menu

Wystarczająco nieprzyjemnie

Jakub Zgierski

Resztki placka po węgiersku stygły w styropianowych pudełkach, a Paweł z nosem w telefonie szukał noclegów na Peloponezie. Chcę się wreszcie najeść i napić – powiedział, wstukując kryteria wyszukiwania i definiując filtry – prawdziwych oliwek i wina bez banderoli, a także niepasteryzowanego sera koziego z pszennym plackiem białym od mąki, chcę także wystawić skórę na wiatr i słońce, rzucić ciało w środek zimnej zatoki, ranić ręce o ostre skały, parzyć nogi meduzami, a potem zlizywać z warg morską sól i krew z rozciętego kolana. Potem czekać – aż się zagoi, aż wyschnie, aż krew dopłynie do mózgu. Potem chcę chodzić i jeździć, odwiedzać klasztory na szczytach gór, głaskać koty w bramach, pić wino i kawę od południa do nocy, ale też medytować – zobaczyć Dokumenta, rozważać historie Odysa i z otwartością przyglądać się współpodróżnym – dlatego też wybieram filtr „na uboczu”, powiedział, a także żeby kościołów było „od trzech do pięciu”, żeby czuć się jak u siebie po „od 1 do 4 godzin” i żeby nie musieć krążyć codziennie godzinami po mieście w poszukiwaniu „autentycznej spektakularności” (zaznacz: nie). Ania spojrzała mu przez ramię. A mają może opcje, zapytała, codziennej półgodzinnej analizy foliowanych jadłospisów z wyblakłymi fotografiami owoców morza? A fakultatywnie: wieczorów z przewijaniem ogorzałych twarzy na Tinderze i równoległym wyszukiwaniem na Wikipedii lawiny lokalnych świętych, lokalnych szlachetnych rodów, lokalnych fortec, kościołów, galerii, przysmaków, specjałów i  nocnych atrakcji? Bo w sumie chodzi tylko o to, powiedziała Ania, i sądzę, że warto to zapamiętać jako ogólną zasadę moralną i estetyczną, żeby było wystarczająco przyjemnie, a więc żeby było też trochę, wystarczająco, nieprzyjemnie. W szczególności, żeby szybko odnaleźć uczucie nonsensu, porządnie się wyspać i następnego dnia od rana leżeć na wznak w wodzie. Pokiwaliśmy głowami. Paweł spytał czy mogę go zastąpić w czasie urlopu, na co zgodziłem się z radością. Sprzątnęliśmy styropian ze stołu i wróciliśmy do biurek, aby przez kolejne trzy godziny pozostałe do końca dnia pracy obserwować znad monitorów jak lodowate podmuchy wiatru wzdymają reklamę za oknem.

JAKUB ZGIERSKI

kulturoznawca. Pisze artykuły o literaturze, redaguje książki o sztuce i organizuje wydarzenia filmowe.

Ten serwis korzysta z cookies Polityka prywatności