Działanie w poprzek czasu
fot. Magdalena Krzosek-Hołody
Magdalena Krzosek-Hołody, Aleksandra Litorowicz
W 2015 roku herman de vries zamienił holenderski pawilon na Biennale w Wenecji w wielkie archiwum przyrody. Artysta zgromadził w nim m.in. próbki gleby, okazy geologiczne czy suszone fragmenty roślin, a także artefakty będące wspólnym wytworem człowieka i natury. Nie była to jednak ekspozycja w stylu dioram znanych z muzeów historii naturalnej, ale obraz bardzo intymnej relacji, która łączy twórcę z ożywioną i nieożywioną materią świata. Jest to relacja oparta na trzech filarach – wiedzy, zachwycie i przywiązaniu.
W weneckim pawilonie udało się de vriesowi uniknąć prostego estetyzowania prezentowanej kolekcji. Była ona przede wszystkim obiektem antropologicznym, który przy użyciu oszczędnych środków wizualnych, pokazywał bardzo złożoną sieć zależności i wzajemnych powiązań. Przestrzeń, jaką daje sztuka, stała się dla de vriesa rodzajem ramy dla natury, w której konkretny wybór obiektów in situ, ex situ stawał się formą interpretacji. Był to także wyraz zachłannej i spontanicznej, a zarazem bardzo radosnej żądzy wiedzy, jaka od zawsze charakteryzowała go jako artystę, a zarazem wytrwałego badacza skomplikowanych ścieżek natury. Pawilon wypełniły m.in. odciśnięte na białym papierze ziemne ślady czy kamienie wyeksponowane niczym rzeźby, na drewnianych postumentach. Można tam było obejrzeć także nagranie wideo ukazujące artystę podczas przeglądania książki, w której znalazły się wszystkie gatunki roślin, których udało mu się kiedykolwiek spróbować.
W 2024 roku herman de vries skończy 93 lata. Archiwum, które zgromadził przez niemal wiek swojego życia zostało skrupulatnie skatalogowane, zdigitalizowane i udostępnione na jego stronie www.hermandevries.org. Artysta nie powiedział jednak ostatniego słowa i wciąż pracuje nad powiększaniem zbioru naturo-kulturowych artefaktów oraz planuje kolejne wystawy.
Kolekcja de vriesa jest trudna do osadzenia w konkretnych kategoriach. Czy jest to zbiór dzieł sztuki? Czy może notatnik terenowy badacza wykonany za pomocą nietypowego medium? Przeglądając kolejne katalogi na stronie artysty trudno nie zadać sobie pytania, skąd się bierze obsesja kolekcjonowania? Dlaczego wyszukujemy najpierw osobliwości, potem wzorce, a w końcu gromadzimy wszystkie możliwe formy i warianty danej rzeczy? W czym pomaga nam gromadzenie i archiwizowanie naszych zetknięć ze światem? Czy dzięki temu odczuwamy naszą obecność jako bardziej namacalną i autentyczną, bliższą rzeczom i zjawiskom, które są poza naszą kontrolą?
Wyszukiwanie, obserwowanie, utrwalanie, gromadzenie, katalogowanie, etykietowanie… i wiele innych czynności, które towarzyszą tworzeniu przez nas archiwów, to działania w poprzek czasu. Wyrażają one nadzieję na to, że chociaż na krótką chwilę możliwe jest zaplecenie bardziej trwałych i głębokich sieci relacji ze światem. Twory przyrody są tu wyjątkowymi przedmiotami (i podmiotami) podlegającymi mechanizmom kolekcjonowania i archiwizacji. Natura to niepokorny partner, który jest często niedoceniany i traktowany jako tło lub cichy aktor drugiego planu.
Jak zauważyli na niedawnej wystawie w Miejscu Projektów Zachęty Małgorzata Pawlak i Mikołaj Kowalski – często patrzymy na nasze otoczenie i mówimy: „Nic tu nie ma”. Jest to zdanie, za pomocą którego, według artystów, zbyt często kwitujemy otaczającą nas rzeczywistość, odmawiając tym samym wnikliwszego jej zbadania. Według Pawlak i Kowalskiego: „Jest to uproszczenie, wyraz rezygnacji, intelektualna kapitulacja (…)”. Artyści postulują przyjęcie strategii przeciwnej – przenicowanie pozornej pustki i dokładne przyjrzenie się jej. Okazuje się wówczas, że nie wszystko jest jednak tak „znane i opatrzone”, a nasze „marzenia o miejscach, rzeczach bardziej inspirujących, centrach dziania się” są tak naprawdę podszyte lękiem i powielaniem bezwiednie schematu, który mówi, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Tymczasem to właśnie tu, gdzie jesteśmy, dzieją się rzeczy fascynujące, niemal codziennie powstają i umierają całe mikro- i makroświaty. Warto się nad nimi pochylić – albo zadrzeć w ich poszukiwaniu głowę do góry.
Pretekstem do tego, żeby uczyć się od artystów dziecięcej radości z chwytania fragmentów przyrodniczej materii jest powstający właśnie projekt Społeczne Archiwum Warszawskiej Przyrody. Zapraszamy w nim do wspólnego działania ćwiczącego wrażliwość na otaczającą nas bioróżnorodną lokalność. Jest to przestrzeń stworzona dla wszystkich, którzy podobnie jak wspomniani artyści, sięgają po narzędzia archiwizacji i dokumentacji po to, by chwytać i starać się zrozumieć wielowymiarowe relacje ludzi i natury.
Zgłoś swoje zbiory do Społecznego Archiwum Warszawskiej Przyrody! Możesz wysyłać nam m.in.: zielniki, fotografie, pamiętniki, zapiski, prace artystyczne, nagrania, zbiory artefaktów, utrwalone obserwacje i dokumentacje związane ze stołeczną przyrodą. Staną się one częścią Archiwum. Pierwsza tura naboru trwa do 15 lipca! Więcej na: www.fundacjapuszka.pl
Magdalena Krzosek-Hołody – badaczka i projektantka, naukowo związana z Uniwersytetem Warszawskim. Prowadzi pracownię projektową Mikroklimaty (mikroklimaty.com), a na fejsbukowym profilu @Mikroklimat.Warszawa pisze o stołecznej naturo-kulturze.
Aleksandra Litorowicz – prezeska Fundacji Działań i Badań Miejskich PUSZKA, kulturoznawczyni, badaczka, wykładowczyni akademicka. Prowadzi inicjatywę Miastozdziczenie.pl.