menu

Projektowanie rozumienia przestrzeni

Dobry rozwój, czyli taki, który jest świadomy, przemyślany, oparty na szacunku, zrównoważony oraz racjonalny z punktu widzenia kultury i gospodarki, musi mieć ciągłość – o mądrym projektowaniu miast rozmawiają architekci i urbaniści Rients Dijkstra i Dawid Strębicki

Rotterdam Centraal Kruisplein, stacja kolejowa jako brama do miasta. Po zakończeniu prac związanych z planowaniem przestrzennym terenów wokół dworca kolejowego, przez kolejne 10 lat Rients Dijkstra pełnił funkcję doradcy władz miejskich ds. ładu przestrzennego. Jego zadaniem było ocenianie i dbanie o spójność przestrzenną różnych projektów architektonicznych i przestrzennych, które były realizowane wokół budynku nowego dworca w Rotterdamie. Fot. Peter Schmidt

Prowadzisz biuro planowania przestrzennego i krajobrazowego. Byłeś też doradcą rządu holenderskiego do spraw infrastruktury i miasta (Rijksadviseur voor Infrastructuur en Stad). Oprócz tego jesteś profesorem planowania przestrzennego na Uniwersytecie Technicznym w Delft, gdzie obecnie się znajdujemy. Jakie są twoje doświadczenia łączenia perspektyw i możliwej współpracy pomiędzy profesjonalistami, politykami, teoretykami, przyszłymi mieszkańcami i rozmaitymi innymi aktorami, z którymi pracujesz na co dzień, pełniąc te wszystkie funkcje?
Oczywiście wszystko zależy od tego, jak dobrze poszczególne subkultury rozumieją się nawzajem. Zwłaszcza jeśli mówimy o profesji, której celem jest tworzenie wysokiej jakości środowisk życia w oparciu o współczesne potrzeby, a jednocześnie wiemy, że to, co zbudujemy, przetrwa co najmniej kilka dekad, więc siłą rzeczy jest kierowane do bardzo szerokiego grona odbiorców. W związku z tym w prezentowanych rozwiązaniach należy brać też pod uwagę potrzeby przyszłości. Pojawia się tu kwestia komunikacji pomiędzy różnymi grupami społecznymi, a wraz z nią możliwe nieporozumienia, których wpływ może okazać się bardzo duży. Dlatego tak ważne są wzajemne zaufanie i próba znalezienia konsensusu na etapie podejmowania decyzji. Przed chwilą pokazałeś mi przykłady realizacji mieszkaniowych na suburbiach Poznania. Zakładam, że powstały one w takim

Suburbia Poznania, fot. Atelier Starzak Strębicki

kształcie dlatego, że pewna grupa ludzi dąży do poprawy swoich warunków życia, podczas gdy inna grupa chce na tym zarobić i buduje w taki sposób z pobudek czysto finansowych. Gdy zestawić ze sobą ten popyt i podaż, widać, że wymiana rynkowa prowadzi do sytuacji, która z punktu widzenia profesjonalisty z Holandii jest, delikatnie mówiąc, nieoptymalna. Z perspektywy ludzi, którzy przeprowadzają się do nowo wybudowanych domów, które widzieliśmy przed chwilą na zdjęciach, jest to zapewne zasadnicza zmiana na lepsze. Budynki są lepiej zbudowane, lepszej jakości, lepiej zaizolowane, zapewniają więcej przestrzeni i komfortu, zapewniają miejsca parkingowe. W takiej sytuacji, wiedząc o możliwościach i udogodnieniach płynących z dobrych rozwiązań urbanistycznych, trudno jest stanąć na progu i oświadczyć: „Rozumiem, że jesteście zadowoleni z nowego lokum, ale trzeba wam wiedzieć, że w szerszej perspektywie jest to złe i szkodliwe rozwiązanie”. Podejrzewam, że rozmowa, która mogłaby nastąpić po czymś takim, byłaby mało konstruktywna. I właśnie dlatego trzeba zadać sobie pytanie, jak sprawić, by wiedza jednej subkultury mogła dotrzeć do innej subkultury w sensowny, inteligentny i zrozumiały sposób. Jest to bardzo skomplikowane i wielowarstwowe zagadnienie. Nakłonienie ludzi do zmiany nawyków i utartych sposobów myślenia jest zazwyczaj bardzo trudne. Jeśli ma się udać, musi być robione stopniowo, drobnymi kroczkami i nigdy na siłę.
 
Niedługo minie 25 lat, odkąd rozpocząłeś pracę nad dzielnicą Leidsche Rijn nieopodal miasta Utrecht. Czy pracowałeś przy nim przez cały czas w sposób ciągły?
Realizacja Leidsche Rijn jest praktycznie ukończona. Co zaś tyczy się ciągłości, to trzeba przyznać, że mamy w Holandii dobrze ugruntowane metody przekazywania dużych projektów następującym po sobie zespołom. W miarę wchodzenia projektu w kolejne fazy zmienia się natura pracy nad nim. Zmieniamy się też my, czyli profesjonaliści, którzy tę pracę wykonują. W przypadku Leidsche Rijn nasz udział skończył się na etapie ukończenia

Leidsche Rijn, suburbia Utrechtu, Nowa dzielnica mieszkaniowa była konsekwentnie realizowana przez ostatnie 25 lat, zgodnie z wcześniej zaplanowaną w skali kraju strategią urbanistyczną. Dziś znajduje się tam około 30 000 mieszkań, które zamieszkuje około 100 000 mieszkańców. Dużą część tej nowej dzielnicy tworzy zabudowa złożona z domów szeregowych. Dzięki temu zabudowa ma zwarty charakter, a jej gęstość wynosi około 25 mieszkań/ha. Cała dzielnica ma także starannie zaplanowaną siatkę przestrzeni publicznych i budynków użyteczności publicznej o różnych funkcjach, zapewniających codzienny komfort życia mieszkańców. Fot. archiwum Maxwam

master planu, czyli ogólnego planu rozwoju i wytycznych funkcji i kształtów zabudowy. W sumie pracowaliśmy około 3 lat nad wytycznymi. Bywa też tak, że biuro, które rozpoczęło pracę nad danym projektem, współpracuje z instytucją publiczną do końca, naturalnie role w trakcie takiego procesu ewoluują. Tak właśnie było w przypadku naszego udziału w rewitalizacji rejonów wokół stacji w Leiden i w Rotterdamie. Ja sam byłem zewnętrznym doradcą i zostałem zaangażowany w ocenianie, koordynowanie i zgrywanie różnych projektów architektonicznych i przestrzennych, które były realizowane wokół nowego dworca w Rotterdamie na przestrzenni ostatnich 10 lat, po tym jak zakończyliśmy wcześniejsze prace na poziome planowania przestrzennego.

W jaki sposób takie przekazywanie projektów działa w kontekście wspomnianej komunikacji i współpracy różnych grup i środowisk? W Polsce na przykład mamy duży problem z tym, że często zmiana polityczna w wyborach powoduje zmienianie prac i założeń swoich poprzedników, także w kwestiach urbanistycznych. W Holandii chyba tak nie jest?
Nie, nie w takim stopniu.

Leidsche Rijn, suburbia Utrechtu, fot. archiwum Maxwam

Podając przykład, wyobrażam sobie, że gdy polityk, np. z Polski, odwiedza nową dzielnicę w Hamburgu lub Leidsche Rijn, jest zachwycony tamtejszymi rozwiązaniami. Przedmiotem jego lub jej podziwu jest końcowy efekt, który jest namacalny. To rezultat dwudziestu pięciu lat ciągłej i skutecznej pracy. Jak zatem można wytłumaczyć to politykom? Jak sprawić, by zrozumieli, że aby osiągnąć pewne efekty, konieczna jest ciągłość i dobra organizacja pracy na przestrzeni wielu lat?
Z perspektywy ciągłości rozwoju kraju czy też miasta sytuacja hamowanie wszystkich prac co 4 lata to kpina. To tak jakby operując na otwartym sercu ciężko chorego pacjenta, chirurg nagle po kwadransie oświadczył, że musi zająć się kimś innym, po czym wyszedł na korytarz, złapał pierwszego lepszego lekarza i powiedział: „Ty to dokończ”. To absurd, nic dobrego nie może z tego wyniknąć. Nagłe zahamowania wykluczają dobry rozwój, czyli taki, który jest świadomy, przemyślany, oparty na szacunku, racjonalny z punktu widzenia kultury i gospodarki oraz zrównoważony. Nie mam cienia wątpliwości, że jeśli chce się to robić porządnie, trzeba stworzyć kulturę architektury i planowania opartą na myśleniu perspektywicznym, w kategoriach dłuższego trwania. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Dworzec kolejowy Poznań Główny, wejście, fot. Atelier Starzak Strębicki

Inne szkodliwe zjawisko znane z krajów takich jak Polska to konkurowanie ze sobą różnych podmiotów miejskich o mieszkańców. Na przykład Poznań, miasto w którym aktualnie mieszkam, konkuruje ze swoimi przedmieściami, które z kolei konkurują między sobą. Każda z tych jednostek próbuje uzyskać jak najwięcej mieszkańców i/lub firm dla siebie. Jest to model kompetytywny, a nie taki, w którym jednostki nawzajem się uzupełniają. Jak o tych kwestiach myśli się w Holandii?
Zrealizowaliśmy na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat wiele nowych, dużych dzielnic mieszkaniowych wokół dużych ośrodków miejskich. Przeszliśmy od budowania mieszkań w blokach na dużą skalę – głównie w miastach, głównie na wynajem – do mniejszych domów własnościowych. Było to wywołane zmianami w gospodarce, prawie, systemie podatkowym itd. W krótkim czasie powstała potrzeba realizacji aż 800 000 nowych mieszkań. Rząd Holandii stanął przed wyzwaniem wygospodarowania miejsca pod te inwestycje. Przy organizacji tego zadania zaczął ściśle współpracować z prowincjami i głównymi miastami. Poprzedzając realizacje, badano, jak powinien wyglądać dobry rozwój, a ważnym aspektem tych badań było analizowanie poprzednich dominujących modeli: budowy monotonnych bloków mieszkalnych w dużej skali oraz mniejszych, niezależnych miast-satelitów, czyli niezależnych przedmieść. W oparciu o te analizy powstał model Miasta Kompaktowego. Leidsche Rijn jest jedną z dzielnic mieszkaniowych zrealizowanych w ramach programu Vinex i jest jednym z przykładów, jak budować zgodnie z założeniami tego modelu.

Zakładam, że przy wybieraniu lokalizacji pod inwestycje w ramach Vinex nie bez znaczenia była bliskość infrastruktury komunikacyjnej, jak autostrada, kolej itd.
Oczywiście.

Rotterdam Centraal Kruisplein, stacja kolejowa jako brama do miasta, fot. Peter Schmidt

Czy jednostki samorządowe rywalizowały ze sobą o mieszkańców lub o powstanie takiej dzielnicy właśnie na ich terenie?
Narodowe i regionalne władze były zaangażowane w proces i dzięki temu udało się uniknąć sytuacji, w której miasta i wsie konkurowałyby ze sobą z powodu krótkoterminowych korzyści finansowych.

Inwestycje powstałe w ramach programu Vinex mają określoną gęstość – między 25 a 45 domów na hektar.
Tak jest. Około 30 domów na hektar.

W Polsce średnia gęstość zabudowy na terenach podmiejskich, gdzie buduje się w sposób niekontrolowany, szacuje się, że wynosi mniej więcej 8–10 domów na hektar. Gęstość w oczywisty sposób przekłada się na to, ile pieniędzy z kieszeni podatnika trzeba wydać na infrastrukturę teraz i w przyszłości. Czy możemy porozmawiać o zrównoważonych rozwoju i o twojej percepcji na ten temat?
Chodzi o to, by podejmować wszelkie decyzje, w tym np. o gęstości zabudowy, biorąc pod uwagę szerszy kontekst i długofalową perspektywę czasową. W każdym kraju powinna istnieć niezależna grupa ekspertów odpowiedzialnych za analizowanie skutków różnych metod planowania i realizowania inwestycji. Zadaniem tego ciała jest, albo powinna być, analiza tego, do czego by doszło, gdyby dany sposób postępowania był kontynuowany na przestrzeni dekad. Co zatem stanie się z polskimi miastami, z krajobrazem, ze

Leidsche Rijn w budowie, gęstość zabudowy 30 mieszkań na hektar, fot. archiwum Maxwan

środowiskiem, z klimatem, jeśli nadal będziecie realizować inwestycje tak, jak to robicie dzisiaj? Robiąc takie symulacje, trzeba rozpatrzeć różne scenariusze, wziąć pod uwagę zarówno niski, jak i wysoki wzrost, i kilka wariantów pośrednich. Jak będzie wyglądał kraj, jeśli przez najbliższe 50 lat kontynuowana będzie tendencja budowy 10 domów na hektarze gruntu. Ile kilometrów dróg i rur kanalizacyjnych będzie potrzeba? W jaki sposób nieodwracalnie zmieni to krajobraz? Umiejętność przewidzenia, co będzie się działo w długiej perspektywie czasowej, to jedna z podstawowych cech dobrego planowania przestrzennego. Pojedynczy projekt nie wywiera znaczącego wpływu, ale jakie będą skutki, jeśli powtórzy się go 1000 albo 10 000 razy? Nie przybierzesz na wadze od jednego cukierka, ale jeśli zaczniesz jeść cukierki jeden po drugim, w ciągu 10 lat czeka cię otyłość.

Zwykli Holendrzy to rozumieją?
Do tej pory rozumieli, ale to niestety zaczyna powoli ulegać zmianie, ponieważ rząd przestał przywiązywać należytą wagę do kultury planowania i zrównoważonego rozwoju i zaczął opierać się na wierze w samoregulujący się system rynkowy. Sam wolny rynek, bez należytej i obiektywnej kontroli działającej na rzecz zrównoważonego rozwoju, tego nie zapewni. Widać to doskonale na przykładach takich jak właśnie Polska, Stany Zjednoczone czy wiele innych krajów bliższych i dalszych.

Wróćmy raz jeszcze do Leidsche Rijn. Projekt został zapoczątkowany przed prawie 25 laty. Byłem tam 3 tygodnie temu, spacerowałem. Wydaje się, że to dobre miejsce do życia. W jaki sposób ćwierć wieku temu przewidzieliście, co będzie działało za 25 lat?
Myślę, że jest to połączenie zdrowego rozsądku z pewną dozą talentu i profesjonalizmu. Nigdy nie ma takiej gwarancji, ale mając konkretne, proste i ewidentne podstawy, zyskuje się pewność, że kreowane reguły rozwoju są uniwersalne i będą odpowiadać na potrzeby przyszłych mieszkańców. Na przykład, że w takiej skali wielką wartością jest różnorodność. Dlatego nie należy, w odróżnieniu od wcześniej dominujących idei urbanistycznych, wpadać w pułapkę myślenia, że istnieje jakiś idealny sposób mieszkania i życia, który trzeba po prostu powielić 30 000 razy, bo tyle jest obecnie domów w Leidsche Rijn. Różnorodność, jeśli chodzi o otoczenie, gęstość zabudowy czy sposoby przemieszczania się, jest bardzo ważna. Nie opierajmy wszystkiego na ruchu samochodowym. Stwórzmy kombinację prywatnych samochodów, transportu publicznego, pieszego i rowerowego. Dostępność usług publicznych, parków, atrakcyjnych terenów spacerowych, sportowych i rekreacyjnych w bliskim sąsiedztwie jest kluczowa dla wygodnego życia w danej dzielnicy.

Wydaje się, że to takie proste…
Warto przeanalizować miejsce i walory naturalne – na przykład w przypadku Holandii, częsta obecność wody w krajobrazie. Co może ona dla nas znaczyć przy projektowaniu przyszłej dzielnicy? Oczywista jest także analiza społeczeństwa, ich potrzeb, sposobu życia, korzystania z miasta itp. Silna więź i dobre połączenia z „miastem matką”, tutaj Utrechtem. W przypadku Leidsche Rijn, nie było to łatwe do osiągnięcia: oddziela je od Utrechtu dziesięciopasmowa autostrada oraz kanał. Według mnie, by w przyszłości uzyskać dobrą wymianę z „miastem matką”, należy stworzyć co najmniej 4–5 funkcjonalnych połączeń komunikacyjnych. Mógłbym wymieniać dalej, ale ogólnie rzecz biorąc, są to zawsze zdroworozsądkowe i podstawowe zasady. Wydaje mi się, że na większość punktów z tej listy może wpaść praktycznie każdy. Natomiast sprawienie, by wszystko to zadziałało sprawnie razem na ograniczonej przestrzeni, wymaga talentu i dużego doświadczenia projektowego.

W tym przypadku zadziałało.
Zadziałało doskonale, to prawda.

Leidsche Rijn zaczęło powstawać 25 lat temu i dziś funkcjonuje znakomicie. Przygotowując się do tej rozmowy, obejrzałem twój wykład sprzed 3 lat. Jego tematem były autonomiczne samochody. Co szczególnie zapadło mi w pamięć, to twoje pytanie o możliwy wpływ tej innowacji na tzw. urban sprawl, czyli rozlewanie się miast. Ale powiedziałeś też, że z drugiej strony dzięki autonomicznym autom ludziom być może będzie łatwiej żyło się w większym oddaleniu od miejsc pracy, szkół itd., używając samochodu jako przedłużenia domu albo biura, nie tracąc czasu na dojazd. Problemem, który to rozwiązanie technologiczne może spowodować, jest większa konsumpcja terenów wiejskich i naturalnych na potrzebę „wolnostojących domów w zieleni”. Mówiłeś wtedy o twoim zainteresowaniu badaniem nad możliwym wpływem tego rozwiązania technologicznego na urbanistykę.
Za każdym razem, kiedy natrafiam na jakieś nowe zjawisko, które w mojej ocenie może wpłynąć znacząco na kształt miast za 30 lat, zadaję sobie pytanie, jakie mogą być jego efekty i jak mogą one spolaryzować. Po jednej stronie spectrum mamy jedną możliwość, po drugiej inną, są one całkowicie odmienne, a wszystko, co znajduje się pomiędzy nimi, także jest możliwe. Zastanawiam się wówczas, czy coś daje konkretne powody do niepokoju, czy warto promować jakieś rozwiązania kosztem innych itd. Zaczynam systematycznie badać te zagadnienia, by dowiedzieć się i przewidzieć możliwe rozwiązania jeszcze przed powstaniem problemu.

Suburbia Poznania, fot. Atelier Starzak Strębicki

Gdzie znajdujesz fundusze na tego rodzaju badania? Prowadzisz prywatną firmę, ale jesteś też profesorem na uniwersytecie.
Oczywiście szukamy pieniędzy na zewnątrz, sami nie dysponujemy tak dużymi kwotami. Czasem udaje się zdobyć duże dofinansowania z Unii Europejskiej, która często wspiera badanie tych samych zagadnień, które nas w danym momencie interesują. Ale musimy wtedy konkurować z innymi uniwersytetami i ciałami badawczymi. Natomiast jako profesor w katedrze planowania przestrzennego dysponuję asystentem (research assistant) opłacanym przez uniwersytet. Więc nawet bez dużego grantu możemy jako katedra rozpocząć badania na własną rękę. Bycie profesorem na uczelni ma tę zaletę, że instytucja obdarza cię kredytem zaufania na podstawie twojej kariery, dokonań zawodowych, tego, co napisałeś. Ta pozycja daje mi wolność do zajmowania się tym, co oceniam jako ważne dla przyszłości planowania przestrzennego.

Rient Dijkstra – architekt i urbanista. Uniwersytet Techniczny w Delft, którego dziś jest wykładowcą, ukończył z wyróżnieniem. Zanim dwadzieścia lat temu założył własną firmę Maxwan pracował m.in. dla Architekten Cie oraz Office for Metropolitan Architecture (OMA). Wśród jego projektów są m.in.: Leidsche Rijn, Leiden Central Station, Rotterdam Central Station, wielkoskalowe projekty drogowe, przestrzenie publiczne i osiedla m.in. w Moskwie. W latach 2012-2016 był doradcą rządu holenderskiego do spraw projektowania przestrzennego, mobilności i polityk miejskich. Od września 2018 r. jego biuro projektowe połączyło się z biurem Posad i działa obecnie jako MaxwanPosad. http://maxwan.nl

Dawid Strębicki – architekt i urbanista, mieszka w Poznaniu. Przez 20 lat mieszkał w Belgii i Holandii. W 2012 r. wraz z Jolantą Starzak założył Atelier Starzak Strebicki. Projektują przestrzenie publiczne, domy, wnętrza, meble. Współpracują z School of Form jako wykładowcy. Swoje projekty realizują w Polsce, Belgii, Holandii i Niemczech. Brali udział w 15 Biennale Architektury w Wenecji – jeden z ich projektów partycypacyjnych „Kijkgat” był prezentowany na Biennale w Pawilonie Belgijskim. W Poznaniu zaprojektowali dziedziniec Urzędu Miasta i przestrzeń Generator Malta. http://starzakstrebicki.eu

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności