menu

Przyszłość czeka za rogiem to cykl miniatur Joanny Erbel, autorki Poza własnością – książki przedstawiającej możliwe scenariusze polityki mieszkaniowej. Miniopowiadania z niedalekiej miejskiej rzeczywistości powstały w czasie pandemii COVID-19.

Rys. Gosia Zmysłowska

Marysia patrzyła nerwowo na zegarek. Miała jeszcze pół godziny do wyjścia. To niby nie tak strasznie długo, ale nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Włączyła radio. Po krótkiej chwili je wyłączyła. Miała już dość słuchania o polityce, skutkach pandemii i mielenia tego tematu w kółko. Irytowało ją, że teraz nawet kanały kulturalne mówiły wyłącznie o przemianach w kraju i na świecie. A przecież ile można debatować o tym, że poprzedni świat się skończył i nie wiadomo, co będzie dalej. No nie wiadomo. Co się stało, to się nie odstanie, trzeba żyć dalej. Zwłaszcza jeśli ktoś, tak jak ona, nie miał zbyt wielkiego wpływu losy świata. Lepiej skupić się na codziennych zadaniach i zwykłym życiu. Podlała kwiaty, włożyła naczynia do zmywarki i pościeliła łóżko. Nadal miała dwadzieścia minut, więc postanowiła wyczesać Abrahama. Dawno tego nie robiła, więc szybko okazało się, że musi ściągać kłaki z gumowej szczotki, która się zapełniła i zaczęła wyglądać jak jedna z jej filcowych podstawek pod kubki. Po chwili zorientowała się, że to może nie był najlepszy pomysł, bo nie tylko szczotka, ale i ona była cała w sztywnych białych włoskach, których nie sposób szybko ściągnąć. Do tego jej ulubiona niebieska rolka z IKEA zniknęła kilka dni temu. Znów musiała gdzieś ją rzucić, kiedy w pośpiechu wychodziła z domu, a może to Abraham wtoczył ją pod tapczan. Zajrzała pod łóżko, ale rolki nie było. Szkoda, bo bardzo by jej pomogła, ale stwierdziła, że poradzi sobie jakoś inaczej. Nie chciało jej teraz przeszukiwać domu. Zmoczyła więc dłoń, przejechała nią po piersiach i dolnej części sukienki. Nie pomogło. Lekko poirytowana wzięła pincetę i zaczęła nerwowo zdejmować włoski. Po dziesięciu minutach uważnego ściągania z siebie kłaków spojrzała na siebie. Wyglądała w miarę schludnie. Abraham siedział na przeciwko i przyglądał się jej ze zdziwieniem.

– Wiem, wiem. To było bez sensu… mogłam cię wyczesać później.

Abraham niewzruszony patrzył na nią uważnie swoimi błękitnymi oczami.

Rys. Gosia Zmysłowska

– Twierdzisz, ale jakbym się tak nie stroiła, to nie byłoby kłopotu. Pewnie masz rację, ale co ci poradzę, że chcę dziś ładnie wyglądać… Tak, wiem, że idę tylko na bazarek, i że to absurdalne stroić się tak na krótką przechadzkę.

Kot nadal się w nią wpatrywał. Marysia miała wrażenie, że lekko szyderczo się uśmiechał. Po chwili Abraham zmrużył oczy, wstał i zaczął się ocierać o jej nogi zawijając swój ogon wokół koronkowych pończoch.

– Oj nie! Wystarczy! Idź już! Wrócę niedługo i się tobą zajmę. Nie mam czasu znów ściągać z siebie Twoich kłaków.

Pogłaskała kota i zaczęła zbierać się do wyjścia. Dobiegała dziesiąta. Powinna już wychodzić. Przez kolejne dwie godziny na mieście będą tylko jej rówieśniczki i rówieśnicy. Idealna pora na przechadzkę. Może kogoś pozna? A może znów uda jej wpaść na Janka. W sumie to dla niego się tak ubrała. Zwykle nie przykładała specjalnie wagi do stroju i stara się ubierać wygodnie. Ale nie dziś. Dziś chciała być królową kwadratu.

– Życz mi szczęścia! – rzuciła do Abrahama i zamknęła drzwi za sobą.

Zbiegła po schodach i po chwili była już na lokalnym ryneczku. Na bazarku życie już wrzało. Podeszła do swojego ulubionego stanowiska z warzywami i kupiła naręcze ziół. Była tam świeża mięta, lawenda, melisa, pokrzywa i rumianek. Jak wróci do domu, to je powiesi nad kuchenką i zasuszy, ale tymczasem ułożyła gałązki w pokaźny bukiet.

– Tomku, ile za te zioła?

– Jak dla ciebie…. Dwie syrenki.

– Co tak tanio?

– Specjalna promocja dla stałej klientki!

– Dziękuję ci bardzo.

– A dziś jakieś święto? – rzucił Tomek patrząc na jej chabrową sukienkę, która pięknie pasowała do bukietu ziół. – Chyba, że ubrałaś się tak specjalnie dla mnie?

– Jasne, że dla ciebie! Bo dla kogo!

– Sądzę, że znalazłoby się kilku amantów – zaśmiał się Tomek.

Marysia pożegnała się z Tomkiem i poszła w stronę Lokalnej. Rozglądała się za Jankiem, ale nigdzie go nie widziała. Pewnie jeszcze spał… Janek miesiąc temu skończył sześćdziesiąt pięć lat, więc był nowy „na mieście”. Za to zauważyła, że na bazarku coś się zmieniło. Było więcej straganów, a wszystkie nowe miały logo z syrenką. „Ciekawe… szybko idzie” – pomyślała Marysia. Po chwili dotarła do kawiarni. Jej ulubiony stolik już na nią czekał. Nie wiedziała, czy ma szczęście, czy to Radek dyskretnie trzymał dla niej rezerwację. Usiadła przy stoliku i zamówiła nerkownik z porzeczkami i café coretto. Trochę dla kurażu, ale również dlatego, że mając siedemdziesiąt lat postanowiła przestać odmawiać sobie przyjemności. W końcu kiedy, jak nie teraz! Spojrzała w szybę. Poprawiła kosmyk, który spadł jej na czoło i uśmiechnęła się zadowolona. Mimo siwych włosów wciąż wyglądała młodzieńczo. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Z wiekiem zaczęła doceniać swój typ urody. Jak była nastolatką drażniło ją to, że wszyscy biorą ją za młodszą, ale teraz młody wygląd był jej atutem.

Rys. Gosia Zmysłowska

Po kwadransie pojawił się Janek. Pomachała mu z oddali. Zatrzymał się jakby wahał się czy wejść do środka, czy się zapytać, czy może się przysiąść. Był piękny lipcowy poranek, więc miejsca na zewnątrz szybko się zapełniły. Przy stoliku Marysi stało ostatnie wolne krzesło w słońcu. „No podejdź tu stary głupku. Przecież nie gryzę” – powiedziała w myślach Marysia i przybrała swój najbardziej promienny i łagodny uśmiech. Nie chciała go spłoszyć. Po chwili Janek podszedł. „No wreszcie” pomyślała.

– Dzień dobry, Marysiu!

– Cześć, Janku!

– Jak zwykle wybrałaś najlepszy stolik.

– Grunt to przyjść w dobrym momencie. Przysiądziesz się?

– Chętnie! – odpowiedział entuzjastycznie Janek. Marysia miała wrażenie, jakby zeszło z niego wcześniejsze napięcie.

– Poproszę to samo, co wzięła pani. – powiedział Janek do Radka, który właśnie podszedł do stolika przyjąć zamówienie.

– Podać mleko?

– Tak, poproszę owsiane.

– I jak ci się podoba? – zapytała Marysia.

– Co?

– Życie seniora – zaśmiała się.

– Bardzo! Wreszcie mam więcej czasu dla siebie i podobają mi się te godziny dla nas. Cieszę, że je utrzymali po pandemii. Chociaż taki z niej pożytek. Można odpocząć od tego hałasu jaki robią młodzi.

– Ja tam lubię miejskie życie. Ale faktycznie jest spokojnie. No i łatwiej o miejsce. Właściciele knajp i sklepów też są zadowoleni. Mówią, że im obroty wzrosły, bo więcej osób wychodzi z domu, bo czują bezpieczniej i nie muszą się stresować, że ktoś ich będzie popędzać. A młodzi i tak przyjdą.

– To prawda. Przyjemnie jest być mile widzianym… Ale mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.

– Aha.

– O tokeny. Jak one działają? Właśnie dostałem pierwszą pulę i zastanawiam się na co najlepiej je zużyć.

– Syrenki są wspaniałe! Działają lepiej niż pieniądze, bo wiele rzeczy jest tańszych, a też są tam usługi, który nie można kupić – Marysia uśmiechnęła się tajemniczo.

– To znaczy…

– Sam zobaczysz! Ściągnij aplikację i przejrzyj katalog.

– A nie możesz mi po prostu powiedzieć?

– Nie chcę ci psuć niespodzianki, a poza tym aplikacja jest spersonalizowana.

– Pod względem płci?

– Też! – zaśmiała się Marysia. Janek się skrzywił.

– Nie wiem, czy mi się ten system podoba. Pieniądz to pieniądz. Każdy może kupić, co chce, a oferta jest dla wszystkich.

– Nie oceniaj, póki nie spróbujesz! Zobaczysz. Spodoba ci się.

– No nie jestem przekonany…

Marysia kiwnęła na Radka.

– Cztery syrenki – powiedział Radek przynosząc rachunek. – Pan też płaci?

– Tak, a u mnie ile? W złotówkach.

– Dwadzieścia pięć złotych.

– Syrenki? Ale tam był alkohol w kawie – zdziwiła się Marysia.

– Tak? Nie zauważyłem… Nabiłem już na kasę. I jeśli pozwolisz, to nie będę już zmieniał – odpowiedział Radek i uśmiechnął się do niej zalotnie. Marysia odwzajemniła uśmiech, doliczyła dwadzieścia procent napiwku i zapłaciła rachunek. Radek już zaczął odchodzić, ale zatrzymał go głos Janka.

– A ty młody też dostajesz syrenki?

– Tak, w wypłacie.

– I co z nimi robisz?

– Płacę za mieszkanie?

– Mieszkanie?

– Tak. Mieszkam w miejskiej kamienicy – Radek się lekko usztywnił. – Chętnie bym z wami dłużej porozmawiał, ale klienci czekają.

– Jasne, jasne. Już nie zagaduję. – odpowiedział lekko speszony Janek.

– Janku, muszę już lecieć. Za chwilę przychodzi mój rehabilitant i nie chce, żeby czekał pod drzwiami.

– Jasne. Leć. Zobaczymy się jutro?

– Chętnie. Tak jak dziś? W Lokalnej?

– Kwadrans po dziesiątej?

– Super. Do jutra!

– Do zobaczenia!

Marysia energicznie wstała, rzuciła Jankowi ciepłe spojrzenie i ruszyła w stronę domu. Skłamała mówiąc, że się śpieszy. Była umówiona z Arturem dopiero na czternastą, ale chociaż alkohol w kawie dodał jej trochę animuszu, to stresowało ją spotkanie z Jankiem. Bała się, że skończą się im tematy do rozmowy. I co wtedy? Dawno nie była randce. Na co dzień rozmawiała głównie z Abrahamem. No i Arturem, ale to głównie on opowiadał jej o swoich podróżach sprzed pandemii i różnych rytuałach, które odprawiali ze znajomymi.

Rys. Gosia Zmysłowska

 

Otworzyła drzwi do mieszkania. W progu czekał już na nią Abraham. Wyglądał jakby dźwięk domofonu wyrwał go z głębokiego snu.

– No wiem, jestem wcześniej niż zwykle. Przepraszam. Też ci należy trochę czasu dla siebie, ale nie byłam w stanie już wytrzymać.

Podrapała kota za uchem.

– Ale jutro znów widzimy się z Jankiem, więc trochę ode mnie odpoczniesz. Stresuję się strasznie…

Spojrzała kotu w oczy.

– Mówisz, że nie ma czym. Pewnie masz rację. No nic. Zobaczymy.

Przebrała się w dres i w oczekiwaniu na Artura usiadła z książką w fotelu. Dziesięć minut przez czternasta usłyszała pikanie domofonu. Drażniło ją to, że zawsze przychodził chwilę wcześniej. Nie umiała mu wytłumaczyć, że to dla niej stresujące. Niby wolny duch, a chodził jak w zegarku. Usłyszała pukanie do drzwi.

– Wejdź. Otwarte.

– Dzień dobry Marysiu.

– Dzień dobry. Miło cię widzieć.

– Co dziś robimy?

– Zacznijmy od karku. Strasznie jestem spięta…

Artur rozłożył stół do masażu i położył na nim ręcznik. Marysia z przyjemnością patrzyła na jego kruczoczarne włosy, umięśnione opalone ciało i zwinne ręce. Jakby była młodsza pewnie by się w nim zakochała. Lubiła jak ją dotykał. Czasami żałowała, że nie może go poprosić o nic więcej niż tylko o masaż zdrowotny.

– Połóż się proszę. – rzucił Artur nieświadomy fantazji Marysi.

Marysia zdjęła bluzkę i stanik, i położyła się na stole. Zwykle by się wstydziła rozbierać przed tak młodym mężczyzną, ale Artur miał w sobie nieoceniający spokój i czuła się przy nim całkowicie swobodnie.

– Faktycznie jesteś spięta. Coś się stało?

– Byłam dziś na randce…

– To chyba powinnaś być rozluźniona – zaśmiał się Artur.

– No właśnie to nie była do końca randka… Czatuję od miesiąca na takiego jednego faceta. Dziś po raz pierwszy udało nam się zamienić więcej niż dwa słowa. Umówiliśmy się na jutro.

– Brzmi wspaniale! Czym się stresujesz? Zwłaszcza, że z tego, co mówisz wygląda na to, że go upolowałaś.

– No właśnie nie wiem…

– To się spokojnie zastanów, a tymczasem ja zajmę się twoim ciałem.

 

Silne ręce Artura rozmasowywały jej kark i ramiona. Poczuła, że odpływa. Dotykał ją silnie i jednocześnie delikatnie. Po chwili poczuła, że napięcie znika. Wcześniejsze obawy wydały się jej się głupie, ale postanowiła dokończyć wątek. Potrzebowała to z siebie wyrzucić. Nawet, jeśli doradzać miał jej młody chłopak.

– Boję się, że nie będę miała z nim o czym rozmawiać. Cisza jest zabójcza dla początków znajomości.

– To prawda, że czasami łatwiej jest zagadać nerwowość. Ale nic się nie martw. Po pierwsze, możesz dać mu mówić, a po drugie jesteś prawie pół wieku starsza ode mnie, więc na pewno masz mnóstwo historii.

– No może i tak… – Marysia nie lubiła jak jej się przypomniało o wieku, ale pewnie Artur miał rację. Zamknęła oczy i zaczęła wyobrażać sobie różne pozytywne scenariusze przebiegu randki z Jankiem. Jak rozmawiają swobodnie przerzucając się co jakiś czas żarcikami. Jak Radek rzuca jej ukradkiem uśmiechy zza baru i podnosi na duchu pokazując podniesiony kciuk. „Tak trzymać”. Jak bierze Janka na spektakl, żeby pokazać mu, jak można dobrze wykorzystać syrenki i jak wieczorem piją drinki w barze pod jej domem.

 

Godzina masażu minęła jej bardzo szybko. Chociaż Artur masował ją bardzo mocno, to większość czasu przespała. Śniła o wspólnych chwilach z Jankiem, ale po chwili go opuściła, żeby polatać nad okolicą. Jej ciało unosiło się nad budynkami i mogła oglądać życie toczące się na dachach: spontaniczne imprezy, miejskie ogrody, hamaki zawieszone pomiędzy kominami. Z drzemki wyrwał ją głos Artura.

 

– Dziękuje. Na dziś już koniec.

– Dziękuje. Widzimy się w sobotę?

– No właśnie miałem ci powiedzieć… Nie mogę w ten weekend… ani w kolejne. Zaczynam kurs z medycyny holistycznej, więc mogę do ciebie wpadać tylko w tygodniu.

– Hm. Niedobrze. Strasznie mnie po całym tygodniu bolą plecy… – jęknęła Marysia, bardziej z rozczarowania w związku z odwołanym spotkaniem niż z bólu.

– Ale przyśle do ciebie moja straszą siostrę. Na pewno ci pomoże. I zna się znacznie lepiej na chłopakach niż ja.

– No dobrze… – odpowiedziała bez entuzjazmu Marysia.

– To przekaż jej adres, termin i daj kod do domofonu, żebym nie musiała chodzić.

– Jasne! Aha, i oczywiście u Klary też możesz płacić syrenkami.

– Tak? Nie widziałam jej w systemie.

– Klara ma tajne konto. Ale jak znajdziecie się w jednym pomieszczeniu to ją znajdziesz bez problemu.

– Chyba, że tak… Powodzenia w szkole!

– Dzięki! Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.

Marysia zamknęła drzwi za Arturem i zdała sobie sprawę, że ma cały dzień przed sobą. Zaintrygował ją. Ciekawa była kim jest ta Klara i dlaczego ma tajne konto. Jednak po chwili przestała o tym myśleć. Była podekscytowana jutrzejsza randką i wciąż lekko zestresowana. Usiadła z książką, ale nie mogła się skupić. Wzięła się więc za porządkowanie biblioteki. Już dawno miała zanieść część swoich książkę do lokalnej biblioteczki i wymienić na syrenki.

rys. Gosia Zmysłowska

Spotkanie z Jankiem przekroczyło oczekiwania Marysi. Po pierwszych niezręcznościach szybko złapali wspólny język. Artur miał rację, że ich dojrzały wiek był tutaj pomocą. Pokoleniowe doświadczenie dawało okazję do różnych porównań i wymieniania się anegdotkami. Zaczęli się spotykać codziennie. Nie tylko na poranna kawę, ale również na wspólne wyjścia do teatru lub na basen. Marysia nie obejrzała się aż zrobiła się sobota. Dziś czekał ją dzień bez Janka. Czuła dziwną pustkę. Kto by pomyślał, że tak szybko się do niego przywiąże. Przez lata samotność była jej naturalnym stanem, a tu nagle niespodzianka. Ale to tylko dwa dni. Weekend Janek spędzał z dziećmi i wnukami, które wyprowadziły się podczas pandemii do ich rodzinnego domu na wsi i postanowili nie wracać miasta

 

Marysia postanowiła nie wstawać z łóżka zbyt wcześnie. Przewróciła się na drugi bok, przytuliła się do Abrahama i zasnęła. Obudziło ją pikanie domofonu. Spojrzała na zegarek. Była już dwunasta. To musiała być Klara. Zerwała się z łóżka i szybko zmieniła koszulę nocną na dres. Zamknęła drzwi do sypialni, żeby ukryć bałagan. I zaczęła sprzątać resztki jedzenia ze stołu. Chciała jeszcze poprawić poduszki w salonie, ale usłyszała dzwonek do drzwi.

– Już, już. Idę! – krzyknęła w stronę drzwi.

W progu stała wysoka wysportowana dziewczyna w luźnych szarych spodniach i dopasowanym do nich podkoszulku na ramiączkach. Wyglądała jak kobieca wersja Artura, tylko starsza i jeszcze bardziej intrygująca. Miała w sobie dziwny rodzaj siły, którego Marysia nigdy nie spotkała wcześniej u młodej dziewczyny.

– Cześć. Jestem Klara.

– Marysia. Zapraszam. Napijesz się czegoś?

– Zielonej herbaty, jeśli masz…

Po chwili Marysia zorientowała się, że czegoś jej brakuje.

– Nie masz stołu?

– Nie. Masuję na podłodze – odpowiedziała Klara wyjmując zza pleców coś, co wyglądało jak kołczan na strzały, a okazało się być pokrowcem na karimatę.

– Jeśli masz jeszcze jakiś koc i ręcznik to też chętnie z niego skorzystam.

– Jasne. Już po nie idę. Tymczasem usiądź i się napij.

Marysia nie była zachwycona zamianą Artura na kogoś innego, ani też wizją leżenia w przeciągu na podłodze, ale zgodziła się i nie było odwrotu. Nie chciała wystawiać Klary. Przecież nie robi tego za darmo. Poza tym dziewczyna zaczęła ją coraz bardziej intrygować. Masaże poza głównym systemem, karimata zamiast stołu. Jak wróciła na stole stał kominek z olejkami aromatycznymi. Klara zapaliła też kadzidełko.

– Mam nadzieje, że nie masz nic przeciwko? – zapytała Klara patrząc na zdziwioną minę Marysi.

– Nie, nie. Wszystko w porządku. Zdziwiłam się tylko…–Artur pracuje inaczej.

– To prawda. On masuje jak klasyczny europejski rehabilitant. Ale uważam, że marnuje swój potencjał. Opowiadał mi o tobie i pomyślałam, że zaproponuję ci coś innego.

– O rany. Co ci o mnie mówił? – speszyła się Marysia.

– Że masz silna energię, ale jesteś poblokowana. No i że niepotrzebne stresujesz się randkami – zaśmiała się Klara.

– To prawda – uśmiechnęła się Marysia – ale ostatnio już trochę mniej.

– To się cieszę, ale jeśli chcesz to też popracuję trochę nad przepływem energii u Ciebie. Będziesz miała większość świadomość ciała.

– Jeśli będę dzięki temu bardziej zrelaksowana to czemu nie…

– I to jest dobre podejście! Teraz się rozbierz i połóż na kocu.

Marysia zdjęła bluzkę i położyła się piersiami na ręczniku.

– Resztę też – zarekomendowała Klara. I widząc zmieszaną minę Marysi, dodała po chwili. – To znaczy możesz zostać w majtkach, jeśli chcesz, ale nie musisz.

Marysia zawahała się.

– Śmiało śmiało – zachęciła ją Klara.

Marysia nieśmiało zdjęła z siebie ubrania i w samych majtkach położyła się z powrotem na ręczniku.

– Teraz zamknij oczy i się zrelaksuj.

Klara zaczęła nacierać Marysię olejkiem, który pachniał jak mieszanka drzewa sandałowego, róży i bergamotki. Marysia zamknęła oczy i poddała się dotykowi Klary. Po chwili poczuła lekkość, jakby prawo grawitacji przestało działać, a ona znalazła się w pulsującym polu energetycznym. Widziała, że Klara ją masuje, ale nie była w stanie zorientować się, gdzie dokładnie jest dziewczyna. Miała wrażenie jakby Klara była wszędzie, a razem nigdzie.

– Dobrze, to teraz się odwrócić. I zamknij oczy.

Marysia posłuchała. Po chwili miała wrażenie, że Klara znów nad nią lewituje. Otworzyła lekko oczy. Dziewczyna siedziała na klęczkach obok niej przesuwając ręce wzdłuż jej ciała. Po chwili bezszelestnie przeniosła się za jej głowę i zaczęła masować jej skronie. Marysia znów zasnęła. Po chwili obudził ją głos Klary.

– Dziękuję.

– Ojej już koniec?

– Tak – cieszę się, że ci podobało.

– Bardzo!

– To kiedy się widzimy? Za tydzień?

– Jak chcesz to możemy już we wtorek. Artur jest przeciążony na studiach i chętnie mi teraz oddaje klientki.

– Jeśli to dla niego w porządku, to tak zróbmy.

– Świetnie.

Marysia ubrała się i poszła po telefon przelać Klarze dwadzieścia syrenek. Jak zamknęła za nią drzwi usiadła na kanapie i rzuciła do leżąc obok Abrahama.

– Nowy romans i poznanie tantrycznej masażystki. Przyznaj, że nie najgorzej jak na przedpołudnie staruszki.

Abraham przeciągnął się zadowolony.

Rys. Gosia Zmysłowska

Kolejne tygodnie mijały Marysi podobnie. W ciągu tygodnia spotkania z Jankiem. A we wtorki i soboty z Klarą. Czasami Janek zostawał na noc. Cieszyło jej to nowe życie. Miło jej się spędzało czas z Jankiem, ale złapała się na tym, że coraz częściej bardziej czekała na masaże niż spotkania z nim. Była coraz bardziej ciekawa Klary. Po jednej z sobotnich sesji rzuciła:

– A może wyjdziemy razem na drinka?

– Chętnie. Kiedy?

– Może teraz? Do Lokalnej?

– Ale jest trzynasta. Może duszę mam i starą, ale ciało młode. Nie wpuszczą mnie.

– Ze mną cię wpuszczą. W soboty osoby starsze mogą przyjść z osobą towarzysząca.

– Okej. Chętnie.

– To tylko się przebiorę i idziemy.

Marysia lekko się umalowała, założyła sukienkę w kwiaty i buty na niewielkim obcasie.

– Wow. Pięknie wyglądasz. Dużo dostojniej niż w dresie. Chociaż w nim też ci do twarzy.

– Dzięki! – odparła Marysia i czuła, że się lekko rumieni. Dobrze, że nałożyła róż.

Kwadrans później były w Lokalnej.

– O proszę. Nawet są wolne stoliki. Ładnie się urządziliście!

– To prawda.

– Rządy staruchów – zaśmiała się Klara. Po chwili jednak dodała zmieszana. – Nie powinnam tak mówić. Zagalopowałam się. Przepraszam.

– Czuj się przy mnie swobodnie. Też uważam, że wszystko po to, żeby przekupić elektorat.

– Co paniom podać? – zapytał Radek, który nagle zjawił się za plecami Marysi.

– Radziu, dla mnie koniak.

– Ja to samo.

– Nie wolisz jakiegoś bardziej młodzieżowego drinka? – zaśmiała się Marysia.

– Lubię koniak. Kojarzy mi się z babcią. Ale wracając do godzin senioralnych. To uważam, że to bardzo przewrotny zabieg. Jak była pandemia wasze godziny były zabiegiem prozdrowotnym. Kontestowanie ich to był szczyt egoizmu. Nikt o zdrowych zmysłach tego nie robił.

– No były takie grupki młodych neoliberałów…

– To prawda, ale ich argumenty były śmieszne. Z czasem restrykcje zostały poluzowane, a te godziny zostały. Pojawił się nowy porządek.

– A lewica do tego przyłożyła rękę promując tokeny.

– Masz do nich żal? Uważam, że trzeba wykorzystywać kryzysy – dodała Marysia.

– To prawda. System barterowej wymiany od dawna był jednym z naszych postulatów. A teraz powszechne świadczenia i waluta lokalna została wprowadzona przez prawicę. Sama nie wiem, co o tym myśleć.

– Zwłaszcza, że wraz z tokenami oddaliście przy okazji część władzy staruszkom takim jak ja. Nie wolałabyś masować młodych ciał. – zażartowała Marysia.

– Masuję kogo chcę. Jak widziałaś nie ma mnie w głównym systemie. Poza tym dla mnie każde ciało jest piękne, a w ludziach i tak przede wszystkim interesuje mnie ich energia.

– Może ciebie tak. Ale zobacz jaką przewagę zyskaliśmy. Mamy swoje godziny. Walutę, którą dostajemy praktycznie za darmo. Teraz staruszki mogą zapraszać młodzież na randki przekupując ich wolnym miejsce przy stoliku. Zobacz na przykład na tego faceta z młodym chłopcem. – Marysia rzuciła spojrzenie parze, która siedział w kącie. – Albo ta kobieta obok z chłopakiem, który mógłby być jej wnuczkiem.

– Też bym mogła być twoją wnuczką – zaśmiała się krótko Klara.

 

Marysia wiedziała, że Klara doskonale wie o co jej chodzi. Dodatkowe przywileje dla seniorów jak każda forma dominacji miały swoje mroczne strony. Część osób musiała się rozliczać w tokenach, a najłatwiej je było zarabiać pomagając osobom starszym, które z czasem wymuszały obniżki albo dodatkowe czynności. Do tego po mieście szalały samozwańcze bojówki, które pilnowały, żeby nikt młody nie zbliżał się nawet do sklepów ani kawiarni w godzinach senioralnych. Jedna z tych wariatek napadła kiedyś Marysię krzycząc, żeby się wynosiła, a jak powiedziała, że ma siedemdziesiąt lat, to została zbesztana, że ubiera się jak młódka. Wtedy w jej obronie stanął kelner i kazał się tej babie wynosić i przestać straszyć stałe klientki. Ale nie chciała o tym myśleć. Wolała spędzić czas z Klarą i dowiedzieć się czegoś więcej o tej dziewczynie.

– A co robiłaś wcześniej? – zapytała Marysia

– W zasadzie to samo. Leczyłam ciała i duszę. Ale w Polsce byłam tylko latem. Resztę czasu spędziliśmy z przyjaciółmi w Andaluzji. Mieliśmy tam niewielki domek z przybudówką. Prowadziliśmy warsztaty i turnusy regeneracyjne dla uduchowionej klasy średniej. Całkiem dochodowe zajęcie. Zwłaszcza, że koszt codziennego życia był niski. W przyszłym roku wracamy do tego. Musisz nas odwiedzić.

– Przyjmują syrenki?

– Jeszcze nie. – zaśmiała się Klara. – Mamy bardziej prymitywny system wymiany. Ale jakbyś chciała przyjechać się pouczyć i pomóc mi trochę, to będziesz miała pobyt za darmo. Każdy z nas ma prawo zaprosić raz w tygodniu swojego ucznia lub uczennicę.

– Brzmi dobrze. O ile dożyję…

– Dożyjesz, dożyjesz. Masz w sobie dużo energii. A do tego ja cię wzmocnię.

Marysia spojrzała uważnie na Klarę. Ta w odpowiedzi posłała jej zalotne spojrzenie. Marysia poczuła, że cała wewnątrz płonie. „To tylko alkohol, a ty masz słabą głowę.” Powiedziała do siebie w myślach i pomyślała, że ta Andaluzja to nie taki zły pomysł.

 

Joanna Erbel – socjolożka, aktywistka, ekspertka od mieszkalnictwa. Kiedy świat stoi w miejscu, a rzeczy toczą się zbyt wolno, wymyśla historie o bliższej lub dalszej przyszłości, w której chciałaby zamieszkać.

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności