menu

Słoneczny zapach dymu

Rozmowa z Natalią Karczewską

Natalia Karczewska w swojej pracowni, fot. dzięki uprzejmości artystki

Teraźniejszość i przyszłość nie interesuje mnie tak bardzo jak przeszłość i jej ujmująca nostalgia – z artystką Natalią Karczewską rozmawia Tomek Pawłowski-Jarmołajew

 

Tomek Pawłowski-Jarmołajew: Z czego składa się twój artystyczny język i kiedy zaczął się wyłaniać?

Natalia Karczewska: Najbardziej widoczna w mojej praktyce jest praca z przedmiotem używanym, fascynacja pamięcią, a także tym, jak w przedmiotach zapisują się nasze wspomnienia. Myślę, że wszystko zadziało się na studiach. Kiedy byłam na wydziale animacji, zauważyłam, że kiedy tworzę film, czyli obraz ruchomy, najbardziej podoba mi się aranżowanie materii i budowanie scenografii. Same obiekty zaczęłam tworzyć, kiedy poszłam później do pracowni Wojciecha Bąkowskiego na wydziale intermediów. Jeszcze jakiś czas próbowałam pracować z animacją, ale strasznie topornie mi to szło. Zaczęłam wtedy tworzyć osobiste przekazy i wydawało mi się, że nikt tego nie zrozumie tak jak ja i nie będzie czerpał z tego satysfakcji estetycznej czy intelektualnej. U Bąkowskiego było inaczej. Zrobiłam u niego aneks do dyplomu licencjackiego pod tytułem Ledwo pamiętam, w którym właśnie pojawiły się wątki pamięci, wspominania i zapominania. Takie małe obiekty, nieco oniryczne.

Natalia Karczewska, Kierunkowskazy i wierze, widok wystawy, ROD, Warszawa, fot. dzięki uprzejmości artystki

  

Co to były za obiekty i do jakich historii czy wspomnień się odnosiły?

Te prace odnosiły do wspomnień i wrażeń z codzienności, które później pojawiają się w sytuacjach domowych. W ramach cyklu zrealizowałam m.in. pracę Słoneczny zapach dymu, bezpieczne samochody. To była instalacja składająca się z małej lampki dogniazdkowej i z miniatur samochodów, które stworzyłam z kapci. Praca odnosiła się do wrażenia spaceru, bardzo prostego wzruszenia codziennością. Jest taka ulica w moim mieście rodzinnym, która bardzo śmierdzi dymem, jest wąska i ludzie palą tam odpadkami, jeździ dużo aut i to wszystko wzbudza średnio przyjemne wrażenie. Jednak sentyment sprawia, że to właśnie ten dym jest zapachem przywołującym ciepłe, lekko dziwne wspomnienie.

 

Twoje prace można określić jako poetyckie. Sama również piszesz i pracujesz dużo z tekstem. Jaką rolę pełni on w twojej praktyce?

Tekst jest dla mnie naturalnym, pierwszym krokiem do stworzenia dzieła. Takie pamiętnikowe zapisywanie codziennych wydarzeń, spostrzeżeń, żeby nazwać wszystko to, co mi się podoba, i stworzyć wyraźny portret własnej osoby. Pracuję z dosyć delikatną materią i mam w sobie dużą potrzebę jakiegoś konkretu. Tekst wydaje mi się najbardziej stabilny. Pisząc, dowiaduję się więcej o samej sobie. Wtedy łatwiej jest mi tworzyć swoje rzeźby i rysunki.

Natalia Karczewska w swojej pracowni, fot. dzięki uprzejmości artystki

Pomysły na prace wynikają z pisania?

Nie inaczej. Powstaje tekst, potem go przerabiam. Z krótkich wierszy tworzę dłuższe formy albo odwrotnie. Mój proces to ciągła przemiana tekstu po to, żeby dojść do formy, która w moim pojęciu jest jak piosenka. Gra melodię dla reszty. Ale nie zawsze tak jest, bo to by było zbyt systematyczne. Czasami jakaś forma zaczyna się tworzyć, kiedy zbieram i kolekcjonuję różne elementy. Potem pod wpływem tekstu ona się zmienia albo przeradza w następną. Także to nie jest do końca tak, że jest tekst, potem jest praca i koniec. To wszystko miesza się w jednym garze, czasami tekstu jest niewiele, mogą to być nawet pojedyncze słowa.

 

Bardzo ważną częścią każdej z twoich prac są nasycone skojarzeniami i metaforami tytuły. Jak powstają?

Tutaj też bywa różnie. Bardzo często moje tytuły wiążą się z konkretnymi historiami. Czasami jest tak, że najpierw jest forma, a nazwa ulega ciągłej przemianie. Z kolei kiedy powstaje cały cykl, okazuje się, że tytuły powinny ze sobą gadać. Czasami znajduję na tyle mocne elementy w obiekcie, że same rodzą ciekawe koncepcje, jak na przykład w pracy Drewniane nogi, którą prezentowałam na swojej pierwszej solowej wystawie w Stereo. To była praca, która była bardzo związana z przedmiotem, ale też z historią. Patrząc na drewniane słoje na szafie, tak bardzo się z nimi utożsamiłam, że w pewnym momencie wyobraziłam sobie, że mam takie drewniane, bardzo ciężkie nogi. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby postać, która wyłoniła się z drewnianych słojów, uczynić tytułową bohaterką pracy. W moich realizacjach często pojawia się też motyw utożsamiania się z przedmiotami albo antropomorfizm rzeczy, np. Samochód, który patrzy przez okno.

 

Większość twoich prac wiąże się z konkretnymi historiami, wrażeniami. Co decyduje o tym, że daną historię czy wspomnienie decydujesz się wyróżnić i zająć się nią artystycznie?

Robię zapiski i po prostu wybieram z tego najlepszą formę. Zastanawiam się, czy będzie ciekawa do przedstawienia wizualnie, jak można ją rozwinąć i czy jest tam jeszcze coś więcej do wydobycia. Tak było na przykład w przypadku historii prezentowanej na wystawie Kierunkowskazy i wieże w Realnym Obszarze Działań. Stworzyłam wystawę, która miała swój początek w historii ze snu. Śniło mi się, że wielka wieża spada na moją rodzinę. To był koszmar, który pojawił się kilka razy w moim życiu. Kiedy zaczęłam sobie zapisywać i wizualizować ten sen, to przypomniało mi się, że kiedyś moi rodzice mieli taki kurnik z zagrodą. Tam odwiedzały mnie koleżanki i pluły do tej zagrody, kury zaś podchodziły i wypijały ślinę. To jest takie wspomnienie, które mi się pięknie kojarzy z dziwnym, dziecięcym pomysłem, jednocześnie z symbiozą ludzi ze zwierzętami. To wspomnienie nie przyszłoby mi do głowy, gdyby nie ten sen i jego dokładna wizualizacja. Przypomniałam sobie, jak wszystko wyglądało, kiedy miałam siedem lat – to podwórko, pole, kurnik. Nagle ujrzałam przed oczami rzeczy, o których bym nigdy nie pomyślała, gdyby mi się nie przyśniły, i tak się rozwijał cały tekst do tej wystawy.

Natalia Karczewska, Ptaki z nóg, fot. dzięki uprzejmości artystki

Z tych pojedynczych historii układasz większe opowieści, prace składają się w serie, a nawet spójny wszechświat wizualny.

Wszystkie moje prace już od jakiegoś czasu są bardzo spójne. Z kolei cykle opierają się raczej na danej historii lub temacie. Wspólna dla nich jest oczywiście autorska technika, w której łączę materiały, mieszam media. Na przykład w przypadku cyklu Szczęśliwie nieogarnięci, nad którym aktualnie pracuję, tematem jest prowizorka, czyli używanie zdegradowanych przedmiotów, tak by znów były funkcjonalne – najczęściej szybko i z tego, co jest pod ręką. Prowizorki to często dobre asamblaże, stworzone organicznie, pod wpływem nagłej potrzeby. W przypadku tego cyklu zaczęło się od przypomnienia sobie pewnej historii z bułkami i świeczką. Jako dziecko próbowałam z koleżanką przemienić bułki w drożdżówki, robiąc palcem głęboką dziurę w pieczywie i nadziewając ją masłem z cukrem. Potem „piekłyśmy” nasze drożdżówki na zwykłej świecy, która stała akurat w kuchni. Gdy o tym myślę, zazdroszczę sobie samej z przeszłości tej lekkości.

 

Główną rolę w twoich pracach grają wspomnienia z przeszłości, a kiedy znajdujesz jakiś przedmiot, to próbujesz wyobrazić sobie jego historię i na jego podstawie wymyślasz kolejną fikcję. Nie interesuje cię to, co dzieje się wokół tu i teraz?

Też mnie interesuje. Przywołuje bardzo dużo wrażeń teraźniejszych. Takich jak te drewniane nogi. To nie są dalekie wspomnienia, tylko codzienne wzruszenia i spostrzeżenia. Tego jest sporo w mojej twórczości, chociaż rzeczywiście teraźniejszość i przyszłość nie interesuje mnie tak bardzo jak przeszłość i jej ujmująca nostalgia.

 

Ta codzienność przefiltrowana jest jednak przez jakiegoś rodzaju fikcję i działa bardziej w wyobraźni niż świecie rzeczywistym.

Kiedy zauważam coś w przedmiocie, wracam znowu do tych Drewnianych nóg. Skupiam się na realistycznym doznaniu czegoś, o czym się ciężko mówi. Próbuję to jakoś zobrazować i uchwycić. Do tego dochodzą zmagania z przyglądaniem się swojemu wnętrzu. Wydaje mi się, że to jest bardzo bliskie realności. Idealną pracą lub materiałem na wystawę byłoby dla mnie sportretowanie stanów, których każdy z nas doznaje, ale nie jest w stanie opisać. Coś jak wrażenie déjà vu, gdy nie jesteś w stanie stwierdzić, gdzie jest ten bodziec, ale czujesz dziwne wrażenie, że tu już byłaś lub to widziałaś. Staram się to, jak ja widzę i czuję, jak obserwuję świat, przekazać w jak najbardziej dla mnie realistyczny i dosadny sposób.

Dlaczego używasz do tego znalezionych obiektów i materiałów?

Przedmioty używane już w formie, w jakiej je znajduję, są w jakimś sensie skończone i mają w sobie bardzo dużo znaczeń. Takie proste pytania: kto ten przedmiot posiadał, jak z niego korzystał? Dlaczego coś jest oderwane od innego kawałka? Jaka była historia domu, w którym przedmiot się znajdował?

 

Jak je znajdujesz?

Zazwyczaj po prostu spaceruję. Czasami jak potrzebuję czegoś bardzo specyficznego, to szukam na OLX-ie albo pytam znajomych, czy nie mają jakiegoś elementu. Pamiętam, że kiedyś do pracy W tonącym uścisku Palermo potrzebna była mi taka łódka-zabawka i pojechałam odkupić ją za grosze od jakiejś kobiety z OLX-a. Spodobało mi się, że w tej łódce była jeszcze resztka wody, prawdopodobnie wlanej przez dziecko, które się tą łódką bawiło. Zdarzało mi się też w jakiś irracjonalny sposób ze sterty śmieci wyciągać ciężkie obiekty i tachać je rowerem. Czasem moi znajomi przynoszą mi różne rzeczy, co też jest fajne.

 

Jak później łączysz te obiekty? Właśnie patrzę na pracę, gdzie jest bardzo dużo elementów: stary klosz, drzwi od samochodu, sprężyna, rajstopy, żywica, rysunki i inne rzeczy.

Zazwyczaj jest jeden przedmiot macierzysty – główna forma i korpus rzeźby. Potem następuje klasyczny proces szkicowania, przerysowywania, tworzenia konstrukcji i porównywania z tekstem. W wypadku pracy Ptaki z nóg formą główną były drzwi samochodowe, na których chciałam podkreślić wszystkie elementy, znaki, które były już fabrycznie „napisane” na tej rzeźbie. Potem chciałam wykreować najbardziej przestrzenną formę. To jest taka klasyczna kompozycyjna robota. Rysujesz, przekładasz, odkładasz, szukasz, żeby znaleźć idealną formę. Cały czas poszukiwanie. Trochę jak przemalowywanie obrazu. Robisz szkic, przemalowujesz, dokładasz, szukasz koloru. Nie ukrywam, że jestem po prostu plastyczką, która szuka formy jak klasyczni malarze.

 

Natalia Karczewska (ur. 1994) – absolwentka Wydziału Animacji i Intermediów na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Tematy, którymi się zajmuje, obejmują poetycki świat wspomnień, próby opowiedzenia wrażeń poprzez konstruowanie osobliwych instalacji i rysunków. Działania opiera na eksperymentowaniu z różnymi mediami i obiektami używanymi. Finalistka Allegro Prize (2022), laureatka Stypendium dla młodych twórców poznańskiego środowiska artystycznego (2020) oraz Nagrody Specjalnej Czasu Kultury, w ramach 39. edycji Konkursu im. Marii Dokowicz (2019). Współpracuje z Galerią Stereo.

Tomek Pawłowski-Jarmołajew – kuratorx, kucharx, performerx. Robi wystawy, organizuje eventy, publikuje rozmowy, gotuje, udziela ślubów i śpiewa karaoke. Współpracuje z artystkami, kolektywami, instytucjami i redakcjami w całej Europie, m.in. z Galerią Arsenał w Białymstoku, DOMIE w Poznaniu, MeetFactory w Pradze czy Dutch Art Institute. Mieszka i pracuje w Białymstoku, Poznaniu i Pradze.

 

Natalia Karczewska, Podpalane świecą bułki, fot. dzięki uprzejmości artystki

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności