#metoo długo wyczekiwane
To, jak będzie wyglądał świat – także świat sztuki – w przyszłości, zaczyna zależeć od nas samych, pisze Julia Kozakiewicz
Ruch #metoo, który w 2017 roku zawładnął środowiskiem kultury popularnej i filmowej, z niewiadomych powodów ominął świat sztuki. Jednym z niewielu działań, na które bezpośrednio wpłynęła refleksja nad powszechnością molestowania seksualnego kobiet, było usunięcie obrazu Johna Williama Waterhouse’a z Manchester Art Gallery w połowie 2018 roku. Obraz przedstawiający Argonautę nachylającego się nad grupą zapatrzonych w niego nimf usunięty został jako znak próby „podważenia wiktoriańskiego sposobu patrzenia na ciało kobiety”. Poza niewielkimi ruchami tego typu większe instytucje i komercyjne galerie nie odważyły się poruszać podobnych tematów, często spuszczając zasłonę milczenia na kontrowersje związane z artystami, których prace znajdują się w ich kolekcjach. Czyżby rok 2020 miał przynieść nam jakąś w tym zmianę?
Chociaż do instytucjonalnego uznania problematyczności wielu artystów z tak zwanego kanonu, takich jak Pablo Picasso czy Carl Andre, oraz wyraźnego potępienia ich działań wobec kobiet brakuje jeszcze paru lat, w środowisku pracowników świata sztuki kwestie związane z molestowaniem seksualnym w miejscu pracy i psychicznym znęcaniem się nad kobietami w swoim otoczeniu zaczynają powoli wypływać na powierzchnię. Świat sztuki – a raczej młode kobiety w tym świecie pracujące – zaczyna nagłaśniać panujące w środowisku gigantyczne przyzwolenie na ordynarne zachowania heteronormatywnych mężczyzn zajmujących wysokie stanowiska. Brak ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji przez przestępców seksualnych był powodem, dla którego w listopadzie tego roku w holenderskim, zazwyczaj niezwykle cichym i zachowawczym środowisku artystycznym rozpętała się prasowa burza nagłaśniająca powszechność tego typu praktyk w świecie sztuki.
Sprawa dotyczy artysty Juliaana Andewega, stosunkowo popularnego holenderskiego twórcy, którego prace znajdują się w kolekcjach międzynarodowych banków oraz muzeów narodowych. Trzydziestoczteroletni rzeźbiarz, malarz oraz twórca instalacji, pracujący wówczas jako wykładowca w amsterdamskiej Rijksakademie, nominowany był również do Królewskiej Nagrody Artystycznej w dziedzinie malarstwa w roku 2018. Pnący się po szczeblach lokalnego rynku sztuki artysta od 2010 odnosi regularne sukcesy artystyczne, a co za tym idzie finansowe oraz społeczne – staje się częścią „świata sztuki i kultury” w Hadze i poza nią. Problemem jest to, że mniej więcej od tego samego roku pojawiają się głosy kobiet świadczące o agresywnym zachowaniu Andewega, molestowaniu seksualnym oraz przemocy fizycznej i psychologicznej. W 2013 roku pierwsza ofiara artysty zgłasza się na policję. Od co najmniej 5 lat środowisko artystyczne w Hadze było w pełni świadome działań malarza, mimo to organizowano mu wystawy, sprzedawano jego obrazy oraz budowano jego artystyczną personę. W 2017 roku jedna z kobiet pokrzywdzonych przez Andewega zdecydowała się wysłać mail do dyrektora przestrzeni wystawowej Stroom, gdzie planowana była kolejna wystawa artysty-predatora, w którym informowała go o tym, że Juliaan Andeweg regularnie znęcał się nad kobietami. W odpowiedzi dyrektor galerii przyznał, że „Juliaan jest osobą skomplikowaną. Kimś, kto nie zawsze jest dobry, kimś, kto kwestionuje przyjęte granice”, jednocześnie zapewnił o jego intrygującym i specyficznym artyzmie. Po obietnicy przyjrzenia się sprawie i przeprowadzenia wewnątrzgaleryjnej dyskusji dyrektor przestrzeni nigdy nie odpowiedział na kolejne maile, a wystawa oczywiście się odbyła. Mimo wielu głosów studentek, byłych partnerek i koleżanek Andewega, które dotykały od tego czasu podobne sytuacje, artysta cały czas piął się w górę. Dopiero w tym roku, gdy jedna z kolekcjonerek zdecydowała się zwrócić kupione przez siebie obrazy Andewega po tym, jak dowiedziała się o molestowanych przez niego kobietach, sprawa nabrała prasowego rozgłosu. Nagłośnienie historii w krajowej prasie nie zmienia faktu, że środowisko dysponuje wieloletnią wiedzą środowiska na temat działań artysty, a mimo to nie przejawia jakiekolwiek chęci ich potępienia. Gdyby nie prasa, artysta prawdopodobnie dalej działałby w świecie sztuki i byłby nagradzany za swoją twórczość. Ciche przyzwolenie świata sztuki na tego typu zachowania najlepiej ilustrują słowa Martina van Zomerena, jednego z marszandów reprezentujących Andewega: „Nie jestem jego ojcem. Lubię jego prace i dobrze się sprzedają” *.
Drugą sprawą, która w ciągu tego samego tygodnia znalazła się na pierwszych stronach prasy takiej jak „artnet news” czy „ARTnews”, było zwolnienie jednego z dyrektorów nowojorskiej megagalerii Gagosian w związku z zarzutami molestowania seksualnego młodych pracowniczek firmy. Co ciekawe, zarzuty te (poza kwestiami formalnymi i zgłoszeniami sprawy na policję) pojawiły się w mediach społecznościowych za sprawą apelu profilu @jerrygogosian. Jerry Gogosian, będąca odpowiednikiem polskiego profilu @makelifeharder dla międzynarodowego świata sztuki komercyjnej, poza publikowaniem niezwykle trafnych memów komentujących najróżniejsze dziwactwa środowiska, w połowie października opublikowała również post nawołujący do zgłaszania sytuacji, w których Sam Orlofsky, dyrektor Gagosian zajmujący się internetową odnogą galerii, dopuścił się napaści słownej lub seksualnej wobec swoich pracowniczek.
Zebrane w ciągu dwóch tygodni świadectwa i głosy byłych pracowniczek doprowadziły do zwolnienia pracującego w galerii od 19 lat dyrektora. W megagalerii wszczęto zewnętrzne śledztwo, a Orlofsky został zwolniony ze skutkiem natychmiastowym, bez odprawy.
Gdy patrzy się z boku na obie sprawy, najbardziej szokujące wydają się rola oraz zachowanie środowiska przed opisaniem spraw na łamach prasy. Świat sztuki, jak każde hermetyczne środowisko, ma dostęp do wszelkiego rodzaju informacji i plotek krążących na temat osób pokroju Orlofskiego i Angewega. Wiedza o bezprawnych zachowaniach poszczególnych mężczyzn jest powszechna i po cichu tolerowana. Milczące przyzwolenie na molestowanie seksualne lub zbywanie komentarzami o tym, jak świetnym pracownikiem lub dobrze zarabiającym artystą jest dany mężczyzna, jedynie utrwala skostniałe zasady funkcjonowania świata sztuki.
2020 był więc rokiem dla sztuki podwójnie ciężkim – nie dość, że pandemia wywołała kryzys idei instytucji galerii i muzeum, zmuszając wszystkich do oswojenia się z pomysłem kultury online, to poruszyła również zastałe od lat podstawy funkcjonowania środowiska, takie jak dyskrecja za wszelką cenę oraz bezkrytyczne akceptowanie pewnych przyjętych praktyk. To, jak będzie wyglądał świat sztuki w przyszłości, powoli zaczyna zależeć od nas samych i tego, jak zdecydujemy swój głos i wiedzę wykorzystać.
Symbolicznym znakiem tej powolnej zmiany oraz przełamania milczenia świata sztuki pod znakiem #metoo może być otwarta w październiku tego roku retrospektywa Artemisii Gentileschi w National Gallery w Londynie. Siedemnastowieczna artystka, przez stulecia zapomniana i pominięta przez męski kanon sztuki, w swoim malarstwie zawarła doświadczenia gwałtu, stłamszonych ambicji i możliwości bycia kobietą, córką i matką w świecie, którym rządzą mężczyźni. Chociaż wystawa ta nie zmieni stuleci panującej w zdecydowanie męskim świecie sztuki opresji wobec kobiet, jest dobrym pierwszym krokiem w stronę zmieniana kanonu, otwierania go na historie trudne i skomplikowane, którymi nasza rzeczywistość jest wybrukowana. Od teraz naszą rolą – kobiet i wszystkich, którzy sympatyzują z kobietami świata sztuki – jest kwestionowanie zastałych reguł, przywoływanie do porządku w sytuacji milczenia, pomoc, gdy widzimy dziejącą się krzywdę, a także dbanie o to, by w środowisku usłyszane były głosy nas samych, naszych przyjaciółek, poprzedniczek i tych, które dopiero w świecie sztuki stawiają pierwsze kroki. I żeby żadna z nas nie musiała czekać na to tak długo jak Artemisia Gentileschi.
* Więcej na temat Juliuusa Adewega w artykule: L. ter Borg, C. Houtekamer, Hoe een kunstenaar carrière maakt onder aanhoudende beschuldigingen van aanranding en verkrachting, nrc.nl, [online], https://tiny.pl/72hbz, [dostęp: 13.11.2020].
Julia Kozakiewicz
absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, warszawskiego ASP oraz Goldsmith’ University w Londynie, Researcherka, archiwistka i pilna obserwatorka świata sztuki. Obecnie mieszka i pracuje w Londynie.