Tarot na… przyszłość rąk
Takiego tarota zamówiła Redakcja, odwołując się do eseju Palce, które liczą Byung-Chul Hana, modnego koreańsko-niemieckiego intelektualisty. Pisze on, co i w Redakcji, i we mnie wzbudziło zasłużenie fascynację podszytą zgrozą: „…człowiek otoczony cyfrową aparaturą żyje już dzisiaj »bezprzedmiotowym« życiem przyszłości. Charakterystyczna dla tego życia jest »atrofia dłoni«. Urządzenia cyfrowe prowadzą do ich skarlenia. Zarazem jednak obiecują uwolnienie od brzemienia materii. Człowiek przyszłości nie będzie potrzebował rąk. Nie będzie musiał niczego opracowywać, dłonie nie będą go wyręczać, ponieważ już teraz ma do czynienia nie z przedmiotami materialnymi, ale z bezprzedmiotowymi informacjami. Zamiast całych dłoni, używa palców. Nowy człowiek nie będzie działał, dzielił, ręczył – będzie wskazywał palcami”.
Serio mówiąc, nie wiem, jakimi sprzętami elektronicznymi posługuje się Koreańczyk, że wystarczają mu tylko palce, a nie musi ich nosić, obracać i przestawiać. W ogóle nie wiem, o jakie ręce tu chodzi – zakres semantyczny po polsku, ale i po niemiecku, jest raczej luźny: czy chodzi o cały zespół kości, ścięgien i mięśni od barków po końce palców, a może o dłonie wraz z kiścią nadgarstka, bez ramion. Czy może liczymy ręce od łokcia? Zegarek podpada pod rękę czy palce? Ale bądźmy poważni.
Fantazje na temat cyborgizacji – nieodwracalnej symbiozy człowieka z elektroniką – są obecne w myśli zachodniej od czasu kultowego w pewnych wąskich kręgach tekstu Man-Computer Symbiosis Philipa Licklidera, wojskowego technika i wynalazcy związanego z ARPANET-tem i twórcy pojęcia „internet”, które, jak się okazuje, jest skrótem od „Intergallactic Network”. Mieliśmy niesławnego (chyba?) RoboCopa, wcześniej HAL-a z Odysei kosmicznej 2001, który krnąbrnie myślał za człowieka, i wreszcie ukochane augmentacje z Trylogii ciągu Williama Gibsona, nie wspominając o Peryferalu. Można się zagubić, jasne, ale ręce jakoś nikomu nie poodpadały.
Tarot zapytany o ręce jest optymistyczny: XIX Wielkie Arkanum – Słońce oznacza odrodzenie, renesans, a Dziesiątka Monet to karta doczesnego szczęścia, w którym po arystotelejsku dobrze żyć (etycznie, w zgodzie z sobą i szczodrze), bezproblemowo łączy się z dobrze się mieć (dostatnio, w zadowoleniu i zdrowiu). Wygląda mi na to, że uwolnienie rąk oznaczać będzie zarazem ich i nasz renesans, zwrot ku twórczości (implicite obecnej w kolorze Monet) i radości. Im więcej kwestii załatwia za nas elektronika, mówi tarot, tym lepiej będziemy chcieć żyć. Ostatnio trafiłam w necie na uroczą pastę: problem z AI jest taki, że przyjęto złą kolejność. AI robi za nas sztukę i literaturę, spychając nas do sprzątania i zmywania, a powinna może jednak zacząć za nas zmywać, żebyśmy mieli wreszcie czas na sztukę. I co pan na to, panie Han?