menu

Czy Kooperatywa Spożywcza „Dobrze” może być uznana za dzieło sztuki?

Kooperatywa Spożywcza Dobrze, Warszawa, fot. Katarzyna Kalinowska

Czy gdzieś między wyładowywaniem dostawy warzyw, koziego nabiału, drukowaniem paragonów i szorowaniem podłogi jest przestrzeń dla sztuki? Czy praca na kasie w warzywniaku od poniedziałku do piątku, w godzinach 8.30–15.00, przez piętnaście miesięcy może być działaniem artystycznym?

Od wejścia da się odczuć, że jest to sklep niezwyczajny. Marchew jest brudna, pietruszka powykręcana na wszystkie strony, a personel zapytany o możliwość kupna bananów robi wielkie oczy i proponuje topinambur w okazyjnej cenie. Zamiast stojaka z foliowymi jednorazówkami stoi kosz z używanymi opakowaniami. Zamiast reklam wiszą ogłoszenia o darmowym soku z kiszonych ogórków i sezonie na skorzonerę. Są to niewątpliwe przesłanki, że jest to miejsce nietypowe, ale żeby od razu nazywać to sztuką? Trzy lata zaangażowania jako członkini – w tym piętnaście miesięcy pracy etatowej – w Kooperatywie Spożywczej „Dobrze” w Warszawie pozwoliło mi poznać od podszewki działanie prowadzonych przez społeczność sklepów spożywczych. Na podstawie tych obserwacji uważam, że działalność kooperatywy w pewnych jej aspektach można określić jako sztukę. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego tak sądzę. Spróbuję się także zastanowić, czy taka koncepcja znajduje potwierdzenie w opracowaniach teoretycznych poświęconych współczesnej działalności artystycznej. Aby uargumentować moją opinię o tym, że Kooperatywa jest dziełem sztuki, i zastanowić się nad płynącymi z tego korzyściami oraz potencjalnymi zagrożeniami, odniosę się do kilku przypadków, w których zjawiskom lub rzeczom codziennym został przyznany status dzieła.

Zatrudnienie w sklepie, w zgodzie z moimi przekonaniami, w ramach sprzeciwu wobec kreowania potrzeb i braku poszanowania dla środowiska zaczęłam utożsamiać z działaniem artystycznym. Mianowałam w ten sposób swoją pracę do statusu dzieła sztuki. Choć nie zdawałam sobie z tego sprawy, nie byłam w swoim myśleniu odosobniona. Artyści i artystki, podejmując pracę w różnego rodzaju lokalach usługowych, sklepach czy fabrykach, zazwyczaj stawiają sobie jakiś dodatkowy cel. Podjęcie danej pracy w kontekście artystycznym to postawa nazywana realizmem zawodowym. Jest ona stosowana w różny sposób. Czasem może służyć jako protest – Gordon Matta Clark wraz ze znajomymi prowadził restaurację-dzieło sztuki. Lokal nazywał się FOOD i został otwarty w 1971 roku w Nowym Jorku. Było to miejsce pracy i spotkań artystów i artystek, ale także ośrodek działań zwracających uwagę na źle gospodarowany, niszczejący fragment miasta. Czasem chodzi też o rodzaj artystycznego sabotażu. Artyści i artystki z kolektywu At Work przemycają działania artystyczne do swoich biur, szkół lub restauracji bez ustalania tego z pracodawcą. Wprowadzają w ten sposób w monotonię codziennych zajęć nieco wyobraźni i poczucia humoru. Justin Sanchez, o którego pracy przeczytamy na stronie kolektywu, zatrudnił się w McDonalds. Jego działania polegały na przykład na modyfikowaniu instrukcji lub dekorowaniu narzędzi kuchennych ozdobnymi tkaninami. [1] Udało mu się także sfinansować w ten sposób magisterskie studia artystyczne i uczynić pracę tematem swoich projektów na studiach. Poszukiwania te mogą być również spowodowane krytycznym spojrzeniem na artystyczny mainstream i potrzebą skonstruowania stanowiska pracy, które umożliwi danemu artyście lub danej artystce utrzymanie się z zajmowania się sztuką. Dziełem, które opiera się właśnie na takiej koncepcji, jest Sometimes a nicer sculpture is being able to provide living for your family. Jego autor, Ben Kinmont, od 1998 roku prowadzi antykwariat. Jest to najdłuższy i najbardziej angażujący performans, jaki podjął. Na swojej stronie internetowej artysta opisuje swoją pracę w następujący sposób: Rozpocząłem prowadzenie antykwariatu, żeby pomóc w utrzymywaniu mojej rodziny. Praca ta nie jest biznesem samym w sobie, ale moim wkładem w koszty utrzymania naszej rodziny. Ponieważ przedsiębiorstwo specjalizuje się w książkach o jedzeniu i winie sprzed 1840 r., umożliwia również poznanie szerszego kontekstu, pozwalającego traktować prace domowe jako znaczące. Do tej pory udaje nam się to z sukcesem.[2]

Kooperatywa Spożywcza Dobrze, Warszawa, fot. Katarzyna Kalinowska

Antykwariat ten funkcjonuje jednocześnie w dwóch światach: w świecie sztuki jako performans i w świecie biznesu jako przedsiębiorstwo. Kinmont jest rzeźbiarzem, a jego prace były niejednokrotnie wystawiane w różnych galeriach. Pomimo tego, że nie tworzył jedynie hobbystycznie albo „do szuflady”, nie zarabiał na swojej aktywności wystarczająco dużo, aby czuć – wraz ze swoją rodziną – bezpieczeństwo i stabilność finansową. Komentując działalność Kinmonta, Julia Bryan Wilson – autorka pojęcia realizmu zawodowego – definiuje ją w następujący sposób: Ważnym dla Kinmonta jest fakt, że jego biznes funkcjonuje jak biznes; nie wystarcza mu wykonanie symbolicznego gestu w stronę świata handlu poprzez stwierdzenie, wydrukowanie ironicznie papieru firmowego czy stworzenie fałszywej witryny sklepowej. W rezultacie bierze on udział w czymś, co określiłam „zawodowym realizmem”, w którym sfera pracy zarobkowej (podjętej w celu utrzymania się) i sfera sztuki (której uprawianie dana osoba kontynuuje z przyczyn mogących obejmować przypuszczalnie cele zarobkowe, ale także z powodów przewyższających cele finansowe, jak motywacje estetyczne, osobiste i/lub polityczne) rozpadają się, stają się nierozróżnialne i celowo odwrócone. Są to performansy, w których artyści/artystki wykonują w pracy normalne, obowiązujące ich/je zadania pod wysoce elastyczną etykietą „sztuki”. W tej sytuacji praca staje się sztuką, a sztuka staje się pracą.[3]

Wilson podkreśla dalej, że realizm zawodowy jest często krytyczną reakcją na niski status materialny twórców i twórczyń.[4] Niskie lub bardzo nieregularne zarobki i brak stałego zatrudnienia zmuszają często do lawirowania pomiędzy jednym zleceniem a drugim – czasem dotyczącym sztuki, a czasem nie. Sklep z książkami daje poczucie bezpieczeństwa. Zaprezentowanie go jako dzieła sztuki sprawia, że Kinmont – nawet poświęcając część swojego czasu na prowadzenie biznesu, zamiast na tworzenie artystycznych obiektów czy sytuacji – nie traci swojej wypracowanej pozycji w świecie artystycznym. Nie jest to zapewne sytuacja idealna. Wiem z własnego doświadczenia, ile pracy i nerwów kosztuje prowadzenie dobrze prosperującego przedsiębiorstwa. Wydaje mi się jednak, że poczucie finansowej stabilności i gwarancji zapewnienia bytu sobie i bliskim, jakie daje posiadanie stałych dochodów, może być tego warte. Spokój i dobre samopoczucie psychiczne są czynnikami ułatwiającymi, a czasem w ogóle umożliwiającymi twórczość. Kinmont wciąż znajduje czas na realizowanie różnego rodzaju działań w świecie sztuki, a antykwariat nie jest jego jedyną aktywnością. Zanim podjęłam pracę w „Dobrze”, znałam sporo osób zajmujących się różnymi dziedzinami sztuki – od malarstwa po muzykę. Wielu i wiele z nich borykało się z poważnymi problemami finansowymi na różnych etapach swojego rozwoju zawodowego. Wiedza o tym wzbudziła we mnie przekonanie, że zajmowanie się sztuką nie jest zajęciem dochodowym. Był to jeden z powodów, dla których zwlekałam z podjęciem studiów artystycznych. Gdy wiedziałam już, że chcę się zajmować sztuką, byłam świeżo po studiach z projektowania i nie mogłam liczyć na artystyczne zlecenia przynoszące dochody. Z perspektywy czasu zaczynam rozumieć, że jedną z moich motywacji do myślenia o pracy w sklepie jako o sztuce była także troska o zapewnienie sobie środków do życia. Praca w Kooperatywie była dla mnie bezpieczną przystanią – czasem, w którym wynagrodzenie pojawiało się na moim koncie regularnie i w terminie. I to też była forma sztuki. Myślenie o łączeniu sztuki i innego źródła dochodów w pewnym momencie przestało budzić we mnie lęk, a stało się podstawą do obrania artystycznej strategii. Miałam też kilka innych pomysłów, np. praca jako kierowczyni autobusu. Wyobrażałam sobie, że jest to zajęcie pozwalające na świetne poznanie miasta, całkowite zanurzenie się w jego codzienności. Nie byłam pewna, jaki byłby koń< /span>cowy wynik takiej pracy (poza przewiezieniem odpowiedniej liczby pasażerek i pasażerów). Myślałam jednak o tym, że byłabym z jednej strony zwyczajną pracownicą ZTM-u, a z drugiej tajną agentką sztuki, wszczepioną w tkankę miejską, przemycającą artystyczne działania do niczego niespodziewającej się autobusowej codzienności. Byłby to inny rodzaj zawodowego realizmu, nieco mniej kuszący niż współtworzenie Kooperatywy, ale także bardzo ciekawy. Nie skreślam takiego scenariusza na przyszłość. Zawsze gdy pojawia się w mojej głowie niepokój o to, czy poradzę sobie jakoś w świecie sztuki, zastanawiam się nad tym, gdzie jeszcze mogłabym się zatrudnić. Myśl o próbowaniu różnych zawodów, w których praca jest jedynie pretekstem do tego, aby uprawiać sztukę, uspokaja mnie. Mogę powiedzieć, że Kooperatywa była dla mnie trochę tym, czym dla Kinmonta jest jego antykwariat. W miarę upływu czasu zaczynam rozumieć, że praca zarobkowa, którą nazywałam sztuką, była także narzędziem umożliwiającym mi artystyczne działania w innych obszarach. Czas poza godzinami pracy poświęcałam na inne działania artystyczne, co umożliwiło mi skonstruowanie portfolio i aplikację na Wydział Sztuki Mediów na ASP.

Kooperatywa Spożywcza Dobrze, Warszawa, fot. Katarzyna Kalinowska

Oczywiście w spółdzielni spoczywała na mnie mniejsza odpowiedzialność niż na właścicielu prywatnego sklepu. Uważam jednak, że demokratyczny system zarządzania w Kooperatywie sprawia, że osoby zatrudnione, których pracodawcą jest cały kolektyw, będący „właścicielem” placówki handlowej, biorą na siebie dużo większą odpowiedzialność za powodzenie jej działania niż personel obsługujący sklepy oparte na zarządzaniu w pionowej strukturze. Myślę przez to o Kooperatywie trochę jak o biznesie, który współprowadziłam. W tym aspekcie utożsamiam się z działaniem Kinmonta. Przykładem innej postawy artystycznej, również ze świata sklepów spożywczych – choć takich, którym Kooperatywa się sprzeciwia – jest performans Daniela Bozkhova. Miał on miejsce w Walmarcie w Maine w roku 2000 i był zatytułowany Training an Assertive Hospitality. Artysta podjął pracę w supermarkecie i pracował tam jako people greeter – osoba witająca klientów i klientki, dbająca o komfort zakupów i dobrą atmosferę w sklepie oraz pomagająca odnaleźć poszukiwane w gąszczu alejek towary. Amerykańska sieć znana jest z tego, że wielokrotnie utrudniała działanie powstającym w niej związkom zawodowym, a niskie ceny utrzymywane są między innymi kosztem niekorzystnych warunków zatrudnienia pracowników. Bozkhov podjął pracę w firmie kierującej się diametralnie innym kompasem wartości niż Kooperatywa „Dobrze”. Artysta wkroczył między sklepowe półki po to, aby stać się częścią problemu, poznać go od środka i zmniejszyć dystans między osobami bezpośrednio dotkniętymi niesprawiedliwością systemową i tymi, które mają czas, zasoby i możliwości, aby krytykować Walmart. [5] Czas między zmianami – za zgodą kierownictwa placówki – Bozkhov poświęcił na namalowanie w supermarkecie fresku. Korzystając z bardzo klasycznej techniki malarskiej, stworzył nieprzystający do korporacyjnej estetyki mural przedstawiający różne sprzedawane tam produkty oraz okoliczne budynki. Praca Bozkhova jest ciekawym przykładem ingerencji w pełne obostrzeń i norm życie codzienne sieciowych sklepów. Osobiście podoba mi się ten pomysł i z chęcią prześledziłabym proces powstawania fresku w jednej z okolicznych Biedronek. Mam nadzieję, że kilka przytoczonych przeze mnie sytuacji daje wyobrażenie o tym, jak wiele może być zastosowań dla nominowania pracy do statusu sztuki.

Fragment pracy magisterskiej obronionej na Wydziale Sztuki Mediów ASP w Warszawie w czerwcu 2018; promotor: dr Jakub Szreder.

[1] Justin Sanchez, Projectionniste/Employe Mc Do, http://www.atwork.enter1646.com/mcDonald.pdf, 29 stycznia 2008 [dostęp: 20 maja 2018].

[2] Ben Kinmont, Sometimes a nicer sculpture is being able to provide living for your family, tłum. aut., opis pracy na stronie internetowej artysty, http://www.benkinmont.com/projects/sometimes2.html [dostęp: 20 maja 2018].

[3] Julia Bryan Wilson, Occupational Realism, tłum. aut., „The Drama Review”, t. 56, nr 4 (T216), Winter 2012, New York University and the Massachusetts Institute of Technology, 2012, s. 32.

[4] Tamże.

[5] Colby Chamberlain, Training an Assertive Hospitality by Daniel Bozkhov, Triple Canopy, https://www.canopycanopycanopy.com/contents/training_in_assertive_hospitality, 9 lipca 2010 [dostęp: 20 maja 2018].

Katarzyna Kalinowska ur. w 1992 r., studiowała na Wydziale Wzornictwa i Sztuki Mediów Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Zajmuje się tworzeniem sztuki społecznie użytecznej, a także używaniem sztuki w protestowaniu i rozchmurzaniu szarej codzienności.

Kooperatywa Spożywcza „Dobrze” działa w Warszawie od sierpnia 2014 roku. Obecnie prowadzi dwa sklepy usytuowane w Śródmieściu: przy Wilczej 29 A oraz przy Andersa 27.

www.dobrze.waw.pl

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności