako profesjonalna projektantka pracuję od 10 lat, więc ten 2016 rok to był dopiero początek moich eksploracji typograficznych. Krój Tagger zrobiłam chyba jeszcze w trakcie studiów. Wieki temu, ale miło wspominam projekt Kroje Warszawskie i dziś ponownie wzięłabym w czymś takim udział. Takie inicjatywy, w których projektanci udostępniają efekt swojej pracy, żeby miasto wyglądało lepiej, nie zdarzają się często. Nie mam zachowanych niestety żadnych szkiców Taggera, zaginęły w trakcie przeprowadzek. Ale uliczna typografia. ekspresyjne tagi czy graffiti na wszelkich powierzchniach warszawskiego krajobrazu zawsze zwracały moją uwagę, lubiłam je śledzić i wyłapywać. 

Czy już wtedy czułaś, że te litery to będzie twój wiodący temat?

Na trzecim roku studiów w Poznaniu zapisałam się do pracowni typografii. Od razu się wciągnęłam. Wtedy też odkryłam, że mój dziadek Rudolf Rogatty, który był artystą, a którego nigdy nie poznałam, uczył typografii w technikum ceramicznym w Bydgoszczy. Moja babcia dała mi stare podręczniki z jego własnoręcznymi notatkami i wszystko zaczęło układać się w całość. Pierwszy był Tagger, po nim Rialto, który był moim projektem dyplomowy. Dopracowanie go zajęło mi dwa lata i wtedy miałam kryzys, powiedziałam sobie, że już nie będę projektować więcej krojów pism. To nie było zgodne z moim temperamentem, brakowało mi do tego cierpliwości. I wtedy właśnie odkryłam liternictwo. Reszta to historia. 

Mural dla Vegan Ramen Shop na Różanej

Jaki projekt, jeszcze z tego polskiego okresu, uważasz za przełomowy? Taki, który sprawił ci przyjemność i pomyślałaś: idę w tym kierunku.

Nie wiem czy przełomowy, ale na pewno bardzo fajnym projektem była kolaboracja z Good Looking Studio. Zapytali mnie, czy na szybko zaprojektuję im koszulkę i mural. Dali mi całkowitą wolność. Do dzisiaj noszę ten T-shirt. Vegan Ramen Shop był świetnym projektem brandingowym, super było zaprojektować te wszystkie plakaty, ale moim ulubionym elementem był mural do ich restauracji na Różanej, która już nie istnieje. No i książka Jadłonomii – ją też bardzo miło wspominam.

 

Specimen fontu

Jak znalazłaś się w Nowym Jorku? Przypomnij nam tę historię.

Pracowałam już od czterech lat w Mamastudio w Warszawie, ale chciałam się rozwijać, zrobić coś nowego. Nie chodziło o założenie własnego studia, czułam, że jestem na to za młoda, nie jestem gotowa i nie chcę się uczyć na własnych błędach, wolę na cudzych. W ogóle, że chcę uczyć się od bardziej doświadczonych projektantów, od najlepszych. Złożyłam aplikację na staż do Pentagramu, ale przez pół roku nikt mi nie odpisywał. Dorwałam Luka Haymana z tego studia osobiście, na festiwalu projektowania w Barcelonie. Miałam szczęście, że dwa lata wcześniej był w Warszawie i zatrzymał się w Autor Rooms, prowadzonym przez Mamastudio. Kojarzył nasze prace. 

New York Magazine

Dlaczego Pentagram? 

To jedno z najważniejszych studiów w świecie projektowania graficznego. Poznanie Pauli Scher, Michaela Bieruta i ich współpracowników było dla mnie jak spotkanie z żywymi legendami. 

Już wtedy myślałaś, że chcesz zostać na dłużej, czy planowałaś wracać do Warszawy? 

Wyjechałam z Warszawy mówiąc wszystkim, że wrócę za trzy miesiące. Ale ten czas szybko minął, a ja chciałam jeszcze tyle zobaczyć, tyle się dowiedzieć. Ta mieszanka kultur to było coś, czego bardzo brakowało mi w Warszawie. One wszystkie spotykają się też w Pentagramie, bo w samym biurze w Nowym Jorku pracuje prawie sto osób. Tyle stylów, szkół projektowania, języków zderza się w jednym miejscu. Po roku przeniosłam się do równie wspaniałego miejsca – studia COLLINS, w którym jestem już od ponad pięciu lat. 

Dlaczego zdecydowałaś się na COLLINS? 

Pentagram jest legendarny, ale jeśli chodzi o projektowanie graficzne jednak ciut konserwatywny. A COLLINS w tamtym momencie był najbardziej hip, mieli najciekawsze projekty. Co ciekawe, oba studia mieszczą się po dwóch stronach tego samego placu. 

Rapha

W pandemii trochę się od tego placu oddaliłaś, zamieszkałaś na Hawajach. Piękna przygoda.

Przed pandemią pracowałam już rok dla COLLINSA w Nowym Jorku. Zdążyłam poznać ludzi i ich kulturę pracy. Na Hawajach też się zasiedziałam, aż cztery lata. Nauczyłam się tam zdrowego dystansu do pracy, dobrego work-life-balance. Jedynym minusem było to, że musiałam utrzymać te same godziny pracy, co oznaczało wstawanie o piątej rano. 

Hawaje mają swój styl, tradycję projektowania? 

Właśnie nie bardzo. Są tam społeczności artystyczne, jest cała surferska kultura, ale tej tradycji brakuje. Chłonęłam inspiracje z surfowania, chodzenia po górach, zdrowego stylu życia. To spędzanie czasu w naturze było dla mnie największą nauką. Teraz znacznie mniej stresuję się pracą. W Nowym Jorku życie równa się praca, więc bardzo mi się ta hawajska lekcja przyda. Teraz już prawie wszyscy projektanci COLLINSA są na miejscu. Dla mnie to ważne, żebyśmy wymieniali się nieustająco pomysłami i inspiracjami. A do tego potrzebny jest ten czas spędzany razem. 

 

Specimen fontu

Czy myślisz, że twoja nowojorska kariera wynika poniekąd z tego, że jesteś stąd? Że wnosisz tam coś unikalnego, z tej części świata? 

Na sto procent. Niekoniecznie to, że jestem z Polski, ale że przyszłam z zupełnie innym sposobem patrzenia na projektowanie, na liternictwo. W Ameryce studiuje się bardziej rzemiosło, są w nim perfekcyjni. U nas jest szersze, bardziej artystyczne podejście. Ja nie boję się wywrócić wszystkiego do góry nogami i pokombinować jeszcze nad samą koncepcją.

Czy twoim zdaniem Warszawa (czy szerzej – Polska) mają swój charakter pisma? Co pokazujesz stąd swoim kolegom czy klientom w Stanach? 

Oni się wciąż strasznie snobują na Europę i są bardzo ciekawi rzeczy stąd. Te stulecia historii widoczne na każdym roku w Anglii czy Francji, a nawet Bydgoszcz, z której ja jestem, a która ma ponad tysiąc lat – tu łatwiej jest wyjść na ulice i znaleźć inspiracje do setek różnych fontów. 

Gdy mówię o Polsce na wykładach czy spotkaniach, to zawsze wspominam o polskiej szkole plakatu. To naprawdę robi duże wrażenie, ten skrót, artystyczny rys w tym, litery wykonane ręcznie. Mój szef zawsze mi się chwali oryginalnymi plakatami Tomaszewskiego czy innych polskich klasyków.  

Gdy pracujemy nad projektami, zawsze staram się pokazywać prace polskich kolegów i koleżanek, typografów, ilustratorek. Robię to sprawiedliwie, nie wciskam im na siłę rzeczy z Polski, ale kilka razy już się skończyło na współpracy, na przykład Janek Estrada Osmycki zaprojektował dla nas krój pisma do identyfikacji wizualnej znanej marki sprzętu muzycznego czy logo dla aplikacji randkowej. Zorganizowaliśmy wykład Mariana Misiaka u nas w studiu. Polski talent, zwłaszcza typograficzny i ilustratorski, po prostu się wyróżnia. 

New York Magazine

Jakie najważniejsze projekty zrealizowałaś w Polsce i za granicą przez te osiem lat, które minęły od Taggera?

Moje ulubione to liternicze projekty dla „New York Magazine”, „New York Timesa”, „Bon Apetit”. Kolekcja ubrań dla cyklistów, którą zrobiłam dla marki Rapha. Teraz pracuję nad identyfikacją mojego studia. Właśnie dostałam awans na dyrektora kreatywnego, więc na pewno będę miała sporo roboty.

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności