menu

Izotoniki dla mózgu

Marcin Janusz, Słodki deszcz, olej, cukier, 2020, dzięki uprzejmości artysty

Co może przynieść zwrot w nauce i kulturze w postrzeganiu psychodelików? Czy staniemy się bardziej empatyczni, kreatywni i szczęśliwi? Czy będziemy żyć ekologiczniej? Z Maciejem Lorencem rozmawia kolektyw Dzidy (Aleksandra Liput i Michalina Sablik).

 

Obserwujemy dużą zmianę podejścia do psychodelików w ciągu ostatnich lat. Dotychczas kojarzyły się z imprezowaniem, hipisami lub podlegały tabu społecznemu i były zrównywane z innymi narkotykami. Skąd się wzięła taka zmiana?

Psychodeliki zostały wrzucone do jednego worka z wieloma bardziej niebezpiecznymi substancjami za sprawą konwencji ONZ z 1971 r. Powstała ona w dużej mierze pod wpływem Stanów Zjednoczonych, które zmagały się z problemami społecznymi związanymi z nadużywaniem psychodelików przez coraz szersze kręgi społeczne, zwłaszcza hipisów. Należy jednak pamiętać, że weszły one do kultury i nauki europejskiej dużo wcześniej. Badano je naukowo pod kątem leczenia psychiatrycznego już od lat 50. XX wieku, ale po przyjęciu konwencji z 1971 r. zostały objęte tabu. Mimo że nie było formalnego zakazu prowadzenia badań, stało się to bardzo trudne, a naukowcy obawiali się prowadzenia eksperymentów nad nimi, bo kojarzyły się z ideologami kontrkultury i sianiem chaosu społecznego. Przełomowym momentem w ostatnich latach było opublikowanie w 2006 r. wyników badania na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa dotyczącego wpływu psylocybiny na zdrowe osoby i ich życie wewnętrzne. Zauważono, że silne doświadczenia mistyczne wywoływane przez tę substancję wpłynęły korzystnie na poczucie dobrostanu uczestników, a pozytywne zmiany zostały zaobserwowane również przez ich najbliższych. Autorytet takich badaczy jak Roland Griffiths pomógł przywrócić dobre imię psychodelikom, a zmiana w postrzeganiu psychodelików dokonuje się dzięki rzetelnym badaniom naukowym, których autorzy dystansują się wobec kontrkultury. Obecnie celem jest współpraca z systemem i wdrażanie psychodelików do systemu opieki zdrowotnej.

Ewa Ciepielewska, Syrenka, dzięki uprzejmości artystki

Interesujące jest przejście psychodelików z kontrkultury do sfery nauki. Przez to, że zajmują się tym autorytety naukowe, zaczęły one „kusić” inne grupy społeczne. Psychodeliki, szczególnie ich mikrodawkowanie, zaczęły być traktowane jako sposób na zwiększanie swojej kreatywności i bycie bardziej wydajnym. Wszyscy słyszeliśmy o tych zjawiskach w Dolinie Krzemowej. Jak się odnosisz do wprowadzania psychodelików nie tylko do sektora kreatywnego, ale też korporacyjnego?

Psychodeliki były obecne w Dolinie Krzemowej od samego początku. Już w latach 60. w Menlo Park podawano ludziom LSD w celu sprawdzenia działania tej substancji na kreatywność, a badania te prowadzili nie psychiatrzy, lecz inżynierowie w asyście psychologa. Eksperci z różnych dziedzin przychodzili na sesje psychodeliczne z konkretnym projektem zawodowym i dostawali LSD w połączeniu ze stymulantem, a swój „trip” spędzali nie na autoanalizie, ale na pracy. Co ciekawe, udział w tych eksperymentach brał m.in. Douglas Engelbart, wynalazca myszki komputerowej, interfejsów użytkownika i wielu innych narzędzi, które zrewolucjonizowały kontakt człowieka z komputerem. Psychologiem nadzorującym te sesje był James Fadiman, który bywa nazywany „ojcem chrzestnym mikrodawkowania”, bo rozpropagował tę metodę i jako pierwszy opisał przypadki ludzi, którzy zamiast porannej kawy przyjmują małe dawki psychodelików jako swego rodzaju izotonik dla mózgu. Zbierał raporty od mikrodawkujących ludzi i zauważył, że większość używała ich nie do pobudzania kreatywności, ale do łagodzenia zaburzeń nastroju, traktując je jako alternatywę dla standardowych leków antydepresyjnych.

Czy są potwierdzone badania dotyczące tej metody?

Badań na temat mikrodawkowania jest bardzo mało. Wstępne wyniki sugerują, że u ludzi biorących mikrodawki zachodziły pozytywne zmiany w poczuciu dobrostanu i codziennym funkcjonowaniu. Jednak były one takie same jak u osób, które przyjmowały placebo.

A czy są jakieś badania potwierdzające wpływ psychodelików na kreatywność?

Już w latach 50. psychiatra Oscar Janiger badał wpływ LSD na kreatywność. Wtedy LSD nie było kontrolowane prawnie, więc zapraszał ludzi do swojego domu w Los Angeles na specjalne sesje. Wielu spośród nich było malarzami, którzy podczas tripów tworzyli obrazy. Zostały one potem przeanalizowane przez historyka sztuki, który uznał, że nie były jakościowo lepsze ani gorsze od obrazów tworzonych w normalnym stanie świadomości, ale bardziej abstrakcyjne i niefiguratywne. Wniosek z badania był taki, że LSD samo w sobie nie wywołuje kreatywności, ale może ją potęgować u osób, które już mają pewien potencjał twórczy. Współcześnie badacze opisują psychodeliki jako amplifikatory treści psychicznych i jako środki działające rozluźniająco na sztywne schematy myślowe. LSD zmniejsza tendencje umysłu do tworzenia linearnych myśli, przez co może zwiększać kreatywność.

Czyli to nie jest takie proste, że po kilku sesjach z psychodelikami możemy stać się bardziej kreatywni?

Według neurobiologów takich jak Eric Kandel kluczowe dla kreatywności jest nie tylko poluzowanie umysłu, ale także wcześniejsze kompetencje warsztatowe i determinacja do ciężkiej pracy.

Jaki jest twój stosunek do sztuki psychodelicznej? Po grzybkach ludzie często widzą fraktale, podobne płynne formy, wyostrzone kolory. Po niektórych pracach widać, że były inspirowane grzybami. Skąd się biorą te wizualne podobieństwa?

Geometryczne desenie pojawiające się w każdej kulturze są nazywane zjawiskami entoptycznymi i były badane przez antropologów i historyków sztuki, ale nie należy wnioskować, że wszyscy przedstawiający je artyści byli pod wpływem substancji halucynogennych. Można je wywoływać na różne sposoby, np. przez głodówkę czy wprowadzenie w trans za pomocą bębnienia. Warto jednak wspomnieć, że w północnej Afryce są malowidła naskalne, które uznaje się za pierwsze przedstawienia tripów psychodelicznych. Widać na nich m.in. tańczące grzybowe postacie i obrośniętego grzybami szamana z głową pszczoły. W wielu kulturach granica między duchowością a sztuką nie istniała.

Współcześnie także wielu artystów się do tego odnosi, chociaż sztuka psychodeliczna raczej kojarzy się z kiczem albo znowu z hipisami.

Sztuka psychodeliczna faktycznie nie jest darzona estymą i kojarzy się z kiczem lub tandetną ezoteryką, ale jest wielu interesujących artystów, którzy czerpali inspiracje z psychodelików. Wspomnieć można Pabla Amariga, peruwiańskiego samouka, który zyskał dużą popularność za sprawą swoich rysunków przedstawiających wizje ayahuaskowe. Bardzo znany jest też Alex Grey, amerykański malarz, którego sztuka obecnie jest już raczej wtórna, ale ludzie nadal go kochają, bo umiejętnie oddaje warstwę wizualną doświadczeń psychodelicznych. Innym interesującym artystą jest Fred Tomaselli.

Zofia Pałucha, Coriander, kredka na papierze, 50×40 cm, 2020

Psychodeliczny rodowód sztuki jest potwierdzony przez naukowców. Zastawiam się, jak odnosisz się do Terance’a McKenny, który uważał, że nawet język powstał na bazie doświadczeń psychodelicznych?

Koncepcja McKenny jest bardziej radykalna, ponieważ zakłada, że nasz gatunek powstał dzięki temu, że nasi dalecy przodkowie człekokształtni zaczęli przyjmować psylocybinę. Jego teorie pozostają niepotwierdzone, bo nie da się sprawdzić, w jaki sposób psychodeliki mogłyby wpłynąć na kod genetyczny i doprowadzić do narodzin Homo sapiens. Te substancje mogły jednak odegrać ważną rolę w wielu momentach kluczowych dla ludzkiej historii i kultury. Przykładem może być „soma” opisana w Wedach, która miała duży wpływ na życie duchowe Indoirańczyków. W Europie takim przykładem są natomiast starogreckie misteria w Eleusis, które odbywały się przez prawie dwa tysiące lat, a brali w nich udział m.in. Platon czy Sokrates. W trakcie tego święta, obchodzonego ku czci Demeter i Persefony, przyjmowano jakiś psychodelik, ale nie wiadomo jaki, bo misteria były owiane tajemnicą.

Co byś doradził artystkom i artystom, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z psychodelikami i przy ich pomocy popracować nad swoim dobrostanem, kreatywnością czy kondycją psychiczną?

Przede wszystkim nie wszyscy powinni je przyjmować. Jeśli ktoś jest w grupie zwiększonego ryzyka zaburzeń psychotycznych, powinien unikać psychodelików, ponieważ mogą uaktywnić tego rodzaju dolegliwości. Osobom z chorobą dwubiegunową czy schizofrenią mogą wyrządzić trwałą krzywdę. Nawet jeśli przyjmuje się je w odpowiednich warunkach i z odpowiednim nastawieniem, również mogą wywołać nieprzewidywalne i negatywne doświadczenia.

Jeśli jednak ktoś zdecyduje się na wyruszenie w psychodeliczną podróż i doświadczy „bad tripa”, to jak można mu pomóc?

Najbardziej klasyczne psychodeliki, czyli LSD i psylocybina, charakteryzują się względnie niską toksycznością. Osobę odczuwającą silny strach i mającą wrażenie, że oszalała i już nie wróci do normalności, często wystarczy uspokoić, zaproponować wodę i źródło cukrów oraz zadbać o to, żeby poczuła się bezpiecznie. Prawdopodobnie w ciągu kilku godzin powróci do codziennego stanu świadomości. Niekoniecznie będzie taka sama jak wcześniej, ale prawdopodobnie nie będzie wymagać żadnej interwencji medycznej. Udokumentowano przypadek ludzi, którzy wciągnęli do nosa sproszkowane LSD, ponieważ myśleli, że jest to kokaina. Przez przypadek przyjęli tysiące standardowych dawek i musieli trafić na oddział intensywnej terapii, ale niedługo później zostali wypisani bez żadnych niepokojących objawów. Oczywiście to nie jest zachęta do przyjmowania LSD w dużych dawkach, ponieważ takie eksperymenty mogą mieć długofalowy negatywny wpływ na psychikę.

A czy są jakieś pozytywne skutki przyjmowania psychodelików?

Z analiz populacyjnych wynika, że użytkownicy psychodelików rzadziej zmagają się z różnego typu dolegliwościami psychicznymi, a nawet rzadziej popełniają przestępstwa. Oprócz tego badania sugerują, że ludzie po doświadczeniach psychodelicznych wykazują większą tendencję do proekologicznych zachowań i stają się bardziej otwarci. Wiele wskazuje, że w ogólnym rozrachunku psychodeliki mają pozytywny wpływ na ludzi. Badacze z Johns Hopkins University zrobili sondaż na temat „bad tripów” i zauważyli, że około 10% respondentów potrzebowało pomocy medycznej i długofalowo czuło się źle. Osoby te wymagały pomocy terapeutycznej i żałowały, że przyjęły psychodelik. Warto jednak zaznaczyć, że ogromna większość ludzi, którzy przeżyli „bad tripa”, po jakimś czasie dostrzegała głębię tego doświadczenia i sygnalizowała, że w perspektywie długofalowej nauczyło ich ono znacznie więcej niż przeżycia pozytywne i ekstatyczne.

Paweł Olszczyński, Toksyna, olej na płótnie, 2020, dzięki uprzejmości artysty

Czy da się sterować swoim tripem i wpływać na niego i czy można się do tego przygotować?

Kluczowe znaczenie przed podróżą ma określenie konkretnej intencji. Warto wygospodarować odpowiednią ilość czasu i znaleźć w sobie przestrzeń, żeby poddać to doświadczenie refleksji. Przeciwstawianie się temu, co pojawia się w trakcie sesji, często jest przeciwskuteczne. Uciekanie przed straszną wizją może skutkować większym strachem i dłuższym trwaniem tego doświadczenia, więc psychiatrzy zalecają pacjentom, żeby pozwalali tym przeżyciom rozwijać się w naturalny sposób. Jeśli pojawia się strach, należy go zaakceptować i próbować dociec, co jest jego źródłem. Psychodeliki nie zawsze dają nam to, czego chcemy, ale przeważnie dają nam to, czego w danym momencie potrzebujemy, więc najlepiej jest się nie nastawiać, że doświadczenie psychodeliczne przebiegnie w określony sposób. Psychodeliki działają różnie w zależności od kontekstu. Niektórzy przyjmują je na imprezach, ale ludzie wynoszą znacznie więcej z doświadczeń, które odbywają się w spokojnych warunkach, zwłaszcza na łonie natury, w towarzystwie zaufanych, bliskich osób, z którymi zostało to wcześniej omówione i zaplanowane. Ważne jest to, żeby nie przyjmować zbyt dużych dawek. Dlatego dystansuję się od wspomnianego wcześniej Terence’a McKenny, który twierdził: „Jeśli nie masz poczucia, że wziąłeś za dużo, to znaczy, że wziąłeś za mało”. Przyjmowanie ogromnych dawek psychodelików może być dla niektórych traumatyzujące.

Bardzo ciekawie w twojej wypowiedzi wybrzmiał wątek kontaktu z naturą. Psychodeliki bardzo dobrze działają na psychikę w otoczeniu przyrody, a wiele korzystających z nich osób doświadcza rozpuszczenia ego i bycia częścią wszechświata. Może tkwi w tym jakiś potencjał w dzisiejszej, nastawionej na indywidualizm rzeczywistości?

Takie są też przeczucia badaczy z Imperial College w Londynie, gdzie działa jeden z głównych ośrodków badań nad psychodelikami. Naukowcy zaznaczają, że kluczowe znaczenie dla procesów terapeutycznych ma poczucie połączenia pojawiające się na wielu poziomach. Pacjenci odzyskują poczucie połączenia z samym sobą i własnymi odczuciami, a także z otaczającymi ludźmi i całym światem, a nawet kosmosem. Poczucie zjednoczenia z kosmosem i mocne stany mistyczne wydają się szczególnie korzystne w przypadku pacjentów terminalnych, którzy na łożu śmierci przyjmowali psychodeliki. Stan rozpadu codziennej tożsamości ukazywał im ich nietrwałość i przygotowywał ich do procesu umierania. Właśnie na tym polega terapeutyczna moc psychodelików: rozpuszczają sztywne wzorce i schematy myślowe i pozwalają wprowadzać zmiany w codziennym myśleniu lub funkcjonowaniu. Mogą więc być przydatne w leczeniu wszelkich zaburzeń, które opierają się na nadmiernej sztywności umysłu, np. zaburzeń odżywiania, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, depresji, zespołu stresu pourazowego czy uzależnień. Spektrum potencjalnych zastosowań jest szerokie i dopiero od niedawna pojawiły się środki finansowe i przyzwolenie na badania.

Widzimy coraz więcej nagłówków w prasie mówiących o tym, że psychodeliki zwalczają depresję. Jak się do tego odnosisz?

Wiele osób z depresją lekooporną, którym nie pomogły leki ani żadna forma psychoterapii, pewnie może czuć się zachęconych do ich przyjmowania. Ale jeśli sięgnie się po nie bez odpowiedniego przygotowania i nadzoru, zaburzenia nastroju mogą się wręcz pogłębić. Psychodeliki są amplifikatorami procesów psychicznych. Dlatego tak istotna jest integracja wywołanych przez nie doświadczeń przy profesjonalnym wsparciu terapeutycznym.

Ta pomoc zdecydowanie jest potrzebna, jednak w systemie, w którym żyjemy, bardzo trudno ją uzyskać. Wiele ludzi chce mieć poczucie, że ktoś będzie o nich dbał i kontrolował sytuację. Może stąd coraz większą popularnością cieszą się ceremonie ayahuaski z szamanami, którzy przyjeżdżają do danego miejsca na weekend. Czy takie doświadczenie również bywają traumatyzujące?

Są ludzie, którzy po doświadczeniach z ayahuascą mają rozchwianą psychikę i potrzebują wsparcia terapeutów, aby je zintegrować. W Ameryce Południowej te ceremonie są mocno osadzone w lokalnej kulturze i stanowią element bardzo złożonego systemu wierzeń szamanistycznych. Poza tym kontekstem działanie ayahuaski może być znacznie mniej transformujące i stać się po prostu kolejnym towarem na rynku nowej duchowości. Dodatkowy problem z weekendowymi ceremoniami polega na tym, że szaman wraca po nich do domu, a osoby z ewentualnymi problemami pozostają same. Ich doświadczenia psychodeliczne mogą być bardzo odległe od codziennego życia i mocno nimi wstrząsnąć, co niekoniecznie spotyka się ze zrozumieniem ze strony najbliższego otoczenia.

Marcin Janusz, Słodki deszcz, olej, cukier, 2020, dzięki uprzejmości artysty

Jaka jest przyszłość psychodelików? Jak wyobrażasz sobie utopijny świat przyszłości oraz miejsce, w którym znajdowałyby się w nim psychodeliki w społeczeństwie? Jak mogłyby to zmienić strukturę społeczną i to, jak żyjemy? Jak wyglądałby nasz świat, gdyby nasi tatusiowie przyjmowali psychodeliki?

Ogromna nauka płynąca z kontrkulturowej rewolucji lat 60. jest taka, że samo przyjmowanie psychodelików świata nie zmieni. Dopiero w odpowiednim kontekście mogą ukazać potencjał do samouzdrawiania i samorozwoju. Najbliższa jest mi wizja przyszłości Aldousa Huxleya, który nie ukrywał swojej fascynacji psychodelikami, a wręcz przyjął LSD na łożu śmierci. Większość z nas zna go za sprawą antyutopii pt. Nowy wspaniały świat, w której masy społeczne przyjmują otępiający narkotyk o nazwie soma, ale temat środków psychoaktywnych pojawia się również w jego ostatniej powieści pt. Wyspa. Jest to utopia, w której życie społeczne i duchowe koncentruje się wokół silnych doświadczeń mistycznych wywoływanych przez psychodeliczny lek o nazwie moksza. Dla mnie ta wizja była bardzo inspirująca i natchnęła mnie pewnym optymizmem. Uważam, że w idealnym społeczeństwie psychodeliki byłyby podawane w specjalnych ośrodkach pod opieką specjalistów. Byłyby dostępne niezależnie od diagnozy, a więc również dla ludzi zdrowych, którzy przeszli odpowiednie badania przesiewowe. To nie jest kwestia odległej przyszłości. Terapie psychodeliczne w najbliższych latach zapewne wejdą do społeczeństw w Stanach Zjednoczonych i niektórych europejskich państwach. Fala zmiany świadomości do nas też dochodzi.

 

Maciej Lorenc – członek zarządu Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego, socjolog, autor książki Czy psychodeliki uratują świat?, tłumacz wielu książek o środkach psychoaktywnych, publikował m.in. na łamach „Focusa”, „Tygodnika Powszechnego”, „National Geographic”, „Krytyki Politycznej”, newonce.media i „Strefy Psyche” Uniwersytetu SWPS.

Duet kuratorski DZIDY został założony przez Aleksandrę Liput i Michalinę Sablik w Warszawie w 2018 roku. Wspólnie organizują pop-upowe, grupowe site-specific wystawy w nietypowych przestrzeniach, zapraszając do współpracy polskich i zagranicznych artystów. Interesują je współczesne zagadnienia związane z kwestiami politycznymi, tożsamościowymi, gender, nowoplemiennością czy estetyką postinternetową.

Sam Balfus, Dickbones aka Gripping Up Through the Ground, grafika 3D, 2021

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności