Edna porusza zasłoną
Edna pędzi rowerem przez Chmielną, włosy ma kruczoczarne, a z ust niedbale zwisa jej papieros – o artystce Ednie Baud, laureatce Nagrody Sztuki im. Marii Anto i Elsy von Freytag-Loringhoven 2022, pisze Aneta Szyłak
Chyba lubi być w przestrzeni niejednoznacznej, przestrzeni wciąż zmieniających potencjałów raczej niż uzgodnionych oczywistości. Jest teraz filmową migawką, ruchomym fragmentem miasta, ale też tym, co widziałam w jej obrazach – zapowiedzią autoportretu, a może też i portretu Kseni. Czasami nie wiem, którą z nich maluje, bo obie takie krucze i z grzywkami. A gdy tak powiewają jej włosy, a rower oddala się od skrzyżowania, zastanawiam się nad tak charakterystycznym dla niej montażem postaci ze światem technicznych artefaktów.
W jej sztuce przedstawienia nakładają się na siebie niczym aplikacje na monitorze, wyświetlające się okna interfejsu, ikony programów i foldery. Reprezentacja u Edny Baud jest związana bardziej z rzeczywistością ekranu niż rzeczywistością wobec niego zewnętrzną. Przeplatanie się planu fotograficznego, filmowego i cyfrowego wyraziście gra z generacyjnym doświadczeniem artystki. Nic wiec dziwnego, że projekty obrazów powstają jako komputerowe kolaże, że jest to przemieszczanie się pomiędzy analogowymi i cyfrowymi potencjałami. Spójrzmy na obraz, na którym dziewczyna obserwuje to, co rzutnik wyświetla na ekranie, a tam jest kłębowisko, falowanie i same płynności. Mamy tu bliżej niesprecyzowane wnętrze, jest ludzka postać, jest przedmiot techniczny, a w głębi coś, co chce nas pochłonąć. To obraz, który być może chciałabym wykasować, bo zapowiada metawersum, przed którym tak bardzo chciałabym uciec.
Widzę, a może tylko domyślam się, jak Edna lekko porusza zieloną zasłoną i pojawia się w białej sukni w ramie okna. Zasłona to obiekt mający w sobie coś niepokojącego. Zapewnia dyskrecję, ale może uwolnić tajemnicę. Odkrywa i zakrywa zarazem. Gdy na nią patrzymy, nie widzimy jej głębi, dlatego fałda jest obszarem tego, co jest utajone, bez względu na to, czy to plisa spódnicy, czy fałda zasłony okna, a może nawet welon Izydy, pod którym jest wszystko, co było, jest i co kiedyś będzie. Gdy odsłaniamy, fałdy zbliżają się do siebie, więc ulegamy złudzeniu dostrzeżenia czegoś: sceny, okna, garderoby, prysznica, ale przecież ta odprowadzona w kąt zasłona jest pofałdowanym zasobnikiem możliwości. Zasłona zaciągnięta ma inny wpływ na wyobraźnię niż ta odsunięta w kąt, bo im bardziej jest pofałdowana i więcej ukrywa, tym bardziej się manifestuje. Więc możemy się zastanawiać nad tym, ile w tym barokowej fałdy, o której pisze Deleuze, gdy pochyla się na Leibnitzem.
W jakimś sensie obrazy Edny Baud są sztuką o potrzebie poznania, o jego nieskończonych możliwościach, a jednocześnie wyrazem wątpliwości i obawy przed jednoznacznością. Zasłona oznacza zarówno coś strasznego, jak i coś z niespodzianki, bo zza zasłony może wyłonić się ktoś życzliwy, ale przecież niekoniecznie. Pod zasuniętą zasłoną widać czubki butów i nie wiemy, czy jest to zapowiedź ukrytej postaci, czy może po prostu pozostawiony przedmiot. W zasłonie jest specyficzna teatralność i filmowość, natrętnie wyświetla mi się w głowie pluszowa kotara z Miasteczka Twin Peaks. Wyobraźnia Edny Baud trenowana była w mroku filmów grozy, ale jednocześnie artystka jest bardzo świadoma wszelkich konwencji, dlatego to, czym się zajmuje, nie jest odsłanianiem ani zasłanianiem, ale igraniem z zasłoną, z ideą zasłony jako niekończącej się możliwości ukrytej wiedzy. Są tu więc alegorie, w których falowanie, załamania, fałdy zakrywają jakąś tajemnicę, która może nas zaskoczyć, ale może też przerazić. Nie jest istotne, żeby wiedzieć do końca, co jest za zasłoną, lepiej przecież karmić ciekawość, pozostawiając przestrzeń dla wyobraźni.
To, w jaki sposób Edna patrzy na przedmioty, jest jakoś zapośredniczone, przejęte, oparte na własnych zdjęciach, z rzadka rysunkowych szkicach. W kompozycji liter i form widzę tu wiele odniesień do plakatu czy ilustracji. Jest tu fascynacja przedmiotem, tym czym on nas w swojej formie zaskakuje. To spojrzenie z dystansu – często chłodne, ale jednak wnikliwe i dokładne – na świat opisany i zinterpretowany. A więc teraz przewracamy stolik, aby zobaczyć go na nowo, niezależnie z jakiego porządku obrazowania pochodzi. Czy jest to radio, monitor, średniowieczna broń, klucz w imadle, obuwie czy gramofon, przedmioty w jej obrazach wychodzą naprzeciw innych bytów, równorzędnie sobie obcych, by stać się czymś innym. Mamy tu do czynienia z budowaniem alfabetu przedstawień, który nie odtwarza ani rzeczywistości, ani historycznych zasobów, tylko je dzieli na małe kawałki i interpretuje w nowych kontekstach. Nie ma tu przywiązania do ustalonych znaczeń, ale intertekstualne gry samplami i dużo dystansu. Rebusy, które układa, mają w sobie jakąś nieufność w stosunku do znaczeń już poznanych, do oczywistych eksplikacji. Litery pojawiające się w obrazach animują się, poruszają, odnoszą do różnych alfabetów, choć teksty zazwyczaj nie mają znaczenia. Są raczej odniesieniem do sfery graficznego zapisu słowa, a nie słowem samym.
Pojawiający się w repertuarze obrazów motyw książek, niekiedy płonących, to też swoisty intelektualny fetysz, klasowa fascynacja, wyznacznik statusu, źródło idei, ale także przedmiot możliwej zagłady. Książka i jej przetrwanie w rzeczywistości cyfrowej, książka jako pozornie neutralny, materialny nośnik potencjalnie niebezpiecznych idei i to, czy jako taka powinna przetrwać i w jaki sposób.
Edna Baud (ur. 1991) – ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Laureatka Nagrody Sztuki im. Marii Anto i Elsy von Freytag-Loringhoven 2022, a także Nagrody Rektora w 12. Konkursie Gepperta 2016. Zajmuje się malarstwem i dźwiękiem. Operuje motywami obecnymi w awangardowej tradycji: migawkowym zapisem prozaicznych zdarzeń czy „portretowym” ujęciem przedmiotów codziennego użytku. Przeplata cytaty z popkultury z fragmentami symboliki, odsyłającej do XX-wiecznej filozofii i historii kultury. W efekcie tworzy semiotycznie „gęste” obrazy, pełne wielowątkowych alegorii na kanwie połączeń zapomnianych znaczeń. Mieszka i tworzy w Gdańsku.
Aneta Szyłak – kuratorka, twórczyni instytucji i czasem teoretyczka sztuki. Ostatnio postanowiła pisać o rysunku, bo zaczęła na nowo pisać ręcznie i tak jej się skojarzyło. www.anetaszylak.pl