Trudna sztuka ustawiania mebli
Rzecz o stole
Nawet kiedy słaniam się już na nogach ze zmęczenia i wszystko mi obojętne, byle tylko zatopić się wreszcie w ramionach nocy, zawsze przed snem ścieram okruszki ze stołu. Zmywam z niego wszystko: kurz dnia, masło, resztki naszych niedojedzonych tęsknot, odciski palców, a także innych części ciała, wiórki z temperowanych ołówków, ziarna kaszy, co drobniejsze są od oka sitka, wiórki z obieranej marchewki, tymianek, oregano i szałwię. Zbieram niechciane ulotki, listy zbyt nudne, by je w ogóle otwierać, listy zakupów i puste kartki. Czuję, jakbym zamiatała jakieś wielkie miasto, kawałek cudzego życia, liście na ścieżce przed pałacem kogoś bardzo ważnego.
Rzecz o meblach stojących pod ścianą
A mimo to wciąż, niczym w wagonie, ustawiamy je pod ścianami: jeden przy drugim, ciasno, optymalnie. Oprawiają naszą przestrzeń – meblowi oprawcy podścienni. Kiedy wszystko już starannie upchnięte jest pod ścianami dookoła pokoju, na środku zostaje trochę miejsca, by stanąć i się rozpłakać.
Płaskorzeźby meblowe nie mają tyłów: nie mają pleców, tyłków, lędźwi i potylic. Mają tylko twarze, cierpliwie zwrócone w naszym kierunku dzień i noc. I nie mogą się od nas odwrócić, nawet gdyby chciały, nikt bowiem nie zaprojektował im tyłów. Patrzą na nas swoimi meblowymi twarzami, których mimika skrępowana jest nieprzerwanym obowiązkiem dobrego performansu, non stop. No bo czy ktoś widział, żeby komoda upuściła talerze? Albo żeby barek sam wypił whisky? Albo żeby szafa odmówiła nam rano wydania skarpet? Postawione pod ścianą, zwrócone ku nam twarzami napiętymi od uśmiechu, patrzą się na nasze bezsensowne ruchy na środku pokoju.
W jakimś nie bardzo progresywnym, ale szanowanym katalogu z wnętrzami uznano, że tak będzie najlepiej. Dlaczego? Być może mebel-rzeźba, swobodnie stojąca na środku pokoju i z każdej strony oglądana, to za duże wyzwanie dla naszych mieszkań? Poza tym rzeźbić mebel z każdej strony to znacznie więcej roboty. I tak oto meble przypisane są ścianom, a ściany meblom. Takie związki w naszym państwie akceptujemy.
Znowu o stole
Gdybym mogła, większość dnia spędzałabym pod stołem. Wychodziłabym tylko na posiłki – przy stole, i na drzemki – na stole. Pod stołem pisałabym teksty i szkicowała stopy domowników. Okazjonalnie wychodziłabym spod stołu zarabiać pieniądze – przy stole. Rysowałabym projekty, które wymyśliłabym pod stołem. Jaki wspaniały mebel, ten stół.
Aha – potencjalnych klientów sadzałabym po przeciwnym boku stołu, jak najdalej, żeby nie widzieli mojej niepewności. Przyjaciół i część rodziny po przekątnej, ewentualnie naprzeciwko, tam, gdzie przeciwległe strony łączy krótszy bok i można spróbować sobie nawzajem zaufać.
Nasz stół stoi pod ścianą – spotyka się z nią dłuższym bokiem – więc pozostają trzy strony, przy których można usiąść. Czasami przez wiele miesięcy spieram się z H o możliwość siedzenia po jednej ze stron, którą oboje z niewiadomych powodów faworyzujemy. Pewnego razu, po jakimś większym zamieszaniu z tortem, żarciem i kuchnią pełną gości, pod koniec dnia stół był dziwnie przekręcony i przesunięty o jakieś 30 centymetrów względem swojej starej pozycji. Od tego czasu przeciwległa strona stała się o wiele bardziej atrakcyjna – padają na nią promienie słoneczne wkradające się do mieszkania przez mniejsze okno i kładzie na nim głowę 30-letni kwiat z rodzaju alokazja. Czasami zastanawiam się, czy po tej nowej stronie stołu można znaleźć siebie samą łatwiej niż po tamtej. Usłyszeć niedobudzone po nocy myśli.
Mebel-powiernik
Przyszedł nam kiedyś do głowy taki pomysł. Chodziło o to, żeby zaangażować całe ciało, nie tylko głowę. Przenieść napięcie z twarzy mebli i rozłożyć je równomiernie po całych ich ciałach. Myśleliśmy o czymś, co wplecie się w narrację naszego życia odrobinę bardziej. Taki mebel o mnóstwie szuflad, nie tylko z jednej, ale i z wielu stron. Ruchomy, obrotowy, tupiący razem z nami do dźwięków naszych tęsknot, do nuconych nieśmiało pomysłów i do ich braku. Mebel o wielu twarzach, inny z każdej strony. Mebel przyjaciel i mebel powiernik. Wolny od ściany i wolny od uprzedzeń [1].
Jeszcze krótko o stole
Rozkładam papiery i zbieram je znowu. Patrzę się przez przezroczyste ciała kartek na stół. Siadam z jednej strony, potem z drugiej, z trzeciej. Za każdym razem inny widok, inne myśli. Szukam ciągle nowych konstelacji, nowych sposobów siedzenia. Fascynuje mnie ta stateczność, która umożliwia ruch, nie karze jednak za bezruch. Dobra stabilność. Choćbym oparła o niego wszystko, co mam. Teraz to raptem burza myśli, kilkanaście kanapek z powidłami, kostki czekolady, kawałki sera, ale czasem jest o wiele więcej.
Sprzątam to wszystko leniwie, a właściwie odsuwam na drugi koniec podłużnego blatu.
Żeby rano znowu płaska taca stołu przyjęła moje ponocne nastroje i myśli – tabula rasa kolejnego dnia.
Aleksandra Gordowy – skończyła studia inżynierskie na Politechnice Gdańskiej oraz magisterskie na Uniwersytecie Technicznym w Delft. Studiowała również w Stuttgarcie w Niemczech oraz w Horsens w Danii. Obecnie mieszka i pracuje w Berlinie. Autorka książki Codzienność nudy. Dom jako przestrzeń produktywna i nieproduktywna, Fundacja Bęc Zmiana, Fundacja PFR, 2020.
[1] Więcej szczegółów wkrótce!