menu

Czy osiadły tryb życia to pomyłka

Piotr Puldzian Płócienniczak, Cywilizacja, 2024

Świat jest pięknym i uroczym miejscem, pełnym życia – a przynajmniej było tak dziesięć tysięcy lat temu. Ludzkość i zwierzyna przechadzały się po bezkresnej okolicy. Od tego czasu świat mocno się zmienił, tereny piękne i urocze zostały nieco przycięte w swej rozchełstanej roślinności, a w swej życiodajnej wilgotności z deka przysuszone. Dobrze już było, powie każdy, kto urodził się już po wynalezieniu rolnictwa i rozpędzeniu ostatnich band łowiecko-zbierackich. Drzewom dobrze było drzewiej, mówią leśnicy w drodze na ścinkę i zrywkę. A wystarczyło nie dotykać traw, których szczególnie pękate ziarna nadawały się do kultywacji… Czy bez osiadłego trybu życia mogło być lepiej?

Piotr Puldzian Płucienniczak, Cywilizacja, 2024

Fandom cywilizacji upiera się, że życie łowców-zbieraczy było krótkie i brutalne, a ich losy nędzne i ponure. Do takich wniosków skłaniają potłuczone szkielety z epoki, których kości poznaczone są ciosami maczug. Nie było łatwo. Las dla prehistorycznego wędrowcy jest zawsze ciemny: każda napotkana osoba jest śmiertelnym zagrożeniem. Zasobów mamy na styk, więc jeśli ktoś nam je skradnie, będzie z nami krucho. W tej sytuacji przestępczości trzeba zapobiegać, zanim się wydarzy, bo jej skutki są katastrofalne. Walczyć albo uciekać. Nie ma czasu na odpoczynek, nie można sobie usiąść. Stresujące podejście, nie ma co ukrywać, a że nie mamy jeszcze podzielanego języka oraz pisma, żeby komunikować swoje zamiary i oznaczać terytorium, to pozostaje wojować z każdym, kto podejdzie. Pismo pojawi się, dopiero kiedy zaczniemy liczyć plony, ale teraz mamy tylko zbiory: jagody, borówki, grzyby, szczególnie pękate nasiona pewnych traw…

System polityczny łowców-zbieraczy to anarchia łupieżczo-nomadyczna. Niepewność, przemoc i brak służby zdrowia to solidne argumenty na rzecz porzucenia wędrownego stylu życia. Hegel powiada gdzieś, że ruch nomadów jest pozorny: z punktu widzenia historii stoją w miejscu albo co najwyżej kręcą się w kółku. Po co tyle wysiłku? Może lepiej osiąść nad akwenem, rozłożyć krzesło i przekopać grządkę? Lepiej nie… A może?

Skoro już usadzimy się nad rzeką, niech będzie to Tygrys albo Pärnu, zaraz najdzie nas humor na sianie zbóż, mielenie ziaren i pieczenie placków albo chleba. Żucie chleba to nie to samo co trzaskanie w paszczy dzikich nasion albo szarpanie mięsa. Zęby i dziąsła miękną, a język traci pierwotną zręczność. Skutkiem tego jest utrata zdolności do mówienia językiem zwierząt (przekonująco opisał ten proces Andrus Kivirähk w Człowieku, który znał mowę węży). Od tej pory do istot wielonogich umiemy powiedzieć co najwyżej „siad” albo „waruj”, „przebywaj w miejscu”, „nie poruszaj się”. Są to wypowiedzi smętne i nieciekawe, świadczące o ograniczonej wyobraźni przestrzennej istot osiadłych. Przymocowanie do miejsca to definicja osiadłego trybu życia.

Rolnik jest koralowcem – przyczepiony do miejsca i zależny od temperatury otoczenia. Słońce jest kulą u jego łańcucha, a pora roku klawiszem. Od czasu założenia pierwszej działki człowiek skazany jest, jak powiedział sam Bóg (a jemu trzeba wierzyć), na harowanie w pocie czoła, a przy tym dokarmianie powstałych wkrótce kast kapłanów, wojowników, finansistów i pośredników nieruchomości.

Szczęśliwie, choć wbrew opinii zachowawczej większości, wynaleziono naukę, a wraz z nią osoby naukowe, które postanowiły ulżyć nieco wszystkim innym. Metodą na to są różne sprytne sposoby, jak zagonić niemrawą rzeczywistość do spełniania naszych życzeń, jak wycisnąć więcej energii z piachu i siedzących w nim roślin. Zasadniczo się udało: łowcy-zbieracze mieli do dyspozycji jakieś 2200 kcal dziennie, pierwsi rolnicy (jeśli słońce było łaskawe) mogli zebrać już 4400 kcal, a my mamy dostęp do milionów kilokalorii dziennie. Jednak – wbrew oczekiwaniom – wzrost dostępnej energii nie przełożył się na zmniejszenie ilości pracy do wykonania. Roboty jest więcej i więcej, a wykonują ją programistki, konferansjerzy, maszynistki, inspektorzy sanitarni, masarze, bednarze, lekarki, poławiacze pereł, osoby, które wkładają klawisze do klawiatur, osoby, które rozmontowują klawiatury, zielarki, pasterze owiec, radiotelegrafiści, copywriterki i account menedżerki, osoby, które piszą posty na Facebooku, kopacze rowów, producenci żarówek, wulkanizatorzy opon, urzędniczki w stopniu starszej specjalistki, funkcjonariusze i funkcjonariuszki służby więziennej, osoby, które wystawiają weksle i tak dalej.

Sprawy cywilizacji, choć bliskie ciału jak kortyzol, są nużące swym niewyczerpanym nadmiarem. Cywilizacja to spuchnięty zakład pracy, a tymczasem mamy wiele spraw do załatwienia. Mamy tak wiele rzeczy do zrobienia, choć przez 290 tysięcy lat radziliśmy sobie świetnie bez wiedzy o konieczności zajęcia się nimi. Człowiek miał inne zmartwienia, to prawda. Ale nie miał też odpowiednich udogodnień. Krytycy cywilizacji zwykle argumentują, że rolnictwo to pomyłka i lepiej było nie robić niczego. Jest w tym pewna racja, ale tylko pewna.

Wartość, której łowcy-zbieracze nie mogli doświadczyć, a która jest nam bliska, to możliwość korzystania z mebli. Po przeprowadzce, którą rozważałem w NN6T nr 151/2023, a następnie dokonałem, osiadłem na nowym terytorium. Problem jednak w tym, że choć mieszkanie jest nieruchomością, to pozbawione mebli nie pozwala człowiekowi wygodnie stać się nieruchomym. Zamówiłem zatem ergonomiczne siedzisko z tworzyw sztucznych, które są wybitnym osiągnięciem naukowego przetwarzania bytu.

Uformowane przez niezwykłe urządzenia krzesło ulegnie rozkładowi, dopiero kiedy Słońce zamieni się w supernową i spopieli Ziemię. Uparte atomy posłużą wyposażeniu biur w nieistniejących jeszcze galaktykach. Oto pomnik cywilizacji trwalszy niż ze spiżu, nieredukowalny do części składowych, absolutnie niestrawny dla procesów dziejowych. Przemysł meblarski (który jest wszak fundamentem osiadłej cywilizacji) jest wyzwaniem rzuconym samej zasadzie entropii. Nie byłoby to możliwe, gdyby nasi serdeczni krewniacy kilkanaście tysięcy lat temu nie zaczęli zbierać traw o szczególnie pękatych ziarnach, a następnie nie usiedli nad rzeką.

Jak mogli odpoczywać łowcy-zbieracze? Siedząc na kamieniu albo kłodzie? Kucając? Kładąc się na ziemi? Opierając się o szałas? Każda osoba, która zakosztowała szczęścia korzystania z mebli, wie, że przyroda nie oferuje żadnej alternatywy. Ruch jest tymczasowy – ale spoczywanie wiekuiste.

Czy osiadły tryb życia to pomyłka? Zależy, czy lubisz sobie posiedzieć.

 

Piotr Puldzian Płucienniczak – zwolennik prostych rozwiązań.

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności