menu

Potrzebujemy interfejsów porozumienia

Rozmowa z Anną Nacher

Rys. Renata Motyka, horyzontyzdarzenwirtualnych.com

Zakładasz gogle na głowę, grafika jest za wolna, ruch się zacina, są przesunięcia, coś się pikseluje, gogle się przegrzewają – z Anną Nacher, badaczką sztuki i kultury cyfrowej, o potencjałach wirtualnej rzeczywistości rozmawia Bogna Świątkowska

 

Takie konkretne pytanie na początek, bo rozmawiamy późnym wieczorem, po pracowitym dniu. Czy w metawersie można odpoczywać?

Wkraczamy w świat, w którym nie ma już prostych odpowiedzi na takie pytanie. Bo przestaliśmy wypoczywać już jakiś czas temu. Używamy tych samych narzędzi i do pracy, i do rozmowy z bliskimi, i do rozrywki, i do wszystkich innych czynności. To powoduje, że coraz trudniej jest wypocząć, i sama się borykam z tym problemem. Na różne sposoby próbuję wypoczywać, ale jest to coraz trudniejsze. Podobnie jak było to we wczesnych fazach różnych technologii medialnych, kiedy musieliśmy oswoić kino, musieliśmy oswoić telewizję, a potem internet, teraz będziemy oswajali rzeczywistość wirtualną – jakąkolwiek przybrałaby formę. Kłopot z odpoczynkiem polega też tym, że w nowym środowisku technologicznym trochę inaczej konfigurowane są nasze zmysły. Legendą z początków filmu jest, że ludzie uciekali z kina przed nadjeżdżającą lokomotywą. Wzorce percepcji w przypadku najnowszych technologii będą z pewnością nowe. Nie mamy jeszcze doświadczenia życia w metawersie dłużej niż, powiedzmy, godzinę czy dwie, również ze względu na możliwości obecnego sprzętu. Nie wiemy więc, co się wydarzy, jeżeli będziemy w nim siedzieli pół dnia czy cały dzień. Obawiam się trochę takiej sytuacji, w której metawers nie będzie już służył do rozrywki, tylko będzie służył do pracy. To już zaczyna się dziać – widziałam parę dni temu, że Zuckerberg proponuje nam integrację ze znanymi produktami Microsoftu: Excelem czy Wordem, i biuro w rzeczywistości wirtualnej. Za taki metawers to ja bardzo dziękuję.

Rys. Renata Motyka, horyzontyzdarzenwirtualnych.com

Podczas warsztatów teoretycznych towarzyszących wystawie Liminal – stan przejściowy w Galerii Arsenał w Białymstoku twoje wystąpienie będzie zatytułowane Metaverse i współczesne dystopie: w poszukiwaniu krytycznych, zaangażowanych odbiorców rzeczywistości wirtualnej. Czy masz listę najciekawszych dystopii?

Prawdę mówiąc, nie bardzo lubię dystopie. Ale zajmując się szeroko rozumianą kulturą cyfrową i nowym mediami właściwie od samych początków, konfrontuję się z rozmaitymi wersjami wizji przyszłości. Najbardziej rezonującymi są te cyberpunkowe, o których czytaliśmy, a potem oglądaliśmy na ekranach kin. Matrix chyba najmocniej się odcisnął na zbiorowej wyobraźni. Pierwszy odcinek trylogii sióstr Wachowskich – wtedy jeszcze braci – zobaczyłam przypadkiem podczas pobytu w Nepalu, w Katmandu. Poszliśmy po prostu z mężem na kolację, a tam puszczano właśnie Matrix z płyty skopiowanej piracko, przywiezionej z Chin. To było znakomite! Kontrast między tym, co działo się na ekranie, a otaczającą nas rzeczywistością na zawsze ustawił moje widzenie nowej medialnej rzeczywistości. W świecie zachodnim mamy tendencję do uniwersalizowania swojego doświadczenia. A tymczasem doświadczenia są bardzo złożone i w różnych miejscach na świecie mają różny charakter. Stąd wzięło się moje wyczulenie na konteksty, na drobiazgi, które mocno reorganizują perspektywę.
Tak więc nie bardzo lubię dystopie i utopie, bo dokonują uniwersalizacji, mocno stabilizując nasze widzenie. Są uwodzące, oferują nam łatwą wizję, nawet jeżeli jest to wizja pochmurna i przerażająca. Nie pozwalają nam zobaczyć całej złożoności sytuacji, tego wszystkiego, co jest nieuporządkowane czy chaotyczne. Ja w ogóle w ostatnich czasach zaczynam być fanką chaosu, prawdę mówiąc. To znaczy boję się świata, który jest zbyt uporządkowany, gdzie wszystko jest zaplanowane. Uważam, że więcej zagrożenia kryje się w wizji życia w świecie uporządkowanym. Dużo bezpieczniej czuję się w świecie, w którym nie wiem, co mnie spotka za moment. Dystopie pojawiły się więc w tytule mojego wystąpienia właśnie z tego powodu, że kiedy się myśli, pisze i mówi o nowych mediach, to często dzieje się to na osi: albo superświetnie, albo wręcz przeciwnie. A rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. Mamy jedno i drugie.

Rys. Renata Motyka, horyzontyzdarzenwirtualnych.com

Jesteś zaangażowana w Horyzonty Zdarzeń, nowo powołaną przez dwie instytucje sztuki – białostocką Galerię Arsenał i warszawską Akademię Sztuk Pięknych – platformę edukacyjno-badawczą poświęconą nowym doświadczeniom cyfrowym i estetyce w projektów polegających na zanurzaniu się w rzeczywistość wirtualną. Zanim dojdziemy do tytułowych horyzontów, które – inaczej niż w świecie realnym – nie są wcale w świecie wirtualnym tak silnie zarysowane, są bardziej rozpuszczone i giętkie, chcę zadać ci pytanie o twoją praktykę duchową. Jesteś buddystką zen. Jak służy ci to, jeśli w ogóle, przy rozpoznawaniu tego, co stwarzają technologie w świecie wirtualnym?

Niechętnie mówię o doświadczeniu duchowym, bo słowo „duchowe” po polsku ma kiepskie konotacje. Ale rozumiem, o co pytasz, a poza tym nie dysponujemy innym słowem. Moją ścieżką jest praktyka zen. Dość intensywna, bo jestem początkującą kapłanką – na to też nie ma dobrego słowa. Praktykuję z amerykańską wspólnotą Zen Garland Order, działającą w tradycji amerykańskiego zen zaangażowanego społecznie, którego jednym z inicjatorów był Mistrz Bernie Glassman. Moja bezpośrednia sangha (wspólnota praktykujących), Dharma River, mieści się w małym miasteczku Winona w Minnesocie. Wiele naszych tradycyjnych działań, takich jak wspólne zazen czy studiowanie literatury, odbywa się więc na Zoomie, ale praktyka jest tam najważniejsza. Nie mówię nawet o buddyzmie zen, zauważ, tylko o zen, pracy ze swoim umysłem i pracy ze światem, żeby lepiej służyć innym i móc to robić z odwagą, współczuciem i czujnością. Do tego są nam potrzebne narzędzia, czyli na przykład to, co ludzie czasami nazywają medytacją zen. W rzeczywistości nowomedialnej pozwala mi to zobaczyć aspekty po części ukryte. Na przykład, w jakim stopniu te technologie mogą się stać narzędziami pomocy przepełnionymi współczuciem. Coraz dłużej siedzimy w wirtualnym świecie, różne pokolenia różnie się w niego zanurzają. Żeby móc sensownie ze sobą rozmawiać czy sensownie sobie pomagać, warto te nowe światy badać. W buddyzmie istnieje kategoria właściwych środków pomocy innym istotom na drodze do wyzwolenia z cierpienia (upaya). Chodzi o to, żeby móc pomóc w najbardziej skuteczny sposób. Czyli nie zakładamy z góry, że któraś z technologii czy któreś z tych wirtualnych światów są same z siebie złe albo dobre, tak jak nie ma złych sanek ani dobrych. Wszystko jest kontekstowe, więc tutaj widziałabym połączenie z tym, co nazwałaś praktyką duchową, a co ja nazywam praktyką pracy z umysłem.

 

Przejdźmy więc do tych horyzontów zdarzeń. Jak je rozumieć? Kto je określa?

Bardzo dobre pytanie. W latach 60.–70. powstawały wizje przyszłości, często utopijne, które nie były takie złe – w tym sensie, że rysowały jakiś scenariusz. Najczęściej progresywny z wizją określonego postępu. Można oczywiście przeciwko tym wizjom się buntować, że są linearne, że często oparte są na przekłamaniach, że stanowiły podstawę dla projektów kolonialnych, projektów genderowo skrzywionych, kontremancypacyjnych. Ale powstawały wizje, plany, jakieś punkty na horyzoncie. Dziś te wizje przyszłości zniknęły. Trudno jest nam określić, co jest projektem jednoznacznie progresywnym. Jest tak dlatego, że żyjemy w naprawdę złożonym świecie. Wszystkie te pojawiające się nowe dyskursy, zmiany kulturowo-społeczne – a może raczej to, jak wykorzystują je politycy zainteresowani przede wszystkim władzą – powodują to, co nazywamy polaryzacją. Ludzie okopują się na swoich pozycjach i tworzą przeciwstawne obozy. W rzeczywistości, która nas otacza, widać przede wszystkim bardzo szybko zachodzącą zmianę. Jeszcze 10 lat temu nie moglibyśmy powiedzieć, że większość opinii publicznej będzie za złagodzeniem ustawy antyaborcyjnej. Pamiętam, jak w Polsce powstawał dyskurs antichoice. Powiedzenie wtedy, że kiedyś nastąpi masowy wobec niego sprzeciw, byłoby fantazją kulturową. Żyjemy w momencie rzeczywiście dużej zmiany, mamy obok siebie rzeczy straszne, jak to, co się dzieje z przyrodą z powodu działań rządu, a z drugiej strony mamy, przynajmniej w miastach, niesamowitą mobilizację na rzecz zieleni i przyrody. To są zjawiska globalne. Często nie jest łatwo je dostrzec, bo dzieją się w mniejszej skali, składają się z pomniejszych działań. Ale jeśli spojrzeć z pewnej wysokości, okaże się, że ten rozproszony ruch ma znaczenie. Po prostu żyjemy w zmianie. Trudno ją uchwycić.

Rys. Renata Motyka, horyzontyzdarzenwirtualnych.com

Powiedziałaś kilka razy, że złożoność świata jest cechą w naszych czasach dominującą. Czy metawers i inne światy wirtualne nie są takie pociągające, bo wydają się mniej złożone?

Wbrew temu, co twierdzi przemysł, technologicznie rzecz biorąc, rzeczywistość wirtualna jest naprawdę daleko od złożoności mogącej w sposób udany tworzyć imitację świata. „Będzie super!” „Poczujesz wszystko jak w realu!” To są mity, które przerabiamy już od dziesięcioleci. Fantazja kulturowa to jedno, a na poziomie czysto technologicznym wygląda to tak, że zakładasz gogle na głowę, grafika jest za wolna, ruch się zacina, są przesunięcia, coś się pikseluje, gogle się przegrzewają. Poziom realnego doświadczenia jest kompletnie czymś innym niż wyjściowa obietnica. Oczywiście rzeczywistość wirtualna czy technologia konsumencka, którą dysponujemy w tej chwili, jest i tak uwodząca. To bardzo ciekawy świat, który także mnie fascynuje. Projekty artystyczne w nim realizowane, które widziałam, są często imponujące, jak np. często przywoływany krótki film Alejandra G. Iñárritu, Carne Y Arena. Są też bardzo ciekawe projekty tworzące społeczny VR, który mnie szczególnie interesuje, jak feministyczne soundwalki Amandy Gutiérrez, klasyczne już projekty dziennikarstwa zaangażowanego Nonny de la Peña czy saamskie projekty VR pokazywane podczas tegorocznego Biennale weneckiego (jako Árran 360 Films), w tym znakomity projekt Edna / Mother Liselotte Wajstedt, którą miałam okazję kiedyś poznać (podobnie jak głównego artystę tego pawilonu, Andersa Sunnę). Bardzo ciekawe są polskie projekty tworzone albo w łódzkim vnLab, albo przy współpracy z tym ośrodkiem, m.in. Joanny Popińskiej The Choice, o decyzjach stojących za aborcjami. VR jest jakimś nowym językiem który się rozwija, ale jest w tym też dużo uproszczeń – niektóre z projektów, które wymieniłam, przez purystów nie byłyby zaliczone do VR-u, bo nie epatują nowością technicznych rozwiązań, są to na przykład filmy 360°.

Rys. Renata Motyka, horyzontyzdarzenwirtualnych.com

Jakie są pułapki i niebezpieczeństwa tych uproszczeń?

Niebezpieczne w rzeczywistości wirtualnej, oprócz tendencji do szukania światów łatwiejszych niż ten, w którym żyjemy, jest coś, co nazwałam ideologią immersji. Kiedy zwraca się uwagę przede wszystkim na atrakcyjność doświadczenia, ono staje się jeszcze bardziej konsumenckie. Bo wbrew pozorom VR wcale nie jest interaktywny w takim głębokim sensie. Oczywiście dokonujesz pewnych operacji, tyle że jest to interakcja, która się sprowadza do konsumpcji produktu kulturowego i indywidualnych urządzeń. Zazwyczaj nie są one tanie, bo te tańsze zostały wycofane z rynku – w tym kontekście dyskurs o zaawansowanej grafice i wysublimowanym doświadczeniu iluzji jest także oczywiście uwikłany w logikę korporacyjnego zysku, zwłaszcza po przejęciu Oculusa przez firmę Meta. Immersja jest bardzo atrakcyjna, więc stajemy się w coraz większym stopniu konsumentami produktu – nasze interakcje muszą mieścić się w pewnych zaplanowanych ramach. Partycypacyjnego VR wciąż nie ma. Działają platformy społecznościowe w VR, ale tam interakcje są także mocno określone. Kiedyś w ramach konferencji, w której uczestniczyłam, mieliśmy panel w Altspace VR. Było to o tyle ciekawe, że pojawiła się tam publiczność kompletnie z innego porządku. Byli to ludzie, którzy po prostu krążyli sobie po tym Altspace VR, szukali dla siebie zawartości i nagle się pojawili na konferencji naukowej. To akurat było superciekawe! Ale generalnie obawiam się, że VR zrobi z nas jeszcze sprawniejszych konsumentów zawartości.
Dlatego staram się pracować nad podejściem krytycznym wobec praktyk korporacji i firm takich jak Meta. Właściwie żadna z platform społecznościowych nie słynie z przejrzystości praktyk biznesowych. W gruncie rzeczy i jako konsumenci, i jako obywatele mamy niewiele do powiedzenia. Jesteśmy skazani na produkty powstające w wyniku decyzji czysto biznesowych. A co jakiś czas wychodzi na jaw coś oburzającego, jak na przykład sprawa z Cambridge Analytica, która była szokująca tylko dla ludzi, którzy nie śledzili wcześniej działań Facebooka. Nick Srnicek w świetnej książce Platform Capitalism znakomicie to opisał. Obawiam się, że VR może stać się raczej kolejnym koszmarem niż obietnicą. Na szczęście – jak mówiłam – żyjemy w świecie skomplikowanym.

Rys. Renata Motyka, horyzontyzdarzenwirtualnych.com

A nic nie komplikuje świata lepiej niż sztuka! Jaka jest rola artystycznych działań w eksperymentach z rzeczywistością wirtualną? Podkreślasz wagę jej krytycznych i zaangażowanych uczestników, ale chyba trzeba zacząć od krytycznych i zaangażowanych twórców?

Pewnie artyści mieliby tu swoje zdanie. Ja należę do grupy, która jest w pewnym sensie pośrednikiem między artystami i publicznością. Osobiście upatruję szansy właśnie w mobilizowaniu aparatu teoretycznego. To, że jest to potrzebne, pokazują nam duże debaty w życiu publicznym. Na przykład w Stanach Zjednoczonych rozpętała się panika moralna wokół krytycznej teorii rasy (ang. critical race theory). Tymczasem to nie jest żadna krytyczna teoria rasy, to jest po prostu historia. Poznajemy historię wychodząc poza dominujące dyskursy i są w tym rzeczy, które oburzają część białych konserwatystów. W Polsce takim ulubionym tematem jest gender. Nie chcę powtarzać ulubionej zbitki pojęciowej polskiej prawicy, żeby nie utrwalać jej w obiegu, ale ma ona sens tylko wtedy, jeśli nie rozumie się ani terminu „gender”, ani „ideologia”, albo jeżeli – co w Polsce najbardziej charakterystyczne – wypowiada się z całkowicie złą wolą. O nagonce na ustabilizowany już obszar refleksji naukowej wiele napisano, ma on miejsce nie tylko w Polsce i jeśli podążyć tropem follow the money, to jest część kampanii na globalną skalę, mającej swojej odsłony zarówno w USA, jak i – a może tym bardziej – w putinowskiej Rosji. Nawet jednak i tutaj czasem zdarzają się rzeczy zabawne, jak to, że przed laty polskie wydanie znakomitej, krytycznej książki Historia miłości macierzyńskiej Elisabeth Badinter wparła finansowo prawicowa organizacja, bo nikt chyba jej nie przeczytał, a tytuł był najwyraźniej uwodzący. Po politykach, którzy wypowiadają się na ten temat, nie można się zbyt wiele spodziewać i najlepiej jednak spuścić na ich kompletną indolencję intelektualną zasłonę milczenia. Dotyczy to także tych polityków, którzy wyszli ze środowiska akademickiego, ale ich publiczna aktywność jest całkowitym zaprzeczeniem kodeksu wartości akademickich. Problemem jest natomiast, jeśli prowadzi to do uwiądu sfery publicznej, braku forum dyskusji, braku chęci rozmowy i ograniczania wolności wypowiedzi artystycznej, akademickiej, publicznej. Myślę, że jako środowisko akademickie mamy tutaj duże pole do pracy. Przede wszystkim potrzebne jest budowanie interfejsów porozumienia, bo tego dramatycznie potrzebujemy. Dlatego praca taka jak przywołany już dokument VR The Choice Joanny Popińskiej jest tak ważna – daleka od uproszczeń, wnikliwa, z dużą wrażliwością towarzysząca bohaterkom. W tym upatruję prawdziwego sensu VR jako nowej formy rozmowy i przede wszystkim nowej formuły krytyki realizmu kapitalistycznego, który – paradoksalnie – może mieć charakter immersyjnej i eskapistycznej VR. Niekoniecznie natomiast w myśl hasła Chrisa Milka o „VR jako maszynie empatii”, bo to jeszcze jedno uproszczenie. Świetnym przykładem jest praca Heart and Minds Scotta Rettberga, Rodericka Coovera, Artura Nishimoto i Darii Tsoupikovej (także w wersji przestrzennego VR, środowiska CAVE zlokalizowanego na University of Chicago), pokazująca w bardzo wielowymiarowy sposób sytuację żołnierzy amerykańskich torturujących więźniów podczas wojny w Iraku i oparta na prawdziwych zeznaniach.

 

Anna Nacher – kulturoznawczyni, pracuje w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się na sztuce współczesnej i sztuce nowych mediów, kulturze cyfrowej, literaturze elektronicznej i mediach nowej generacji (media lokacyjne, XR/VR). Ma na koncie trzy książki autorskie; najnowsza publikacja to rozdział VR – the culture of (non)participation? Reframing the participative edge of virtual reality w pracy zbiorowej Cultures of Participation: Arts, Digital Media and Cultural Institutions (ed. B. Eriksson, C. Stage, B. Valtysson, Routledge, New York and London 2019). Kieruje programem doktorskim w dyscyplinie nauki o sztuce w Szkole Doktorskiej Nauk Humanistycznych UJ. Stypendystka Fulbright Scholar-in-Residence w Winona State University w USA (Creative Digital Media) w 2019 r. Redaktorka naczelna „Przeglądu Kulturoznawczego” oraz członkini redakcji międzynarodowego czasopisma akademickiego wydawanego online „electronic book review” (ebr) https://electronicbookreview.com/. Członkini Electronic Literature Organization (ELO) Board of Directors. Zastępczyni przewodniczącej Komitetu Nauk o Kulturze Polskiej Akademii Nauk. Prócz działalności naukowej realizuje własne projekty muzyczne oraz współprowadzi Biotop Lechnica, ośrodek permakulturowy na słowackim Zamagurzu. Pełna informacja wraz z wykazem publikacji: http://annanacher.wordpress.com

 

Horyzonty Zdarzeń Wirtualnych – platforma poświęcona zagadnieniom rzeczywistości wirtualnej, prognozom i kierunkom rozwoju nowych doświadczeń cyfrowych oraz estetyki i interakcji w projektach immersyjnych. Prezentowane na niej działania związane są z przestrzenią wirtualną, projektami z pogranicza sztuk wizualnych i nauki oraz realizacjami audialnymi. Platforma zawiera bazę wiedzy tworzoną przez badaczki i badaczy percepcji, artystki i artystów wykorzystujących w swoich praktykach przestrzeń VR oraz silniki gamingowe, reżyserki i reżyserów pracujących z doświadczeniami czynnie angażującymi publiczność oraz producentki i producentów najnowocześniejszych treści cyfrowych.
Strona stworzona w partnerstwie Galerii Arsenał w Białymstoku oraz Pracowni 3D i Zdarzeń Wirtualnych II (Wydział Sztuki Mediów Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie) ma na celu łączenie środowiska twórczyń i twórców, badaczek i badaczy, odbiorczyń i odbiorców oraz szeroko rozumianego środowiska zajmującego się najnowocześniejszymi sposobami budowy i percepcji doświadczeń wirtualnych, cyfrowych i immersyjnych. Platforma Horyzonty Zdarzeń Wirtualnych jest środowiskiem, w którym będą pojawiały się nowe treści i zdarzenia, rozwijana będzie baza wiedzy DT, twórczyń i twórców, badaczek i badaczy, sposobów pracy z nowymi mediami, zapleczem merytorycznym oraz nowymi technologiami.
horyzontyzdarzenwirtualnych.com

 

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności