Infrastruktura przyjaźni
Z kolektywem Kem o działaniach rozszczelniających formaty, ale wzmacniających współpracę rozmawia Alek Hudzik
Nie przeczytałem jeszcze żadnego wywiadu z Wami, więc mogę chyba zadać, jako pierwszy, to pytanie. Czym jest Kem?
Kem jest feministyczno-queerowym kolektywem, który pracuje w polu rozszerzonej choreografii, co w praktyce oznacza dla nas łączenie i rozszczelnianie takich formatów, jak na przykład: warsztaty, pokazy performance, imprezy, dyskusje oraz inne formy zaangażowanej aktywności. Kem jest środowiskiem powstającym w procesie współpracy i zaangażowania wokół polityki cielesności, afektu i podmiotowości, w relacji do kolektywności i queerowo-feministycznego eksperymentu. W tym momencie osią Kem są cztery osoby, jednak wciąż współpracujemy z szerszą grupą bliskich ludzi.
Czy nazwiska tych czterech osób są ważne?
Pod naszymi działaniami podpisujemy się jako Kem, ponieważ ważne jest dla nas podkreślanie wspólnotowości naszych działań. Nie jesteśmy jednak grupą anonimowych osób. Bardzo istotne są jednostkowe osobowości i doświadczenia, jakie każde z nas wnosi w tę współpracę.
W takim razie Kem to grupa inna niż te, które dotychczas znamy z polskiej sceny, szczególnie sztuk wizualnych. Co jeszcze was wyróżnia?
Możliwe, że wyróżnia nas również to, że działamy na styku różnych mediów, ale też środowisk: artystycznego, queerowego, krytycznego, aktywistycznego czy klubowego. Więc czynnikiem wyróżniającym jest pewna hybrydowość oraz płynność.
Co Was, jako grupę, łączy?
Przede wszystkim pewne idee, przekonanie do działania we wspólnym celu, zaangażowanie w wytwarzanie środowiska, eksperymentów i procesów zmysłowych i krytycznych. Chęć szukania odpowiedzi w kontekście obecnej sytuacji społeczno-politycznej. Oraz próba tworzenia alter-instytucji, budowanej na modelu przyjaźni. My nazywamy to infrastrukturą przyjaźni.
Co to jest infrastruktura przyjaźni?
To jest poszukiwanie alternatywnego modelu współpracy, ale też szerzej, funkcjonowania w rzeczywistości. Staramy się, aby nasza praca przebiegała w warunkach wzajemnej troski. Mamy wrażenie, że tylko w takich warunkach można tworzyć bezpieczną przestrzeń, gdzie różni ludzie mogą się spotkać, pracować, bawić i dzielić się swoją praktyką i zaangażowaniem. To jest świadome tworzenie warunków do zasilania relacji i budowania społeczności. Oczywiście nie jest to proste zadanie – tak naprawdę cały czas uczymy się pracy według takiego alternatywnym modelu.
Efektem tego jest chociażby Dragana Bar. Powiedzcie coś więcej o projekcie?
Dragana Bar to nomadyczny queerowy klub. Dla nas takie miejsca są niezbędną częścią ekologii środowiska queerowego i artystycznego. Choć sporo jest w ostatnich latach interesujących, niezależnych inicjatyw i imprez, to w Warszawie wciąż brakuje queerowych, bezpiecznych przestrzeni klubowych. Dragana jest odpowiedzią na ten brak.
Dragana to projekt artystyczny?
W naszej praktyce działania artystyczne, kuratorskie czy aktywistyczne przeplatają się ze sobą. Skupiamy się nie tyle na definiowaniu ich, ale na celu, którym jest wzmacnianie środowiska queerowego i tworzenie przestrzeni na eksperymentowanie oraz na queerową przyjemność. Dragana rozpoczęła swoją działalność w ramach naszej rezydencji w Zamku Ujazdowskim, ale chcemy, żeby wyszła poza ten kontekst i funkcjonowała jako nomadyczny bar np. ostatnio uruchomiłyśmy Draganę podczas Festiwalu Pomada.
Na zdjęciach zamiast Waszych twarzy pokazane są schody do Dragana Bar.
Schody były naszą architektoniczną interwencją w Zamku, niezbędną, aby stworzyć autonomiczną przestrzeń wewnątrz instytucji. Była to interwencja zarówno symboliczna, jak i czysto praktyczna, pokazująca, jak prosty gest może otworzyć i zmienić przestrzeń w nieoczekiwany sposób. Dragana nie byłaby możliwa bez nich. Niezależne wejście umożliwiło nam też otwieranie tej przestrzeni poza zwyczajowymi godzinami pracy instytucji.
Odpowiedzialność to ważny element Waszej praktyki. Mam wrażenie, że pracując ze społecznością queer, można o niej przypomnieć.
Dla nas odpowiedzialność za społeczność, jaką tworzymy, jest najważniejsza. Dużo energii wkładamy w kolektywną współpracę, choć oczywiście nie jest tak, że na tym polu odnosimy same sukcesy. Wypracowanie systemu pracy w takich warunkach bywa znacznie trudniejsze niż wtedy, gdy masz jasną hierarchię i twarde instytucjonalne relacje.