menu

Uchronia i inne zakrzywienia pamięci

Kiedy opowieści wprowadzają w błąd
fot. www.myfreetextures.com

Głos przeszłości. Wprowadzenie do historii mówionej to jedna z najbardziej wpływowych i inspirujących książek dotyczących historii mówionej. Jej autorami są brytyjscy historycy, badacze i praktycy historii mówionej: Paul Thompson i Joanna Bornat. Prezentujemy fragment książki, która w Polsce ukazała się po raz pierwszy pod koniec ubiegłego roku nakładem Centrum Archiwistyki Społecznej.

 

Bardzo częstym zjawiskiem jest zlewanie się dwóch osobnych wydarzeń w pamięci. Historycy czasem muszą starać się je rozdzielić i w tym celu delikatnie dopytują badanych; jednak w innych sytuacjach sam ten sposób reorganizacji pamięci jest cenną wskazówką tego, jak skonstruowano świadomość danej grupy. Przykładowo: kiedy Alessandro Portelli prowadził wywiad z Dantem Bartolinim, dawnym partyzantem z przemysłowego miasta Terni położonego na północ od Rzymu, usłyszał od niego, że w 1943 roku robotnicy wdarli się do zakładów zbrojeniowych, zabrali całą broń i uciekli w góry, aby przyłączyć się do partyzantów. Wielu z nich faktycznie zasiliło szeregi partyzantów i udało im się uwolnić pewne terytorium spod kontroli niemieckiej, ale nie napadli na zakłady zbrojeniowe w 1943 roku, chociaż sam Bartolini był jedną z osób, które zabrały z niej broń w 1949 roku, po aresztowaniu przywódcy włoskich komunistów Palmira Togliattiego. Dla Bartoliniego ruch oporu i powojenne bojówki robotnicze stały się częścią jednej historii, wymownie przekazanej w jego symbolicznej opowieści.

W podobnym duchu niemal połowa pracowników stalowni, z którymi Portelli przeprowadził wywiady, umiejscowiła historię powojennych strajków i zabójstwa jednego z robotników przez policję w 1953 roku zamiast w 1949 roku, a pokojowa demonstracja, która nastąpiła po zwolnieniu 2700 mężczyzn ze stalowni, przeobraziła się w ich wspomnieniach w trzydniowe walki uliczne na barykadach. W rzeczywistości podczas tych trzech dni w 1953 roku nikt nie zginął. Jak jednak twierdzi Portelli, w tym epizodzie to nie fakty są najbardziej interesujące: „Śmierć Luigiego Trastullego nie byłaby taka ważna dla historyków, gdyby została «poprawnie» zapamiętana. W końcu w powojennych Włoszech robotnicy nie tak rzadko ponosili śmierć z rąk policji. […] Znaczenie tego wydarzenia wynika z tego, w jaki sposób funkcjonuje ono w ludzkich wspomnieniach”. Trzydzieści lub czterdzieści lat później, w ramach pamięci „długiego trwania”, śmierć Trastullego nadal znajduje oddźwięk w wyobraźni ludowej. „Zapamiętane (i zapomniane) przez ludzi fakty są materią, z której tworzy się historię”. Sama subiektywność źródeł ustnych, którą niektórzy uważają za ich słabość, może okazać się czymś niezwykle cennym. Albowiem „subiektywność jest przedmiotem historii w równiej mierze, co bardziej widoczne «fakty». To, co nasi rozmówcy uznają za fakt (a więc fakt, że tak uważają), jest równie ważne jak to, co «naprawdę» się wydarzyło”.

Możemy to dodatkowo zilustrować pewnym wspomnieniem dotyczącym brytyjskiego ruchu robotniczego, które również jest „błędne”, a mimo to okazuje się znaczące. Lindsay Morrison i Roy Hay badali strajk, do którego doszło w 1911 roku w fabryce Singera w Glasgow. Z pomocą jedynego pozostałego przy życiu robotnika, który wówczas tam pracował (w momencie badania miał już ponad 100 lat), oraz jego syna odtworzyli […] historię tego, jak firma Singer próbowała złamać strajk. Według wersji naszych rozmówców, którą potem potwierdziły również inne, niezależne źródła, firma zapłaciła poczcie za dostarczenie wszystkim strajkującym specjalnych pocztówek. Doszły one do odbiorców w niedzielę po południu i obwieszczały, że wszyscy, którzy nie stawią się do pracy w poniedziałek rano, zostaną uznani za byłych pracowników. […] Sprawdziliśmy tę opowieść we wszystkich dostępnych nam źródłach pisanych – czasopismach, manuskrypcie historii firmy i ówczesnych relacjach. Odkryliśmy, że faktycznie firma wysłała strajkującym pocztówki, ale zostały one dostarczone w normalny sposób i zawierały nieco inną wiadomość. Firma zakomunikowała, że jeśli 60% pocztówek zostanie odesłanych, uzna to za gotowość robotników do ponownego podjęcia pracy na wcześniejszych warunkach, a wtedy fabryka zostanie otwarta. Niewątpliwie widać tu też pewną formę nacisku i wyraźną próbę obejścia przez firmę związku zawodowego, ale w nieco mniej podstępny sposób. Jednak – i to właśnie chciałbym podkreślić – na późniejsze stosunki w firmie większy wpływ wywarła pierwsza wersja tej historii, która była rozpowszechniana i wielu ludzi w nią uwierzyło. W pewnych sytuacjach fikcja uchwycona za pomocą świadectw ustnych może się okazać ważniejsza niż prawda”.

Pogłoski mogą przetrwać tylko wtedy, kiedy ludzie uznają je za sensowne.

Z tej perspektywy – jak to ujmuje Portelli: Nie istnieją „fałszywe” świadectwa ustne. […] Kiedy już sprawdzimy faktyczną wiarygodność tych świadectw za pomocą wszystkich przyjętych zasad krytyki filologicznej, które odnoszą się do każdego dokumentu, okazuje się, że różnorodność historii mówionej polega na tym, że „nieprawdziwe” stwierdzenia są „prawdziwe” na poziomie psychologicznym, a wykryte błędy często mówią więcej niż relacje wierne faktom. […] Wiarygodność źródeł ustnych jest innym rodzajem wiarygodności. Znaczenie świadectwa ustnego często nie polega na jego wierności faktom, ale na tym, że od nich odchodzi, a podporządkowuje się wyobraźni, symbolizmowi i pragnieniom.

Jako kolejny przykład Portelli przywołuje historię Alfreda Filipponiego, dawnego robotnika i motorniczego tramwaju, który w czasach faszyzmu był sekretarzem podziemnej komórki partii komunistycznej i dowódcą brygady partyzanckiej w latach 1943–1944. Jako starszy mężczyzna Filipponi przeżył gorzkie rozczarowanie tym, że we Włoszech nie udało się zbudować społeczeństwa socjalistycznego. Uważał, że decydujący błąd popełnił Palmiro Togliatti, przywódca włoskich komunistów, który postanowił uczestniczyć w demokratycznym powojennym ustroju, zamiast kontynuować zbrojną walkę rewolucyjną. „Nasza partyzantka była wówczas bliska osiągnięcia celu”. Na poparcie tego poglądu przedstawił Portellemu obrazową relację ze spotkania dowódców partyzantów w Terni, na którym wystąpił Togliatti, a Filipponi rzucił mu wyzwanie: „Nie zgadzam się, bo – jak powiedział Lenin – kiedy obok przelatuje drozd, trzeba od razu strzelać. Jeśli wtedy nie pociągnie się za spust, można nie dostać kolejnej szansy. Właśnie teraz drozd przelatuje wprost przed nami: wszyscy przywódcy faszystowscy uciekają albo się ukrywają. […] Teraz jest odpowiedni czas: uderzmy i zaprowadźmy socjalizm”. Ta konfrontacja i samo spotkanie były wytworem wyobraźni Filipponiego. Lenin nigdy nie użył też metafory z drozdem – jest ona popularnym, miejscowym powiedzeniem myśliwskim. Jednak dla Filipponiego wartość tej opowieści polegała na tym, że mógł ją triumfalnie podsumować: „Ostrzegałem ich. Później musieli przyznać, że miałem rację”. Nam z kolei dostarcza ona bezcennego wglądu w sposób myślenia bojownika komunistycznego z tamtego pokolenia – nie tylko jego poglądów na temat taktyki politycznej, lecz także korzystania z miejscowej kultury popularnej i podciągania jej pod sztandar marksizmu.


bec_zmiana · Bęc Radio: Głos przeszłości —> Czapigo, Kapała
Portelli, gdy pisze o tego rodzaju „wyobrażonych historiach”, używa terminu uchronia, oznaczającego alternatywny przebieg wydarzeń historycznych. Twierdzi, że odsłaniają one „wewnętrzne, osobiste” konflikty między tym, czego ktoś pragnął, a tym, co rzeczywiście się wydarzyło. Mogą nam więc pokazać, jaki stosunek miał dany narrator do przeszłych zdarzeń, które mogły go rozczarować, i unaocznić nam, jak bardzo różniły się odczucia przywódców i szeregowych członków organizacji. Również Molly Andrews docenia wartość historii opartych na wyobraźni. Pyta: „Jak powinniśmy traktować zwrotne momenty w prowadzonych przez nas wywiadach, kiedy badani formułują akty wiary?”, przy czym zgadza się z Portellim, że „osobiste opowieści odzwierciedlają osobistą prawdę lub prawdy, nawet jeśli nie odpowiadają one rzeczywistości”.

Innymi słowy: historia nie dotyczy tylko wydarzeń, struktur czy wzorów zachowania, lecz także tego, w jaki sposób ludzie ich doświadczają lub je zapamiętują na płaszczyźnie wyobraźni.

Ten aspekt historii – wyobrażenia ludzi na temat tego, co się wydarzyło i mogło się wydarzyć, ich wizje alternatywnej przeszłości, a więc również alternatywnej teraźniejszości – może być równie istotny jak to, co faktycznie miało miejsce. Temu właśnie poświęcone są eseje ze zbioru The Myths We Live By (1990). Pokazują one, że nasze doświadczenie jest w różnych kontekstach kształtowane przez różnorodne mity i obrazy. Przykładowo: męscy potomkowie admirała Johna Bynga, który w 1757 roku został rozstrzelany za rzekome tchórzostwo, dwa wieki później wciąż wydają się skłonni do bezmyślnych popisów brawury. Z kolei portorykańskie imigrantki w Nowym Jorku odnajdują wzory potrzebnej im siły w wyidealizowanych portretach swoich matek i babek. Wreszcie – dzieci uczestniczące w strajku szkolnym we Włoszech w ciągu kilku godzin od jego rozpoczęcia tworzą historie o heroicznych chłopcach skaczących z wyższych pięter szkoły i o nikczemnym dyrektorze wyłączającym wszystkie grzejniki. Również w większej skali widać wyraźnie, że proces tworzenia pamięci zbiorowej sam może w olbrzymim stopniu wpływać na przebieg historii, czego wymownymi, a zarazem tragicznymi świadectwami są opowieści o epickich zmaganiach górników, regularnych prześladowaniach Żydów, uporze burskich osadników w Afryce Południowej albo trzech wiekach konfliktu religijnego w Irlandii Północnej.

Konstruowanie i przekazywanie wspomnień, zarówno zbiorowych, jak i indywidualnych, jest aktywnym procesem społecznym, który wymaga pewnych uzdolnień i umiejętności, uczenia się od innych i wyobraźni.

W ramach tego procesu opowieści używa się przede wszystkim do scharakteryzowania wspólnot i jednostek oraz do przekazania ich postaw. Jak to znakomicie ujął stary mieszkaniec Ulsteru Hugh Nolan: „Widzisz, po prostu jest tak, że wszystkie dobre historie i opowieści są fikcyjne. […] Ale chociaż są fikcją, to są w nich pewne ważne informacje i przestrogi”. Jak zauważył John Berger, poprzez opowieści o przeszłości i teraźniejszości, „te plotki, które w rzeczywistości są intymną, ustną historią codzienną”, małe społeczności definiują same siebie i swoich członków. „Autoportret każdej wsi jest skonstruowany […] ze słów, wypowiedzianych i zapamiętanych: z opinii, opowieści, relacji naocznych świadków, legend, komentarzy i pogłosek. Ten autoportret jest malowany wciąż na nowo; praca nad nim nigdy nie ustaje”. Jednostkowe opowieści autobiograficzne opierają się na mniejszej liczbie źródeł – na tym, czego doświadczyła i dowiedziała się konkretna osoba – a w ich centrum muszą się znajdować bezpośrednie przeżycia.

Powszechnie jednak używa się również opowieści o życiu jednostek, aby przekazywać pewne wartości. W takiej sytuacji ważna jest prawda symboliczna, a nie przebieg opisywanych wydarzeń. Zrelacjonowanie postaw i poglądów z przeszłości przekłada się na mniejsze ryzyko, że odzwierciedlają one niedawne przeformułowania – a to pozwala uznać takie opowieści za szczególnie dobre źródło wiedzy na temat dawnych wartości. Jest tak nawet wtedy, kiedy – jak to się często zdarza w zbiorowych tradycjach ustnych, a czasem również w jednostkowych opowieściach biograficznych – narracja opiera się nie tylko na bezpośrednich doświadczeniach przywołanych z pamięci, lecz także na wcześniejszych legendach i historiach. Jeden ze swoich pierwszych wywiadów przeprowadziłem z Williem Robertsonem, Szetlandczykiem urodzonym w 1886 roku. Zapytałem go o zakres kontaktów ludzi z właścicielami ziemskimi, aby w ten sposób ocenić ich stopień świadomości klasowej. Opowiedział mi, przedstawiając to jako prawdziwą historię i z podaniem nazwiska konkretnego właściciela, pewną bajkę ludową, dosyć rozpowszechnioną w Szkocji:

To był niejaki Gifford z Busty. Był lordem, jednym z właścicieli ziemskich w hrabstwie. Zanim umarł, polecił, żeby w jego pogrzebie nie uczestniczył nikt poza innymi lordami. Wszyscy oni musieli przyjeżdżać na pogrzeby z daleka i musieli to robić konno, bo nie było żadnych innych środków podróżowania. Kiedyś chodziłem na pogrzeby, na których podawano gościom napitki: dawali whisky, szklankę whisky, albo szklankę wina. I teraz ci lordowie przyjechali na pogrzeb Gifforda i dostali napitki, może jakieś inne. Musieli zanieść jego ciało na cmentarz, to były ze cztery mile albo nawet pięć. Co chwilę się zatrzymywali i pili kolejną szklankę. Najpierw jeden padł po drodze, potem drugi, aż w końcu zostało tylko dwóch, którzy położyli się przy trumnie. Po prostu ich ścięło. Obok przechodził stary zagrodnik, zobaczył szczątki pana Gifforda w trumnie i tych dwóch obok. Poszedł do domu po długą linę, przywiązał ją do trumny, a drugim końcem obwiązał się w pasie, zaciągnął Gifforda do grobu i sam go pochował. Ludziom takim jak on nie wolno było przyjść na pogrzeb lorda. A mimo to go pochował.

Willie Robertson błędnie uznał tę opowieść za prawdziwą, ale to nie zmniejsza jej symbolicznego znaczenia. W wyspiarskich społecznościach pogrzeby drobnych rolników (zagrodników) i rybaków stanowiły zwykle okazję do zademonstrowania równości wszystkich w obliczu Boga, a podczas długiego przemarszu na cmentarz każdy człowiek po kolei niósł trumnę. W niektórych społecznościach przyjęło się nawet, że najbogatsi nieśli ją w parach z najuboższymi. Jednak Willie, opowiadając tę historię, nawiązał nie tylko do tradycji ludowej, lecz także do własnych poglądów politycznych i religijnych. Był starszym w miejscowej wspólnocie prezbiteriańskiej, a także szewcem o poglądach socjalistycznych, członkiem Social Democratic Federation, skaptowanym przez agitatorów, którzy przybyli na północ razem z kutrami śledziowymi z Anglii Wschodniej. A więc w jego historii przypowieść o dobrym Samarytaninie przenika się z marksistowską świadomością klasową.

Paul Thompson oraz Joanna Bornat Głos przeszłości. Wprowadzenie do historii mówionej (The Voice of the Past. Oral History, 1978), tłumaczenie: Paweł Tomanek, autorzy wstępu: Marta Kurkowska-Budzan, Piotr Filipkowski, redakcja naukowa: Marta Kurkowska-Budzan, redaktor inicjujący i opieka redakcyjna: Dominik Czapigo (Ośrodek KARTA), projekt graficzny: Anna Piwowar
Wydawca: Centrum Archiwistyki Społecznej
Partner publikacji: Ośrodek KARTA

Zamów w Bęc księgarniach: sklep.beczmiana.pl

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności